Witaj!

Blog został zamknięty, a kolejne posty nie będą na nim umieszczane. Dziękujemy za komentarze!

sobota, 3 maja 2014

Pierścionek - 3

Nie mogę się skontaktować z Ayami, dlatego dzisiaj tylko ja piszę przedmowę. Także... Ostatnia część Pierścionka. No i w sumie najbardziej mi się ona podoba itd. itd. Zostawiam to do waszej oceny ♥ Miłego czytania :3



Izaya przetarł czoło po czym odetchnął. Jeszcze tylko trochę.. Spojrzał na drzwi i wstał. Kogo tu niesie o tej porze? Nie miał żadnych klientów umówionych ba tę godzinę.. Poprawił zlatujące okulary po czym spojrzał w wizjer. Wytrzeszczył oczy. Poczuł w sercu bolesny ucisk. Co Shizuo tu robi? Dlaczego przyszedł? I jeszcze to jak wygląda.. Może się upił? I przy okazji wybił pół miasta. Albo wrócił po rzeczy. Odetchnął głęboko po czym poprawił okulary i otworzył drzwi.
- Shizu - chan? - zapytał patrząc na niego uważnie. Fakt, wyglądał jakby napadła go co najmniej drużyna football'owa. Zacisnął dłoń na klamce, a prawą opuścił wzdłuż ciała. Trudno było mu tak po prostu stać i próbować nic nie robić. Spojrzał na jego twarz. Dziwnie wyglądał.. Tak niecodziennie.. Ale co go to obchodziło? Shizuo zakończył to wszystko. I teraz Izaya nie musi się o niego martwić. Nawet o to, że jest ranny.. I, że zapaskudził krwią większość koszuli.. I, że jest cały w nieładzie.. Cholera. Co on w ogóle wyprawiał?! I dlaczego tu jest? Chce mu boleśnie przypomnieć o tym wszystkim?!

Shizuo czekał i czekał. Myślał, że po prostu oszaleje w tym oczekiwaniu. Bał się, co zastanie. A może w ogóle nie zastanie nic? A co, jeśli Izayę załatwił jakiś gang?
Shizuo snuł różne scenariusze. Bał się. Nagle... drzwi się otworzyły. Jego spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Izayi. Tyle na to czekał... Izaya nie wyglądał dobrze. Był jeszcze chudszy, niż wcześniej. Miał ziemisty, niezdrowy kolor skóry i zmęczone spojrzenie. Shizuo nic nie widział w jego oczach. Nie miał zielonego pojęcia, czego może się spodziewać.
A najgorsze było to, że Izaya milczał.
Shizuo zagryzł wargę i spuścił głowę. Bał się. Wiedział, że jeśli nic nie zrobi to Orihara prawdopodobnie trzaśnie drzwiami. Tak po prostu. A przecież... przecież Shizuo cały czas go kochał! To nie było zależne od niego! Chciał być przy Izayi do końca swojego zasranego życia! Tylko przy nim! Ale... musiał odejść. Dla dobra Izayi...
Ale on o tym nie wiedział...
Shizuo miał ochotę przytulić Izayę. Tulić go mocno i długo. Jednak... nie wiedział, jak on zareaguje. No i był cały we krwi...
Wzrok Shizuo skierował się na prawą dłoń Izayi. W słabym blasku z klatki schodowej błysnęło srebro. Na palcu bruneta lśnił pierścionek.
- Więc go nosisz... - mruknął cicho przez zaciśnięte gardło. Coraz bardziej chciało mu się płakać. Już nie miał siły na ukrywanie swojej słabości. - Przepraszam... - szepnął ledwo słyszalnie. Tak cicho, że najmniejszy szmer mógłby go zagłuszyć. Jednak było cicho. Przeraźliwie cicho.
I to było najgorsze.

Zlustrował go wzrokiem. Nie ma nic do powiedzenia? Naprawdę? Nic? To po co on tu przyszedł? Izaya był wkurzony, bo nie wiedział czego oczekiwać. Nie wiedział co zrobić. Czy wejść do mieszkania zatrzaskując mu drzwi czy poczekać?
- Co to ma do rzeczy? - zapytał zakładając ręce na piersi. Usłyszał przeprosiny Shizuo, ale co to w ogóle ma znaczyć? Przyszedł, przeprosił i co? I myśli, że teraz Izaya go przytuli i wybaczy? Chyba postradał zmysły. - Czego ode mnie oczekujesz? - zapytał sucho. Był nieco zdenerwowany, ale kurde! Co on sobie wyobrażał? Izaya z trudem powstrzymywał jakiekolwiek emocje, kumulujące się w nim. To, że nosił pierścionek nic nie oznaczało. Nic, a nic.

- Heh, sam nie wiem... - Shizuo wzruszył ramionami, drapiąc się po karku. Czego oczekuje on od Izayi? Nie wiedział. Chciał go tylko zobaczyć. Nic więcej...
- Cieszę się, że żyjesz... - szepnął cicho, łapiąc się mocniej futryny. Chyba stracił za dużo krwi. Czuł, że nogi mu się uginają. Ale wytrzyma... to przecież nic...
- Chciałem cię tylko zobaczyć... czy nic ci nie jest... Wiem, że... pewnie mnie teraz nienawidzisz... - Blondyn zagryzł wargę. Czekał. Poczeka jeszcze chwilę. Był ciekawy, czy Izaya zacznie krzyczeć... pewnie nie, w końcu zawsze jest oazą spokoju... a przynajmniej zazwyczaj...

- Że żyje? - zapytał z niedowierzaniem.​ - A co? Miałem nie żyć? Zabić się, dlatego że mnie zostawiłeś nic nie mówiąc? - prychnął. Czy go nienawidzi? Nie. Nadal go kocha, ale.. Co miał zrobić? Z jednej strony się cieszył, że go widzi, a z drugiej po prostu był wkurzony na niego. Miał ochotę zatrzasnąć mu drzwi, ale wtedy nie usłyszy tego wszystkiego.. Do tego Shizou wyglądał jakby zaraz miał stracić przytomność. - Skąd możesz wiedzieć czy Cię nienawidzę czy nie? - zapytał cicho. - Co byś czuł gdybym to ja Cię zostawił? - spojrzał na niego po czym westchnął. - Powinieneś iść do Shinry, a nie stać tutaj i pleść głupoty - mruknął patrząc gdzieś w bok. Zacisnął dłoń na ramieniu. Chciał usłyszeć od niegk wytłumaczenie. Dlaczego? Po co? Co on sobie myślał?

- Może masz rację, może powinienem pójść do Shinry... - mruknął, spoglądając na swoje ręce. Całe brudne i pełne ran, cięć. Bolało. Ale nie tylko to. Każde słowo Izayi bolało. Chcąc nie chcąc. Shizuo był na to przygotowany, ale... mimo wszystko... bolało... Izaya po prostu nie znał prawdy. Sam z siebie jej przecież nie pozna, trzeba mu powiedzieć...
- Mogłeś zginąć, gdybym przy tobie został! - zawołał w końcu Shizuo, spuszczając głowę jeszcze niżej. Nie chciał nic innego, chciał tylko wtulić się w Izayę i cieszyć się jego ciepłem, ale... Ale Izaya najwidoczniej już zapomniał i go znienawidził. Pytał się skąd Shizuo może o tym wiedzieć. Przecież to było widać...
- Musiałem to zrobić... musiałem odejść choć... nie chciałem... Tu chodziło cały czas o ciebie! Słowem nie mogłem się odezwać, bo miałeś nie wiedzieć! Inaczej... inaczej... - Shizuo zacisnął drżące dłonie w pięści. Nie chciał mówić tego na głos. Wolałby, żeby nagle Izaya się dowiedział. Nie od niego. Tak po prostu. Jakby pstryknąć palcami i już! Izaya wszystko wie. Niestety, tak się nie da...

- Co Ty wygadujesz? - mruknął patrząc na niego zdziwiony. Mógł zginąć? Żartuje sobie? Spojrzał na niego z niedowierzaniem.​ To wszystko co mówił.. Nie wiedział czy wierzyć temu co mówi, ale.. Shizuo przecież nie kłamał.. Przełknął gule w gardle po czym odetchnął. Nie wyglądał na pijanego.. - Więc.. Więc po prostu odszedłeś - mruknął zagryzając wargę. Czyli to nie tak, że przestał go kochać. Po prostu musiał.. Choć dziwne było dla niego to, że sam nie wpadł na ten gang czy kim ten ktoś był. Czyli jednym słowem, Shizuo go kocha. Jest wporządku. Izaya pociągnął nosem i przytulił go do siebie. Teraz jest wporządku. - Jesteś głupkiem - oznajmił cicho. Wielkim, ogromnym głupkiem. Ale za to jego.

Shizuo zdziwił się, czując wątłe ramiona Izayi, które przyciągnęły go do czarnowłosego. Blondyn odetchnął zapachem Orihary. Objął go mocno i wtulił się jeszcze bardziej.
- Wiem, wiem... wiem, że jestem głupkiem... - szepnął cicho. - Ale... nie mogłem inaczej... Wiesz, co by to było, gdyby... gdyby ciebie zabili? Nic by nie było... - mówił i mówił, jak obłąkany. Tak strasznie brakowało mu Izayi... Ostatnio nie myślał o nim aż tak. Jednak teraz, gdy zobaczył go w progu... po prostu nie mógł... już nie mógł udawać, że jest okej. W ogóle nie było okej. Był tak stęskniony...
- Jednak... nosisz go... Wierzyłeś, że wrócę, czy jak...? - szepnął, odnajdując prawą dłoń Izayi. Przesunął opuszkami palców po metalu na jego palcu. Spojrzał mu w oczy, nie kryjąc już bólu i szczęścia zarazem.
- Jestem taki głupi... ale nie myślałem logicznie, gdy zagrozili, że pozbędą się ciebie, jeśli z nimi nie pójdę...

Uśmiechnął się lekko.
- Możliwe, że wierzyłem - oznajmił cicho. Chciał wierzyć, że blondyn wróci i wrócił. Izaya z tego powodu się cieszył. Splótł dłoń z jego dłonią po czym pociągnął go powoli do mieszkania.
- Już jest dobrze - oznajmił. Zamknął drzwi i wyjął z kieszeni telefon. - Zadzwonię po Shinrę. Usiądź lepiej - oznajmił patrząc na niego. Tak mu było ciepło na sercu, które radośnie biło dla niego.. Teraz to cięcię się uznał za głupotę.. Wystarczyło trochę poczekać.. Wybrał numer Shinry i powiedział mu, że ma szybko przyjechać z apteczką, bo trzeba zszyć Shizuo. Usiadł koło blondyna i przytulił się do niego, przymykając oczy. - Następnym razem po prpstu mi powiedz - mruknął. - Jakoś sobie poradzimy. Ewentualnie potem Shinra nas będzie zszywał - oznajmił patrząc na niego.

Shizuo pozwolił posiadzić się na kanapę. Obserwował Izayę przez cały czas. Brakowało mu tego starannie ukrywanego zmartwienia, gdy Izaya wzywał Shinrę. Zapomniał już, jak cudownie Orihara wygląda z okularami na nosie.
Ostrożnie objął Izayę i przyciągnął go do siebie. Wsadził nos w jego włosy i odetchnął ich zapachem
- Mam nadzieję, że kolejnego razu nie będzie... - mruknął cicho. Spojrzał Izayi w oczy. Te kochane, szkarłatne oczy pełne miłości i szczęścia... Blondyn ujął ostrożnie podbródek Izayi. Z pewnym trudem przysunął się bliżej. Nie spodziewał się, że to będzie tak bolało... Nachylił się nad Izayą i złączył ich usta w długim pocałunku. Z początku niepewnie, jednak stopniowo coraz śmielej całował wargi Izayi. Tego też mu brakowało... tych słodkich ust, które tak wolały o kolejne pocałunki...

- Ja też - szepnął patrząc w jego brązowe tęczówki. Te, które chciał oglądać już zawsze. Kochane, patrzące na niego z tą miłością.. Oddawał pocałunki z chęcią, uśmiechając się lekko. Dłoń wplótł w jego włosy, a drugą przyłożył do jego szyi, starając się nie sprawić mu bólu. Poza tym zaraz Shinra przyjedzie.. I będą musieli się oderwać od siebie. Izaya przymknął oczy, akurat w momencie gdy usłyszał pukanie. Oderwał się od blondyna, ale nie odsunął się. - Shinra - mruknął patrząc na niego. Pocałował go lekko, a gdy pukanie się nasiliło, westchnął i wstał. Podrapał się po głowie i poszedł otworzyć.

- Gdzie jest Shizuo? - zapytał Shinra, po wpakowaniu się do jego mieszkania. Izaya nim zdążył coś powiedzieć, Shinra wszedł do salonu. - Shizuo! W co Ty się wpakowałeś?! - krzyknął. Izaya zamknął drzwi i poszedł za nim, by zaraz usiąść na kanapie obok.

Shizuo zignorował pukanie do drzwi, patrząc Izayi w oczy. Brunet pocałował go jeszcze raz i dopiero później wstał. Shizuo westchnął cicho, obserwując Izayę, dopóki nie zniknął w przedpokoju. Naprawdę schudł... a to w ogóle możliwe w jego przypadku?
- Nie drzyj się, rety... - mruknął blondyn, przejeżdżając ręką po twarzy. - To tylko bójka... duża bójka... mega bójka... Pobiłem się, okej? Nie było innego wyjścia... - burknął, wzdychając cicho. Nie było innego wyjścia, dokładnie... to była jedyna szansa. A że przy tym oberwał kilka razy i sam uderzył kilka(naście) razy to inna historia...
- Shizuo, Shizuo... w coś ty się wpakował? - powtórzył Shinra, wyciągając swoje rzeczy z torby.
- Sam chciałbym wiedzieć, co to miało być... - mruknął, zerkając na Izayę. Uśmiechał się. Wyglądał o niebo lepiej, niż jak wtedy, gdy stanął w progu.

Spojrzał na Shizuo, a potem na Shinrę. W sumie.. Co by bez niego zrobili? Musieli by się tluc po szpitalach i tłumaczyć, że Shizuo nie jest normalny i żeby go od razu zarejestrowali jako stałego pacjenta. Taa.. Izaya chwycił dłoń Shizuo, splatając je że sobą. Teraz jest dobrze.. I już więcej niw będzie takich głupich akcji, rozstania ani niczego innego. Przynajmniej Izaya wie, czego się spodziewać.
Nagle Izayi się coś przypomniało.. Przecież Shizuo będzie się drzeć na niego za to, że ten się pociął.. Zrobi mu awanturę jak to zobaczy.. O nie.. Izaya naciągnął sweter na nadgarstek po czym uśmiechnął się lekko, wpatrując się jak Shinra zaczyna zszywać jedną z ran.

Blondyn uśmiechnął się lekko, czując palce Izayi splatające się z tymi jego. Czuł metalowy pierścionek na palcu. Przekręcił głowę w bok. Shinra w ciszy i skupieniu zszywał mu prawą rękę, a Shizuo patrzył na Izayę, który siedział po jego lewej stronie. Miał tak cholerną ochotę go pocałować, raz jeszcze... W końcu tak tęsknił za tym jego ciałem, za jego ustami, za jego uśmiechem i jego miłością...
Pozwolił jednak się zszyć. Tylko patrzył na Izayę. Dostrzegł, jak ten kręci się i naciąga rękaw sweterka. Domyślił się, o co chodzi. Westchnął cicho i odchylił głowę do tyłu, patrząc w sufit. Czyli Izaya znowu to zrobił... Znowu się pociął... Tym razem przez niego... Dziwna była ta myśl dla Shizuo. I bolesna. Wiedział, że skrzywdził Izayę, ale nie, że aż do tego stopnia... Przykro mu było z tego powodu...
A Shinra zabrał się za zszywnanie jego drugiej ręki.

Izaya puścił blondyna po czym wstał.
- Shinra chcesz kawy? Chyba posiedzisz tu trochę - oznajmił obserwując go.
- Taa, tylko nie taką mocną - oznajmił nie odrywając się od pracy.
- Shizu - chan, chcesz meliskę? - zapytał patrząc na niego. Już się przyzwyczaił do tego, że Shizuś melisę pił albo słodkie herbaty. W ogóle Shizuo uwielbiał wszystko co słodkie. Ciastka, cukierki, czekolady.. Za to nie lubił gorzkich. Izaya miał właśnie na odwrót. Nie lubił słodkich rzeczy. Uśmiechnął się lekko. Przez ten cały czas zdążył go tak dobrze poznać..

- Meliski raczej nie, ale możesz mi zrobić tamtą malinową herbatę, jeśli jeszcze masz - mruknął Shizuo, patrząc w oczy Izayi. Czuł się jakoś tak lekko i spokojnie. W ogóle się nie złościł. Był szczęśliwy, że wreszcie jest tu, przy Izayi. Na swoim miejscu. Niczego mu więcej do szczęścia nie brakowało...
Odwrócił spojrzenie od Izayi, jakby uwalniając go od siebie. Mentalnie puścił go, żeby ten poszedł do kuchni zrobić herbatkę. Westchnął cicho i przyglądał się Shinrze. Kishitani w skupieniu zakładał kolejne szwy, więc Shizuo wolał mu nie przeszkadzać. Westchnął cicho i patrzył w sufit, myśląc o tym wszystkim. Te dwa miesiące były dla niego prawdziwym koszmarem... Bez miłości, zamknięty... To straszna tortura dla niego i jego poczucia wolności, czy coś... Jak dobrze... jak dobrze być na swoim miejscu. Choć przypłacone bólem i wylaną krwią...
- Normalny człowiek zemdlałby już dawno po utraceniu takiej ilości krwi...
No właśnie...

Poszedł do kuchni i wstawił wodę. Wyciągnął trzy kubki i zaczął kolejno nasypywać - kawę, herbatę malinową i mocną herbatę. Uśmiechał się przy tym lekko. Wszystko było tak jak chciał, żeby było. Shizuo był w jego mieszkaniu, kochał go, wrócił do ich wspólnego, mało normalnego życia i wszystko jest okej. Izaya przypomniał sobie o wyjeździe.. Mieli wyjechać. Teraz będzie można to zrealizować. Wyjadą razem nad morze na kilka dni i będą leżeć i spędzać razem czas. Izaya wyciągnął cukierniczkę z cukrem i ciastka. Już po chwili zaniósł je do pokoju na stolik. Wrócił do kuchni by .zalać kubki i wraz z nimi powędrował do salonu siadając obok blondyna.
- Shinra, gdzie byłeś z Celty? - zapytał mimowolnie Izaya. Ten spojrzał na niego, na chwilę przestając zszywać prawie ostatnią ranę.
- Na wschodnim wybrzeżu. Mają tam takie fajne domki! - oznajmił rozmarzony. Pewnie wspominał jak to z Celty się bawił przez całe dwa tygodnie. - Celty z początku nie chciała wchodzić do wody, ale namówiłem ją~! - oznajmił dumny z siebie. - Pokaże wam potwm zdjęcia - powiedział szczerząc się. Izaya zaśmiał się lekko. Może oni też tam pojadą?

Shizuo zerknął na Izayę. Posłał mu lekki uśmiech, co było dość dziwne i sięgnął po swój kubek dopiero co zszytą ręką. Shinra chyba chciał go skarcić, ale darował sobie. Bo przecież to Shizuo.
Shinra trajkotał sobie wesoło o wakacjach, zszywając przy okazji ostatnie rany na ciele Shizuo. Blondyna trochę to wszystko bolało, ale tłumaczył sobie, że to wynik jakby przerwy w pracy. Niewiele razy się bił odkąd zabrali go od Izayi...
- To co, kiedy jedziemy? - zapytał, obejmując Izayę w pasie, jednocześnie uważając, żeby ten nie oblał się swoim napojem. Sięgnął po ciastko. Shinra już skończył go zszywać.
- Shizuo, nie wiem, w coś ty się wpakował, ale lepiej nie rób tego więcej. Tragedia, istna tragedia! Nigdy ci tyle szwów nie nakładałem! - zawołał Kishitani.
- Już więcej nie pozwolę się w takie coś wpakować... - mruknął, chowając głowę między łopatki Izayi.

Izaya uśmiechnął się czując jak Shizuo go obejmuje. Przemieszał herbatę po czym wziął łyk.
- Możemy w przyszłym tygodniu jechać - oznajmił z lekkim uśmiechem patrząc się na niego. Jego oczy błyszczały od nagromadzonego szczęścia. W tym wypadku powiedziałby coś Shinrze żeby się zamknął, ale odpuścił. Niech Shizuo słucha co złego zrobił. Należy mu się poniekąd. Poza tym.. W przyszłym tygodniu pojadą. Trzeba zorganizować auto, wziąć od Shinry apteczkę, a Izaya załatwi domki. Uśmiechnął się pod nosem. Tak mu ciepło przy blondynie..
- Shinra pij kawę - mruknął wzdychając.

Shizuo uśmiechnął się szerzej, czując że i Izaya się niecierpliwi. Wtulił się bardziej w plecy bruneta i zaśmiał się cicho, niemal niedosłyszalnie.​ Delikatnie pocałował plecy Izayi przez sweterek. Uśmiechnął się i westchnął cicho.
Shinra jeszcze chwilę go ochrzaniał. Blondyn zignorował go zupełnie, tuląc się do pleców Izayi. W końcu warknął cicho.
- Shinra, zamknij się już. Już mnie nie będziesz tak zszywał, obiecuje czy coś. Idź już... - burknął, zerkając na niego kątem oka.
- Jesteś niemiły! - zawołał Shinra, robiąc smutną minę.
- A czy kiedykolwiek byłem? - Shizuo uśmiechnął się porozumiewawczo.​ Shinra prychnął cicho, zabrał swoje manatki i wyszedł. Blondyn uśmiechnął się i zabrał Izayi kubek z dłoni. Obrócił go przodem do siebie, objąłszy mocno w pasie. Pocałował go namiętnie.
- Izaya... - mruknął, ujmując jego nadgarstek. Odsłonił przegub chłopaka, wpatrując się w bandaż.

Słuchał tej wymiany zdań wpatrując się w kubek, który po chwili został mu zabrany.
- Ej, Shizu - chan - mruknął. Gdy został obrócony spojrzał w jego oczy i westchnął. No tak, Shizuś potrzebuje trochę pieszczoty. W końcu tyle czasu nie był z nim. Spojrzał mu prosto w oczy oddając pocałunek, ale gdy poczuł jak Shizuo chwyta go za nadgarstek, włączył mu się sygnał ostrzegawczy. Spojrzał na swoją rękę, a potem zaśmiał się nerwowo.
- Shizu - chan, puść mnie - mruknął wpatrując się w jedną z ran na jego szyi. I Shizuś zaraz będzie go opieprzał albo gadał o tym, że jest głupi.. A on juz o tym wie. Odetchnął uparcie nie patrząc na niego. Wolał nie widzieć jego wzroku.

Shizuo wpatrywał się w bandaż na nadgarstku Izayi. Wpatrywał się i myślał. Nie docierała do niego prośba bruneta. Po prostu siedział i gapił się na nadgarstek swojego partnera. I było mu przykro. Bo zdawał sobie sprawę, że Izaya zrobił to przez niego. Przez to, że czuł się samotny, opuszczony, zostawiony bez wyjaśnień... zraniony, skrzywdzony... A te wszystkie uczucia zrodziły się w Izayi dlatego, że Shizuo odszedł. Blondyn czuł się winny temu, że te cięcia powstały. Mimo, że go zmuszono.
Shizuo rozwiązał bandaż z ręki Izayi. Przyjrzał się jeszcze raz tym cięciom. Niezbyt płytkie, niezbyt głębokie. Jakby takie niepewne. Jakby Izaya nie był pewien, czy chce to zrobić.
Shizuo złożył delikatny pocałunek na jednym z nacięć.
- Przepraszam za to... - szepnął cichutko. Nie będzie krzyczał na Izayę za te cięcia. Bo czuł się winny ich powstaniu...

Przyglądał się uwaznie blondynowi, czekając aż ten zbierze się i zacznie swoją wielką przemowe, ale.. To nie nastąpiło. Zamiast tego Shizuo w zamyśleniu odwinął bandaż przyglądając się raną. Izaya odetchnął nieco niespokojnie. Spojrzał na niego zdziwiony, słysząc przeprosiny.
- Shizuś.. - szepnął po czym objął go mocno wokół szyi. - Shizuś.. - szepnął przytulając go mocno. Był szczęśliwy. Cieszył się, że go ma przy sobie. Że jest tutaj z nim i mogą razem żyć i spędzać niemal każda chwilę razem.

- Izaya... - szepnął cicho, puszczając dłoń chłopaka. Objął go mocno w pasie, wciągając go na swoje kolana. Tak jest dobrze. Teraz wszystko jest dobrze i na swoim miejscu. Jest tu, może przytulić Izayę. Pogłaskać go po plecach. Wtulić się w jego pierś. Shizuo odetchnął zapachem Orihary. Teraz jest wszystko w porządku...
- Izaya... - powtórzył cicho, przesuwając ustami po szyi chłopaka. Tak bardzo za nim tęsknił... Ciepło Izayi momentalnie sprawiło, że Shizuo wrócił do bycia sobą sprzed tego wszystkiego. Mógłby jak już zawsze, tulić do siebie ciepłe ciałko Izayi... Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.


Koniec