No witamy! Trochę się spóźniłyśmy, ale dlatego, że strasznie dużo tekstu mamy i trzeba było go podzielić. A od dzielenia jest Aiko. A Aiko miała tyle rzeczy na głowie, że zgubiła poczucie czasu C: Ale już jesteśmy, nie? Mamy na zapleczu 20 rozdziałów, więc jestem zadowolona. Poza tym Iza Iza jest zawstydzony tym, że tak dużo tego wyszło o////o Bo w sumie zakładałem, że to będzie krótsze XD No, to teraz Aya - chan napisze coś C:
No jestem, jestem przecież. Weszłam na bloggera wczoraj, patrzę, że jakoś nam skoczyła lista postów na tej Shizayi. Otwieram, a tam kurwa... spam kopii roboczych! Jednak nie będzie wszystkiego na raz, zachłanne zboczuchy! Co prawda, dzięki temu nie będzie takich przestojów. Zapewne wrócimy do systemu rozdział co trzy dni. Albo dwa rozdziały w tygodniu. No nie wiem. W każdym razie Shizu patrzy na te kopie robocze i drapie się po karku, bo nie wie, dlaczego nagle tak dużo tego wyszło, bo założenia na początku były tak naprawdę trochę inne XD gdzieś tam, zanim Izaya w ogóle zaczął ewoluować to miałam myśl, żeby napisać już odpowiedź kończącą całą Shizayę, ale nie napisałam! I oto efekty...
Miłego czytania~!
A co jeśli Shizuo zobaczy jego cięcia na nadgarstku? Wtedy wyśmieje go czy zdziwi się? A może oba po kolei? Izaya westchnął w tym samym czasie gdy drzwi do mieszkania otworzyły się. Brunet usiadł na kanapie i spojrzał na Shizuo. Wrócił. Jednak coś mu się nie zgadzało. Spojrzał na jego ramię po czym krzywiąc się wstał i poszedł po apteczkę. To takie dziwne. Oriharę coś pchnęło ku temu, żeby jednak mu pomóc. Świat zbliża ku upadkowi..
Blondyn zamknął za sobą drzwi. Zdjął buty i zaraz stał w salonie. Spojrzał na Izayę, a ten... wyszedł. Dziwne. Ściągnął brwi i popatrzył za brunetem. Nie rozumiał, o co mu chodzi. Odłożył okulary na stolik i przysiadł na kanapie.
Po chwili do pomieszczenia wrócił Izaya, niosąc... apteczkę. Shizuo spojrzał na niego jak na wariata.
- A tobie co? - zapytał bez większego namysłu. Izaya był... dziwny.
- Nic. - mruknął podając mu apteczkę. Niech sam się opatrzy. Izaya usiadł na skraju kanapy wpatrując się w ekran telewizora. Naciągnął rękawy bluzy by przecięcia były niewidoczne. W sumie mógłby coś zjeść.. Głodny był trochę. Shizuo pewnie jak pójdzie do kuchni to znajdzie to sushi.. Westchnął i poszedł do kuchni po swoje ootoro.Ciekawe czy Shizuo będzie miał jakieś wąty o coś czy po prostu będzie siedział cicho aż do wieczoru? Pewnie będzie jak wczoraj. Zagryzl wargę wracając do salonu i siadając po turecku na kanapie, zachowując jakąś odległość od blondyna.
Shizuo westchnął teatralnie i zabrał od Orihary apteczkę. Nie widział potrzeby, żeby się opatrzyć, jednak... Zaskoczyło go zachowanie Izayi. Nie to, że utrzymywał odległość między nimi. To było normalne, w końcu się nienawidzili. Ale... dlaczego w ogóle podał mu tę apteczkę? Martwił się? To niemożliwe.
Blondyn zajął się raną, gdyż w sumie to mu dokuczała. Przemył ją i zabandażował. Dziwnie się czuł, bo zwykle jego rany nie potrzebowały opatrunku. Odstawił apteczkę na miejsce i zajrzał do lodówki. Czekało na niego sushi. Zdziwił się, i to bardzo.
Usiadł na kanapie i patrzył na swój obiad, nie wiedząc jak zareagować. Powinien... podziękować? Czy jak? Sam nie wiedział.
W pewnym momencie milczenie zostało przerwane. Usłyszał ciche przeklniecie Izayi. Brunet ubrudził sobie rękaw, który przy okazji się podwinął. Shizuo mimowolnie spojrzał na nadgarstek Orihary.
Jadł obserwując go z ukosa gdy nagle spadło mu ootoro, brudząc rękaw.
- Cholera. - mruknął podnosząc jedzenie, które się trochę rozleciało. W sumie nie byłby tako wkurzony gdyby owym obiadem nie było ootoro. Usiadł po turecku i westchnął, mimowolnie patrząc na Shizuo. - Co? - zapytał widząc jego spojrzenie. Podążył za nim i zauważył, że rękaw mu się podwinął. Niemal od razu go zasunął wracając do jedzenia. Bo w sumie co miał powiedzieć? "To nie tak" ? A jak?
Shizuo obserwował czerwone pręgi, dopóki Izaya nie zasłonił swojego nadgarstka. Blondyn odstawił swoje sushi na stolik. Chwycił Oriharę za rękaw. Może i zachowywał się dziwnie, ale... sam nie wiedział, dlaczego... przejął się...? Może. Ale nie mógł przejść obojętnie, gdy widział, że ktoś się poddaje. Bo dla niego cięcie się oznaczało poddanie. Izaya nie starał się stawić czoła problemowi. Postanowił się pociąć. To... dla Shizuo, to było przegięcie. Jakby Izaya... nie miał honoru. Nie miał nic. Był zupełnie inny. Shizuo irytowało, że Izaya taki był. Przywykł, że Orihara zawsze był zacięty, złośliwy i w ogóle... Że był zupełnie inny.
- Co to ma być? - spytał groźnie, odsłaniając nadgarstek Izayi. Patrzył prosto w te szkarłatne oczy. Orihara uciekał wzrokiem.
Przestraszył się nieco gdy Shizuo złapał go za nadgarstek. Co teraz zrobi? Uderzy? Nakrzyczy? Przecież to nie jego sprawa. On jest tylko jego problemem, a problemy się zwalcza, więc w czym problem?
- Od kiedy obchodzi Cię to, co się ze mną dzieje? - zapytał cicho, patrząc mu w oczy. Był wkurzony. Ale dlaczego? Zawsze chciał jego śmierci, a teraz nagle się wycofał? To chyba jakiś żart. Próbował wyrwać swoją rękę z jego dłoni, ale zbyt mocno go trzymał. - Puść mnie. - mruknął zaciskając dłonie w pięści.
Co on sobie myślał? Że będzie robił za jego ojca?! Chociaż.. jego by nic nie obchodziło. Patrzył w jego oczy z intensywnością, ledwo wytrzymując jego groźne spojrzenie. Jeśli mu to przeszkadzało to miał problem.
Shizuo patrzył prosto w oczy Izayi, chcąc coś z nich... wyczytać? Nie wiedział. Ale był wściekły.
- A jak od teraz, to co? - syknął, wciąż trzymając rękaw Orihary. Odsłaniał nadgarstek. Mimo tego nie patrzył na rany. - Nienawidzę cię! Szczerze cię nienawidzę, gdy jesteś największą szują i manipulatorem w całym mieście, ale wiesz co? Jeszcze bardziej nienawidzę cię, kiedy jesteś taki! - zawołał wściekłe i zacisnął drugą dłoń w pięść. - No i po co ci to? Po co się tniesz? Dla blizn, które będą ci przypominać, jak głupi byłeś?! Tylko ludzie słabi się poddają. Nienawidzę cię jeszcze bardziej, gdy zachowujesz się jak jakaś ofiara! Zupełnie jak nie ty!
Shizuo nie wiedział, co nim kierowało. Dlaczego go to obeszło? Dlaczego przejął się Izayą? I dlaczego te rany na nadgarstku wywoływały w Shizuo... dziwne uczucie niepokoju?
Blondyn nie znał odpowiedz na te pytania.
- Od teraz? - prychnął. Zaczął się tym interesować, bo pewnie Shinra go ochrzani za to, że nie przypilnował go. Krzyki Shizuo zabolały go. I to tak jakoś.. Dotknęły go. Zacisnął wargi, próbując być spokojnym, ale nie potrafił. - Niczego nie rozumiesz! - krzyknął w końcu. - Nie potrafisz zrozumieć tego co we mnie siedzi ani tego dlaczego to zrobiłem! I wcale się nie poddałem skoro jeszcze żyje! - krzyknął po czym wyrwał się mu i wstał. - Skoro tak bardzo mnie nienawidzisz to mnie dobij i będzie dobrze dla wszystkich! Bo według Ciebie należy mnie usunąć ze społeczeństwa, a nie myślałeś kiedyś, że też jestem człowiekiem?! - krzyknął wpatrując się w niego. Shizuo nie rozumiał. Działał i myślał instynktownie, a nie tak jak on. Nie wiedział dlaczego Izaya się pociął i nie wiedział kim tak naprawdę był. Nic nie wiedział, ale udawał mądrzejszego.
- To może pozwól niektórym zrozumieć, co?! - wydarł się Shizuo. Również wstał. - Snujesz się jak cień i nie dajesz sobie pomóc, ani nic! Nie jestem do tego odpowiednią osobą, w końcu nienawidzisz mnie, ale masz choćby Shinrę! Kazał mi dać znać, jak coś się będzie działo i widzę, że muszę to zrobić! - warknął, sięgając nawet po telefon. Nie wiedział nawet, dlaczego przejął się Izayą. To nie w obawie przed Shinrą. Nie myślał o tym. Po prostu... nienawidził słabych ludzi bardziej, niż kogokolwiek innego. Miał świadomość, że Izaya nie jest słaby. Ale co, ma mu to powiedzieć?! Zacznie się nabijać i naśmiewać, a Shizuo nie miał ochoty słuchać jego tekstów. - Grasz Boga! Tylko grasz! Jak widać, nie jesteś nim, skoro masz swoje ziemskie problemy i zmartwienia! - uświadomił mu. Był wściekły. Heiwajima przyjął już do wiadomości fakt, że przejął się Izayą. Więc brunet nie może tego po prostu docenić?! No tak, nie spodziewał się pewnie tego po nim...
- Zrozumieć?! Niby jak, co?! - krzyknął. Ma sobie dać pomóc? Nie dostał pomocy! Nawet Shizuo miał go w dupie i ciągle był zły! Oprócz tej scenki gdy wpadł w rolę ojca i wyjechał z kazaniem. - A co innego mam robić, co?! Mam oglądać telewizję i pić whisky jak Ty?! - zapytał ciskając piorunami. - Shinra tak na serio ma to gdzieś! Przeszedł przez to raz, a poza tym ma swoje nudne życie! - krzyknął. Czuł, że coraz bardziej zdziera gardło przez tę kłótnie. - Może i nie jestem Bogiem, ale co z tego?! - krzyknął rozpościerając ramiona. - Jestem człowiekiem tak jak inni! Tylko Ty musisz być Bestią i mi wszystko wypominać kiedy nie chcę o tym wiedzieć! - zupełnie nie panował nad tym co mówił. Czuł, że nie wytrzyma długo i wyjdzie stąd. Shizuo go nienawidził za to wszystko to czemu go nie zabije jak zawsze obiecał? Dlaczego trzyma go w domu i żyje z nim?
Shizuo zacisnął dłonie w pięści. Po chwili je rozluźnił. Podszedł do Izayi, złapał go za poły sweterka i spojrzał mu prosto w oczy.
- Co zrozumieć? Dałbyś komuś SIEBIE zrozumieć! I przestać uciekać i dać sobie w końcu kurwa pomóc! Długo tak nie pociągniesz! - wydarł się. Sam nie wiedział, dlaczego tak bardzo przejął się przyszłym losem Orihary. Podejrzewał, że wizja spokojnej przyszłości go przerażała. Mimo wszystko. Mimo tego, że tak bardzo chciał żyć spokojnie, z dala od Izayi... coś się chyba zmieniło. - A kto przylepił mi tę nalepkę Bestii?! My wszyscy jesteśmy tylko pieprzonymi ludźmi! Tak, ja też, o dziwo! - ryknął. Zachowanie Izayi irytowało go coraz bardziej. Wcześniej nie przeszkadzało mu, że informator widzi w nim bestię, a teraz? Zabolało go to trochę. Tak, Shizuo Heiwajimę coś zabolało. Świat się kończy. - Dlaczego? Po co ci to było? - zapytał już nieco ciszej, choć wciąż agresywnie i wskazał głową na nadgarstek chłopaka.
Spojrzał na niego że strachem, myśląc że na serio go zaraz zabije, ale on tylko się zdenerwował.
- Nie uciekam. - powiedział cicho. Wiedział, że długo tak nie pociągnie. Znał już tę historię, bo w końcu przeżywa to drugi raz. - Prędzej czy później by tak się stało. - powiedział patrząc w bok. Ludzie zauważyliby, że z taką siłą jest niebezpieczny i odgrodziliby się od niego. Więc w sumie on tylko przyspieszył ten cały proces. Spojrzał na Shizuo, nie odzywając się. Po co? Żeby cierpieć. Żeby poczuć, że nadal żyje, odgrodzić się od tej pieprzonej codzienności, która ostatnio jest okropna. Ale gdzieś czuł, że chciał by zauważono go. Spojrzał w bok. Z początku chciał mu powiedzieć, że i tak nie zrozumie, ale blondyn zacząłby krzyczeć znowu.
- Nie, w ogóle nie uciekasz - prychnął ironicznie. Nie skomentował już więcej tematu Bestii. Nie chciał tego drążyć, bo Izaya tego nie zrozumie. Nie pojmie, że siła to nie wszystko i tak naprawdę Shizuo może okazać się zwykłym śmiertelnikiem. Izaya tego nie zrozumie... nawet jako Bóg tego popieprzonego miasta.
- Zapytam raz jeszcze. Dlaczego? Po co ci to było? - Shizuo jedną ręką puścił Izayę i złapał jego rękę. Uniósł nadgarstek na wysokość wzroku Izayi. Rękaw samoczynnie zsunął się niżej. Shizuo sam nie wiedział, co nim sterowało. Jednak... stało się. Ukazał tę część siebie, która zazwyczaj siedzi w środku. Nie mógł już tego cofnąć...
I co? Miał mu tak po prostu powiedzieć? Jeszcze wykorzystałby to do własnych idiotycznych celów. Chociaż co on może? Rozpowie, że Izaya miał chwilę słabości i przechodził okres dojrzewania, bo przez kogoś cofnął się do wieku 3latka. Zagryzł wargę.
- Nie wiesz jak to jest kiedy nienawidzi Cię całe miasto. Kiedy jesteś zdany na litość własnego wroga. To okropne. - oznajmił cicho. - Bez żadnej rodziny. - szepnął odwracając wzrok. Nie czuł się dobrze. Czuł się co najmniej źle. Spojrzał na Shizuo, ale zaraz tego pożałował. Nie chciał żeby w nim coś zobaczył.
Shizuo patrzył na Izayę tym samym, gniewnym i intensywnym wzrokiem, aż usłyszał wyjaśnienie. Cóż... nikt nie obiecywał, że będzie łatwo w życiu. A już zwłaszcza, jak wybiera się fuchę informatora. Shizuo odetchnął cicho, jakby chcąc się uspokoić. Tak naprawdę cała jego agresja jakoś... wyparowała. Był zły, ale nie agresywny. Przecież normalnie już uderzyłby Izayę!
- Możesz być pewny, że wiem - mruknął bardziej do siebie, jednak byli tak blisko, że Orihara na bank usłyszał. Może to i dobrze? Bo Heiwajima wiedział. Wiedział, jak to jest, gdy całe miasto nienawidzi, boi się go. Nie lubił tego uczucia. Bo... chcąc, nie chcąc, wciąż był człowiekiem i miał jakąś tam osobowość... - Ale cięcie się to nie jest wyjście z sytuacji... - rzucił cicho, puszczając Izayę. Nie wiedział dlaczego, jednak słowa Izayi o domniemanej litości blondyna... dotknęły go. Nie jakoś specjalnie, jednak... trochę. Ale dlaczego? Czyż tak właśnie nie było?
- To nie litość, a przyzwyczajenie, ale... jak uważasz... - mruknął pod nosem i puścił sweterek Izayi.
Spojrzał na niego. Wiedział? No tak.. Przecież całe miasto gdy tylko usłyszy jego nazwisko to drży że strachu. I on daje sobie radę. Bo on nie jest jak on.. Blondyn daje sobie radę, bo brat na niego liczy. Brunet nie musiałby się ciąć gdyby nie miał takiego życia.
- Przyzwyczajenie? - zapytał nieco zdziwiony. W sumie.. On też się już przyzwyczaił do tego, że mieszka z Shizuo, że je z nim śniadanie, a rano budzi się i zostaje w domu gdy tamten idzie do pracy. To już przyzwyczajenie.Z jednej strony nie powinno tak być, ale z drugiej.. Chyba to polubił. Nie wraca już do pustego domu, gdzie tylko czasami zastaje Namie, która nic nie mówi, a jak już to jest złośliwa. Nie jada już sam na mieście i nie kładzie się w zimnym łóżku z myślą, że jutro znowu będzie tak samo. Tylko ludzie nieco inni.- Jeszcze 8 lat. - mruknął do siebie wkładając dłonie do kieszeni spodni. Jeszcze 8 lat musi urosnąć by wszystko wróciło do normy.
Shizuo odetchnął głęboko. Usiadł na kanapie, chowając twarz w dłonie. Nie wiedział, co się dzieje i ta niemoc, niezrozumienie... tak go dobijało to wszystko...
Izaya miał rację. Zmieni się, urośnie o te osiem lat... i będzie po staremu. Jak dawniej... znów będą ścigać po ulicach, śmietniki będą fruwać w powietrzu... Shizuo poczuł się dziwnie na tę myśl. Przyzwyczaił się już do takiego życia. Przywykł, że Izaya siedzi w jego mieszkaniu, że stracił przez niego mnóstwo wazonów i doniczek. I to się skończy, być może niedługo? Dla Shizuo była to dziwna myśl.
- Mhm, przyzwyczajenie... - mruknął tylko na potwierdzenie. Nienawidził siebie w tym momencie za to, że ukazał Izayi część tego, co siedzi głęboko w środku. Shizuo raczej nie ukazuje swoich uczuć. A tym bardziej swojemu największemu wrogowi!
Tak było kiedyś. A... jak jest teraz? Kim jest dla niego Izaya? Mniejszym wrogiem? Współlokatorem? Znajomym? Nie wiedział...
Czyli teraz nadal jest jak jest? Nie myślał tak o tym. Wiedział, że teraz nie jest tak jak powinno i, że gdy wszystko wróci do normy to zmiany pozostaną. Bo nie da się wrócić do normalności po czymś co od niej odstaje. Westchnął siadając na kanapie. Pochylił głowę do tyłu wpatrując się w sufit.
- Co teraz? - zapytał. Co teraz właściwie będzie? Nadal będą żyć, a Shizuo zacznie zwracać jakąś uwagę? Pf, na pewno. Przechylił głowę w bok by na niego spojrzeć po czym spojrzał na swój nadgarstek. Może wtedy to pomogło choć trochę, ale teraz.. To tylko blizny. Pamiątka po tym co się stało.
- Dzwonisz do Shinry? - zapytał. Pewnie go ochrzani. Albo po prostu pogada skoro już zna sytuację. A może w ogóle nie zareaguje? Pewnie westchnie i powie, żeby tego nie robił, znalazł siebie zajęcie i nie myślał o niczym. Łatwo powiedzieć. Tak się nie da. Jeśli już coś robisz to i tak przyjdzie moment kiedy tą myśl zamknie Cię w klatce i wtedy masz chwilę słabości. Tylko chwila.
Shizuo zastanowił się nad słowami Izayi. Co teraz? Co on ma mu na to odpowiedzieć? Blondyn sam nie wiedział, co teraz. Wątpił, że wszystko wróci do normy. Nie wiedział też kilku innych rzeczy. Czy Izaya czegoś od niego oczekuje? Sam Shizuo nie wiedział, co ma robić. Może dlatego, że - fakt faktem - był człowiekiem, jednak nie miał w sobie aż tyle... empatii? Może... no i nie miał nigdy do czynienie z taką sprawą. Nie wiedział nawet, jak precyzyjnie sformułować wyjaśnienie. Nie podobało mu się, że Izaya się tnie, ale... jak ma mu to wyjaśnić, jak ten zapyta?
- A po co? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Nie widział konieczności, żeby Shinra się tu pojawił. Sprawa została załagodzona. Przynajmniej na razie...
Nie. Shizuo wolał nie myśleć, co się stanie, jak znajdzie nowe ślady po żyletce. Miał skrytą nadzieję, której nie dopuszczał do siebie. Nadzieję, że ich nie będzie...
- Nie wiem. - odparł wzruszając ramionami. Nie wiedział. Może Shinra chciał wiedzieć? Chociaż kto go tam wie. Westchnął. Spojrzał na telewizor, który wciąż grał po czym spojrzał za okno. Późno trochę. Słońce już zaszło.
- Wezmę prysznic. - oznajmił podnosząc się. Zabrał z torby ciuchy do spania i podreptał do łazienki. Weźmie prysznic i położy się spać. Za dużo powiedział Shizuo.. I nie da się tego odkręcić.
Blondyn skinął jedynie głową. Popatrzył za Izayą, aż ten zniknął za drzwiami łazienki. Dopiero wtedy ponownie oparł łokcie o kolana i schował twarz w dłoniach. Odetchnął. Próbował sobie to wszystko ułożyć. Długo myślał, aż w końcu doszedł do wniosku, że... musi po prostu uważać na Izayę. Pilnować go. Dokładnie tak, jak mówił Shinra. Sam nie wiedział, dlaczego miasto bez
Izayi wydało mu się nagle... nudne. No i podejrzewał, że miałby wyrzuty sumienia, jakby Izaya coś głupiego zrobił. No bo... mieszka z nim. I mimo wszystko, mimo tego, że są wrogami... czułby się źle.
Rozebrał się niewiele myśląc po czym wszedł pod prysznic i odkręcił wodę. Ciepła woda uderzyła w jego ciało, by spłynąć po nim i spaść na kafelki. Izaya westchnął po czym zsunął się po zimnej ścianie i oparł dłonie na kolanach. Głowę odchylił do tyłu. To teraz pozostaje samokontrola. Jak mówił Shinra.. No cóż, miał rację. Izaya nie wiedział ile tak przesiedział, o niczym nie myśląc, ale chyba wystarczająco, bo słyszał Shizuo jak coś gadał. Wstał więc, umył się szybko i wyszedł spod prysznica. Mimowolnie spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Te dziwnie podkrążone oczy bez charakterystycznego błysku, spierzchnięte usta i ta strachliwa postawa. W pierwszej chwili zastanowił się czy to w ogóle on. Przetarł skronie po czym ubrał się.
W Shizuo uderzyło zmęczenie. Był zmęczony po dzisiejszym dniu w pracy, potem ta dyskusja z Izayą... teraz jedynie marzył, aby pójść spać. Jednak musi się umyć... a Izaya jest w łazience. No cóż... poczeka.
Telewizor dalej grał, jednak dla blondyna nie było różnicy. Nie docierał do niego szum rozwrzeszczanych polityków. Zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Było tak błogo... ciemność już obejmowała go swoimi ramionami...
Zadzwonił telefon. Shizuo dopiero po chwili oprzytomniał. Syknął pod nosem i nawet nie spojrzał na ekran - po prostu odebrał.
- Mhm? - mruknął niezrozumiale, prostując nogi.
- No hej, Shizuo~! I jak wam idzie, nie pozabijaliście się? - usłyszał wesoły głos Shinry po drugiej stronie. Ściągnął brwi.
- Kto jak kto... ostatecznie żyjemy obaj.
- Matko, biliście się? - jęknął cierpiętniczo Kishitani.
- Nie, ale niewiele brakowało. Ewentualnie Izaya zabiłby się i bez mojej pomocy...
- Nie mów, że... nie sądziłem, że tak szybko się zacznie. - Shinra opowiedział dopiero po chwili. Shizuo westchnął ciężko.
Wyszedł z łazienki ubrany w szarą koszulkę, która na nim trochę wisiała i jakieś czarne spodenki. Spojrzał na Shizuo, który rozmawiał z kimś po czym usiadł na kanapie i odetchnął. Czyli dopóki blondyn nie usunie się z kanapy to on nie może iść spać.. Cudnie. Ziewnął po czym wyłączył telewizor. Heiwajima na pewno tego nie oglądał, a sam nie chciał nawet słyszeć tej paplaniny. Głowa go trochę bolała, ale póki co zachowywał całkowitą świadomość. Podkulił nogi, obejmując je lekko po czym oparł głowę o oparcie, wpatrując się w sufit.
Shizuo wymienił z Shinrą jeszcze kilka uwag i wypowiedzi. Gdy Izaya wyszedł z łazienki starał się tak dobierać słowa, żeby ten nic się nie domyślił. Zniósł szczebiotanie Kishitaniego. W końcu blondyn się rozłączył i syknął pod nosem. No i pięknie. Może spodziewać się albo wizyty Shinry, albo częstych telefonów. Cudownie...
Mimowolnie Shizuo zerknął w bok, na Izayę. Zbyt luźna koszulka sprawiała, że ten wyglądał jeszcze drobniej. Teraz nie wydawał się być tym, kim był naprawdę. Wyglądał na zwykłego nastolatka. Może trochę zamyślonego. Nie wydawał się być ani manipulatorem, ani osobą zdolną do cięcia się.
Shizuo westchnął. Nie podobał mu się tor, po którym szły jego myśli. Wstał i skierował się do łazienki.
Przymknął oczy nie mogąc niczego wywnioskować z rozmowy Shizuo i kogoś po drugiej stronie. Może brat do niego zadzwonił? To bardzo możliwe. Zapewne znowu jakaś nowa premiera. Spojrzał na blondyna, który się zebrał i poszedł. Izaya położył się na kanapie na plecach po czym przymknąwszy oczy zaczął coś nucić. Piosenka nie była ani smutna ani wesoła. Taka nijaka trochę. Położył sobie przedramię na czoło. Mimowolnie jego myśli powędrowały do Shizuo. No, bo czy on kiedykolwiek się uśmiecha? Albo śmieje? Albo w ogóle wykazuje inne emocje niż zdenerwowanie? Ciągle chodził spięty i niemal zawsze palił papierosy. Ciekawe czy dostanie raka czy może jego organizm jest tak przystosowany, że nie zachoruje? Shinra chętnie by go pociął i posprawdzał jak to tam działa, ale Izaya.. On tylko snuł teorie.
"On jest tylko jego problemem, a problemy się zwalcza, więc w czym problem?". Błąd. Z problemami trzeba się przespać... @_@
OdpowiedzUsuńJeeah, Shizuś zauważył cięcia na nadgarstkach Izayi. Zgwałć go za karę, gwałć na dywanie!
Ja wiem, dlaczego on przejmuje się naszym Oriharą. Bo go kocha, a potem seksy. *mistrz snucia teorii*
Boże, jestem niewyżytym człowiekiem, nie zwracajcie na mnie uwagi.
Miłość do tego rozdziaaału~
Chociaż nie podoba mi się to, że Shizuś i Izaya są skłóceni. No ale trudno o doskonałość D:
Czekam na następny ♥