Witaj!

Blog został zamknięty, a kolejne posty nie będą na nim umieszczane. Dziękujemy za komentarze!

poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 12

*le myśli* Hmmm... a! W tym rozdziale moją postać coś tknęło~! Czyli Shizuo się wkurza, ale sam chyba nie wie czemu, hyhyhyhyhy.... Nie mam weny na te dopiski ToT 

Myślałam, że Ayami nie napisała wstępu, ale jednak jest. Nie ma jej narazie.. chyba na te kolonie wyjechała ;0 Ostatnio czuję się okropnie, mam grypę jelitową i nie sklejam faktów.. Koszmar : // A pisanie wychodzi mi dosyć.. dziwnie xD W tym rozdziale Shizu - chan się focha, a Iza Iza na kłopoty ;c Miłego czytania~!


Ubrał bokserki i jakąś szarą koszulkę po czym już miał wejść do sypialni gdy rozdzwonił się jego telefon.
- Yare, yare. - jęknął kierując się w stronę biurka. Wziął telefon i odebrał. - Moshi Moshi. Ahn, tak. Wiesz co ktoś wpłacił za niego kaucję, więc raczej kasy nie dostaniesz. - oznajmił z udawanym smutkiem. - No cóż bywa. Mówiłem, że ma nie wychodzić stamtąd i gnić w tym więzieniu. - westchnął kierując się w stronę sypialni. - Ale mam dla Ciebie nową robotę. - przerwał na chwilę. Wszedł do pomieszczenia. Shizuo już leżał i czekał na niego. - Podjedź jutro do Sumaru - kuna, podeślę Ci adres. - odetchnął głęboko siadając na skraju łóżka. - Jeśli się p- Rozumiem. No to wyślę Ci adres i zrobisz co każe, ne? - spytał nieco żywiej. - Miło się robi z Tobą interesy. - zaśmiał się rozłączając się z rozmówcą. Odłożył telefon do szuflady komody i położył się obok Shizuo.

Shizuo nieco zirytował fakt, że Izaya nic, tylko odbiera telefony. Żyłka na czole trochę mu pulsowała, ale nie chciał okazywać po sobie złości. Znając Izayę, zacząłby rzucać jakieś komentarze... Shizuo westchnął więc ciężko i przesunął się, żeby zrobić Izayi miejsce. Bez słowa otulił się bardziej nakryciem i zamknął oczy. Próbował zasnąć, ale sen uparcie nie chciał przyjść. Jakby robił mu na złość. Ech.... zazwyczaj nie miał problemów z zasypianiem.
Przez głowę przeleciały mu wspomnienia z całego dnia. Dziwnego dnia. Nietypowego dnia. Ale od teraz... całkiem normalnego dnia. Takie dni będą coraz częściej. Shizuo nie wiedział, co czuł, gdy o tym myślał. Jakoś tak... chyba nic nadzwyczajnego. Jakby to wydało się normalne.

Wiedział, że Shizuo będzie zły, ale to była jego praca. Nie mógł jej tak po prostu rzucić, bo wtedy nie było by osoby, która miałaby kierować ludźmi. Gdy blondyn tak po prostu otulił się kołdrą i poszedł spać, brunet westchnął. No tak.. Położył się na plecach i patrzył się w sufit. I tak nie uśnie. Nie miał na to ochoty. Zwykle o tej godzinie skacze sobie po mieście obserwując ludzi, którzy jeszcze nie wracają do domów, ale teraz? Teraz leży tu, obok swojego potworka. Wszystko wydawało się być snem, który zaraz pryśnie jak bańka mydlana, ale nie był. Był rzeczywistością.​ Orihara odetchnął głęboko. Raczej dzisiaj nie zaśnie.

Shizuo nie mógł zasnąć. Czuł, jakby czegoś mu brakowało. Nie mógł znaleźć wygodnej pozycji. Ostatecznie przekręcił się plecami do Izayi, spojrzenie wbijając w ścianę obok. Czuł się dziwnie. Był zły na Izayę, ale starał się tego w aż tak dosadny sposób nie ukazywać. Nie wiedział, dlaczego tak się denerwował. Przecież to praca Izayi. I jemu nic do tego. Nie zmieni jego zachowań i zapędów do władania ludźmi. Więc... dlaczego?
W końcu zapadł w sen. Coś za nim chyba się poruszyło, chyba jakieś ciepło przylgnęło do jego pleców... ale Shizuo nie wiedział, czy to jeszcze jawa, czy już sen.

W końcu przytulił się do jego pleców.
- Shizu - chan? - spytał cicho, ale nie dostał odpowiedzi. Wtulił się bardziej w niego. - Ne Shizu - chan, wiesz że teraz jestem szczęśliwy? - spytał cicho i już po chwili zasnął. Nic mu się nie śniło. Zresztą jak zwykle. Nie miewał snów ani koszmarów albo miał je, ale nie pamiętał.

Słyszał, jak Izaya coś mruczy do niego pod nosem, jednak nie wiedział co. Był za bardzo senny. Po chwili już zasnął.
Coś mu się śniło, jednak nie miał pojęcia co. Jak zwykle. Nigdy nie pamiętał, co mu się śniło.
Obudziły go promienie słoneczne, wpadające do sypialni i ogrzewające jego plecy. Przez sen musiał się przekręcić. Teraz obejmował Izayę ramionami i patrzył w jego pogrążoną we śnie twarz. Wyglądał nieszkodliwie. Jak normalny człowiek...
Znowu obudził się przed brunetem. Shizuo jednak to nie przeszkadzało. Leżał tak i oglądał twarz Izayi. Zamknięte oczy, lekko zadarty nos, zarysowane policzki, pełne wargi... doszedł do wniosku, że Izaya jest całkiem przystojny. Szybko jednak odgonił tę myśl, tłumacząc się, że jest rano. A rankiem jest inny, niż zwykle. I nikt nie zna tej strony Bestii Ikebukuro...

Czuł ruch zaraz koło siebie. Chyba Shizuo się poprawiał na miejscu. Izaya zmarszczył brwi i mlasnął kilka razy.
- Shizu - chan, nie wierć się. - mruknął bardziej wtulając się w jego klatkę piersiową. Jego zapach był odurzający. Taki.. Inny. Odetchnął głęboko nie mając zamiaru wstawać. Jest za wcześnie..

Shizuo westchnął tylko cicho i objął Izayę ciaśniej ramionami. Nie chciało mu się wstawać... a dziś była niedziela... więc Shizuo miał wolne. Mógł sobie pozwolić na leniuchowanie. I nie miał ochoty odsuwać Izayi od siebie. Czuł, że to właśnie był ten brakujący element. Brakowało mu tego drobnego ciałka, które wtulałoby się w niego. Dlatego nie wypuścił Izayi. Zamiast tego przesunął dłonią po plecach bruneta. Z niezadowoleniem stwierdził, że wyczuwa pod palcami kostki kręgosłupa. Już on o to zadba... skoro to Shizuo "gotuje w tym związku".

- Shizu - chan, właściwie to którą mamy godzinę? - spytał cicho. Otworzył leniwie oczy i odsunął się trochę od niego, kładąc się wyżej na wysokość jego twarzy. Brązowe, błyszczące oczy wpatrujące się w niego.. Ładnie wykrojone, jasnoróżowe usta.. Zamknął oczy zagłębiając się w krainę fantazji.

- Wczesną... - burknął. Spojrzał na zegarek za plecami Izayi. - Jeszcze nie ma ósmej... - dodał, opadając na poduszki. W niedzielę nie istniało dla Shizuo coś takiego jak "godzina". W niedzielę odpoczywał. Więc teraz zajął się obserwowaniem Izayi. To pasjonowało go o wiele bardziej, niż martwienie się godziną.
Długie rzęsy Izayi rzucały niewielki cień na policzki chłopaka. Czarne kosmyki opadały na jego twarz. Twarz była spokojna i łagodna... taka inna niż zwykle. I Shizuo nawet się to podobało. Miał świadomość, że widział innego Izayę. Takiego, którego nie znał nikt inny.

- Huh, śniadanie trzeba będzie zrobić. - oznajmił nagle. - Zamawiamy sushi czy gotujesz coś? - spytał. Zjadłby nawet płatki z mlekiem, ale w sumie.. Nagle usłyszał jakieś pikanie, które chwile potem ustało. Sms. Orihara jęknął po czym zacisnął dłonie na koszulce chłopaka. Było mu tak dobrze, ale praca zaczęła go wzywać.. Ale Izaya leżał i nie miał ochoty wstawać. Rola Boga może trochę poczekać.

- Jak wstanę to mogę coś zrobić... - mruknął, zamykając oczy i wtulając policzek w poduszkę. Tak bardzo nie chciało mu się wstać... łóżko było takie miękkie i ciepłe... zdecydowanie za bardzo się rozleniwił.
Cichy dźwięk dochodzący z szafki nocnej zdenerwował go trochę. Znowu. Znowu nie wiedział, o co się w ogóle wścieka. Westchnął ciężko. Izaya też chyba nie miał ochoty się ruszyć. Zacisnął jedynie mocniej dłonie. Shizuo oparł czoło o czoło Izayi i odetchnął głęboko. Jeszcze chwilkę i wstanie... to wszystko zaraz... teraz poleniuchuje... i nawet dźwięk kolejnego smsa nie zirytował go tak bardzo, jak myślał, że go zdenerwuje.

- Dzisiaj wyjątkowo zrobię sobie wolne. - westchnął. Wiedział, że Shizuo się wkurzył. Ale sam nie miał nad tym kontroli. Poza tym Shizuo też pracował. Oboje usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi frontowych. Orihara odsunął się od blondyna i usiadł. - Poczekaj chwilę, okej? - spytał i nie czekając na odpowiedź, wyszedł biorąc telefon. Tak jak się spodziewał - Namie.
- Zrób dwie kawy i nie wchodź do sypialni, zrozumiałaś? - spytał beznamiętnie.
- Jesteś zły? - spytała odwieszając płaszcz.
- Dam ci telefon i jak ktoś będzie dzwonił to odbierz i powiedz, że dzisiaj mnie nie ma. - powiedział po czym podał jej telefon. Był nieco wkurzony tym że musiał to wszystko robić.

Shizuo stwierdził w myślach, że nie powinien się tak denerwować. To nie była Izayi wina, że tak pracuje. To jego praca... i Shizuo nic do tego. Westchnął ciężko i obserwował, jak Izaya wychodzi z sypialni. Wyglądał na nieco poirytowanego. Shizuo zagryzł wargę, ale nic nie powiedział. Opadł na poduszki i otulił się kołdrą. Wbił spojrzenie w drzwi i czekał, aż brunet wróci. Nie docierały do niego żadne głosy. Podejrzewał, że przyszła sekretarka Izayi. Ech...
Uderzyła go inne myśl: i jak teraz będzie? Co, zamieszkają razem? Nie wiedział.

Wrócił nieco wkurzony do pokoju, ale mimo to starał się to ukryć. Położył się obok niego. Shizuo wydawał się nieco przygnębiony.
- Co jest? - spytał siadając przy nim. Patrzył na niego z góry analizując wszystkie emocje. Myślał o czymś, a Izaya nie wiedział o czym.

Shizuo widział, że Izaya jest zdenerwowany. Spojrzał na niego uważnie. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Izaya patrzył na niego uważnie. A Shizuo? A Shizuo podjął decyzję, że się uspokoi. Nie wiedział, czemu tak zareagował. A obecność Izayi nie pozwalała mu na pozbieranie myśli i znalezienie powodu. Westchnął cicho.
- Ktoś chyba musi być Bogiem, nawet w niedzielę? - rzucił. Miał nadzieję, że Izaya odczyta ten ukryty przekaz i zwyczajnie wróci do pracy. Shizuo czuł się dziwnie z myślą, że ograniczał Izayę.... chyba.

- Namie się wszystkim zajmie. - odparł kładąc się obok niego. - Bóg też musi mieć czasem wolne. - westchnął. Spojrzał na sufit i po chwili zmarszczył czoło. - Teraz nie chcę mi się leżeć. - powiedział markotnie. Wstał i otworzył szafę. Na wieszakach wisiały różne bluzy, bluzki, ale on ubrał to co zwykle. Czarny sweterek z dekoltem w serek i czarne rurki. - Wstajemy Shizu - chan. - rzekł widząc, że blondyn leży i... patrzy się na niego.

Shizuo westchnął ciężko i jedynie przekręcił się na brzuch. Skręcił głowę i obserwował, jak Izaya się ubierał. Nie chciało mu się wstawać. W ogóle. Wcale. Zazwyczaj w niedzielę spał do południa. Ale było to spowodowane tym, że kładł się późno... wczoraj jednak padł dość wcześnie. Spojrzał zrezygnowany na Izayę i zmarszczył brwi. Słońce wpadało do sypialni i trochę raziło po oczach.
- Nie. - burknął tylko w odpowiedzi i objął poduszkę ramionami.

Spojrzał na niego po czym poszedł do kuchni. Na stole stała kawa. Wziął telefon i zamówił sushi. Po kilku minutach dostawa przyszła. Orihara zabrał dwa pakunki od sekretarki i razem z kawą zaniósł do sypialni gdzie Shizuo leżał i nie miał zamiaru wstać.
- Shizu - chan, śniadanie~! - oznajmił radośnie.

Shizuo przekręcił się po raz kolejny, rozwalając na całej szerokości łóżka. O tak, zdecydowanie nie chciał wstać. Gdy usłyszał szczęk klamki i stwierdzenie o śniadaniu, mimowolnie usiadł. Przejął od Orihary swój pakunek. Czuł, że jest za spokojnie... no ale nic. Zanim zaczął jeść spojrzał na Izayę.
- Czyli teraz to ty dbasz o wyżywienie? - zakpił z podstępnym uśmieszkiem.

- Nie chciałeś wstać, więc coś musiałem zrobić. - odparł siadając na skraju łóżka. Już miał zacząć jeść gdy poczuł wibracje w tylnej kieszeni. Westchnął wyciągając  telefon. Spojrzał na ekran po czym odebrał.
- Moshi Moshi Orihara desu. Ale uspokój się. - zrobił krótką przerwę po czym odłożył na bok jedzenie. - Dobrze. Gdzie jesteś?  - spytał. - Mieli.. Rozumiem. Może tak może nie. - zaśmiał się gardłowo, ale po chwili mina mu zrzedła. Wstał i podszedł do okna. - Za ile będą? - spytał. - Nie mogłeś ich odesłać?! - syknął do telefonu. Wziął głęboki oddech. - Dobra, dobra. Tylko oni. Dzisiaj nie mogę. - powiedział ciszej. Opierając czoło o szybę. - Tylko postaraj się, żeby cię nie zauważyli, a jutro zadzwoń. - rzucił po czym rozłączył się. Stuknął dwa razy czołem o okno po czym zamknął oczy. - Ludzie chcą by ich Bóg im pomógł. - mruknął po czym spojrzał na blondyna.

Shizuo wziął kęs sushi. Miał się odezwać, gdy ciszę rozdarł dźwięk telefonu Izayi. Shizuo zagryzł wargę i opuścił powieki. Odetchnął głębiej, aby się uspokoić. Gdy Izaya na niego spojrzał, na twarzy blondyna nie było już ani śladu złości. No, może minimalnie... ale trzeba by się dobrze przyjrzeć.
- Wiedziałem, to miasto bez Boga jest niczym. - zironizował trochę i bez słowa wrócił do jedzenia. Wiedział, że tak to się skończy. Już wczoraj to czuł, jednak nie mógł tego sprecyzować. Wbił spojrzenie w punkt przed sobą. Taka praca... i Shizuo nic nie może na to poradzić. Zaraz. A dlaczego w ogóle czuł się, jakby miał to za złe Izayi? Dobra, okej, są w związku, ale... przecież każdy z nich pracuje... Shizuo warknął do siebie pod nosem. Nie podobało mu się to. Zupełnie siebie nie rozumiał. Rozejrzał się za swoimi ubraniami.

- Cóż. - zaśmiał się trochę nerwowo. - Przyjdą tu dwaj kolesie po informacje, a potem możemy gdzieś wyjść. - zaproponował. Musiał jakoś zrekompensować Shizuo te ciągłe telefony. Chociaż... One będą się powtarzały.. Cholera. - Co sądzisz, Shizu - chan?

Shizuo westchnął. To bez sensu. Przecież te telefony będą się powtarzać. Wiedział to. I Izaya też to wiedział. Więc... to było bez sensu, prawda? Pokręcił więc przecząco głową.
- Nie, to będzie bez sensu. I doskonale to wiesz. - stwierdził. Nauczył się już trochę czytać z Izayi. Wiedział czasem, co myślał.
Podniósł się z łóżka, gdy wzrokiem odnalazł swoje ubrania. W ciszy się ubrał i posprzątał po sobie. To było bez sensu.
- Nie przeszkadzaj sobie w pracy. - stwierdził jedynie. Wyszedł z sypialni, a po chwili też i z mieszkania Izayi. Namie nawet go nie zauważyła.

Stał przez chwilkę w miejscu aż w końcu westchnął. Nie spodziewał się, że Shizuo obrazi się o takie coś.. przecież on musi pracować, racja? Jakby chciał to miałby wolne. Mógłby wyłączyć telefon i mieć cały dzień dla Shizuo, ale on był Bogiem. Poszedł do salonu i włączył komputer gdy nagle usłyszał pukanie do drzwi. Zignorował je i poczekał aż Namie pójdzie otworzyć. Założył okulary i zaczął wpisywać informacje do komputera.
- Namie! Chyba ktoś puka do drzwi! - krzyknął by ta go usłyszała. Po chwili wyszła z kuchni i otworzyła drzwi. Do pomieszczenia wparował Shinra w swoim standardowym kitlu.
- Izaya, przyszedłem sprawdzić twoje ramię. - oznajmił na wejściu. Brunet zmierzył go po czym wstał i podszedł do niego.
- Jest w porządku. - mruknął. - Zdjąłem bandaż. Wszystko się zagoiło. - dodał podciągając rękaw sweterka. Shinra obejrzał jego ramię po czym poprawił okulary.
- Rzeczywiście. - przyznał. - Jak wasz zakład? - zagadnął. Izaya usiadł z powrotem na krześle po czym spojrzał na wibrujący telefon. Do drzwi znowu ktoś pukał.
- Remis. - mruknął. Spojrzał w kierunku drzwi. Dwóch mężczyzn weszło do salonu. - Usiądźcie, zaraz wszystko ustalimy. - polecił brunet. Lekarz podziemi spojrzał na niego badawczo.
- Przecież ty nie dopuszczasz remisów. - oznajmił zakładając ręce na piersi. Mierzyli się chwilę wzrokiem po czym Izaya odetchnął głęboko.
- Racja. - przyznał. - Ale niektóre rzeczy się zmieniły. - dodał odkładając okulary. - A teraz prosiłbym cię o opuszczenie mieszkania. Mam interesy.

Shizuo nie spodziewał się po sobie, że zareaguje w ten sposób. Ale nie miał też zamiaru być na czyjejś łasce. Przecież doskonale wiedział, że Izayę aż ciągnie do jego ukochanych ludzi. Więc nie zamierzał mu tego w żaden sposób utrudniać. Opuścił blok i, nawet nie oglądając się za siebie, zapalił papierosa i skierował się w tylko sobie znaną stronę.
Miał bałagan w głowie. Wszystko przez niego. Shizuo nie mógł się odnaleźć we własnych myślach. A wszystkie jego wątpliwości i odmienne zachowania miały swoje źródło gdzie? Właśnie w Izayi. W tym drobnym ciele, o przenikliwych, czerwonych oczach, pełnych ustach, czarnych włosach...
Shizuo pokręcił gwałtownie głową. Tak mocno, że niemal okulary mu spadły. Skarcił się w myślach.
Złość za jego niepewność i niewiedzę go denerwowała. Na tyle mocno, że nie wytrzymał. Pierwszy automat po ponad tygodniu ucierpiał, rzucony daleko, daleko do przodu. Miał szczęście, że to była jakaś cicha alejka. Mało ruchliwa. Nikogo nie trafił. Wyrzucił z siebie pokaźną wiązankę przekleństw i przygarbiony ruszył dalej.

Orihara opadł na kanapę z cichym westchnieniem. I co teraz? Niedziela się dopiero zaczyna, a on nie wie co robić. Dźwięk telefonu przerwał ciszę panującą w mieszkaniu. Spojrzał gniewnie na urządzenie po czym odebrał.
- Moshi, moshi Or..
- Orihara? - spytał głos po drugiej stronie. Wydawał się być nieco wystraszony. - Za pięć minut będą u ciebie jacyś ludzie, nie wiem czego chcą, ale na pewno nie idą na herbatkę. - oznajmił ktoś. Izaya rozpoznał ten głos. Była to osoba, z którą często załatwia interesy.
- Rozumiem. - odparł spokojnie. - To wszystko? - spytał.
- Ta, ale.. - nim rozmówca zdążył skończyć, brunet rozłączył się. Podszedł leniwie do okna. Od strony Ikebukuro zbliżało się czterech dosyć wysokich facetów w czerwonych bluzach. Nie wyglądało to zachęcająco. Wyłączył komputer i wyjął scyzoryk sprężynowy z szuflady. Schował telefon do kieszeni.
- Namie, jesteś wolna! - krzyknął. Chwilę potem kobieta bez słowa opuściła mieszkanie. Izaya spojrzał na zegarek. Ma trzy minuty na wymyślenie planu. W sypialni jest otwierane okno. Mógłby się tamtędy wydostać z mieszkania. Stał teraz na środku salonu czekając na nich. Trzymał ręce w kieszeniach płaszczu. Najpierw ktoś zapukał, a potem zwyczajnie wszedł do mieszkania. Dwóch z nich trzymało kije basebollowe, a pozostała dwójka miała jakieś łańcuchy.
- Dobry, Orihara. - przywitał się jeden z nich. - Przyszliśmy załatwić kilka spraw. - dodał uśmiechając się wrednie. Brunet zmierzył ich wzrokiem po czym zaśmiał się gardłowo.
- Szkoda, że nie mam czasu. - westchnął. - Śpieszę się trochę, wiecie? - spytał unosząc ramiona i zbliżając się w kierunku sypialni. Cały czas utrzymywał kontakt wzrokowy.
- Gdzie się wybierasz? Mamy dla ciebie prezent. - wyszczerzył się drugi.
- Nie lubię prezentów. - rzucił Orihara po czym wbiegł do sypialni i otwierając okno, wyskoczył z niego. Wylądował na drzewie nieco poobijany. Zszedł z niego po czym zaczął uciekać w stronę Ikebukuro. Słyszał krzyki za sobą. Gonili go.

Shizuo szedł tylko sobie znaną trasą. Przemierzał uliczki bez celu. I nie miał konkretnego punktu, w który się kierował. Po prostu szedł. Minął Rosyjskie Sushi. Simon do niego zagadał.
- Shizuo – kun, dzisiaj bez Izayi – kun? Chodź na sushi, sushi dobre.
- Sorka Simon, nie teraz. – odparł trochę niemrawo. Minął Rosjanina i szedł dalej. Odchylił głowę i spojrzał w niebo. Znowu zbierały się ciemne chmury. Wiał chłodny wiatr, ale nie miało to specjalnego wpływu na Shizuo. Nie czuł zimna. Czuł się za to tak dziwnie… nie mógł tego opisać.
W wyniku jego frustracji, ruch drogowy w mieście ponownie został przeorganizowany.
Minął plac zabaw, na którym wczoraj siedział z Oriharą. Teraz było na nim kilka dzieciaków z rodzicami. Rozwrzeszczane bachory. Shizuo skrzywił się i poszedł dalej.
Centrum było wyjątkowo zatłoczone. No tak, w końcu niedziela jest dniem wolnym… zresztą to miasto zawsze żyje. Nawet nocą. Główne ulice zawsze są zalewane przez kolorowe światła banerów.
Shizuo usłyszał jakieś wrzaski. Nie wiedział, co krzyczeli. Minęło go czterech facetów w czerwonych bluzach. Dwóch z nich miało kije, drugiej dwójce brzęczały łańcuchy.
- Kolorowe gangi, co…? – mruknął do siebie. Skręcał w kolejne uliczki. Nigdzie ani śladu Izayi. Zawsze mu przeszkadzał w niedzielnych spacerach…
Ale przecież teraz było inaczej.
Izaya zapewne siedzi w domu i pracuje. Phie.
Warknął coś pod nosem i kopnął kolejny już śmietnik.

Wydawało mu się, że widział sylwetkę Shizuo, ale nie miał czasu na rozmyślanie. Cały czas skręcał w jakieś uliczki, ale to nie pomagało. Jego przeciwnicy byli tuż za nim. Brunet czuł, że coraz trudniej mu biec. Skręcił na prawo i przeskoczył barierki. Nagle zatrzymał się i nerwowo wokół. Zaczął biec dalej gdy nagle potknął się o coś i przeturlał kawałek, uderzając głową o coś. Ból był okropny. Miał mroczki przed oczami. Mrugnął kilka razy i już wstał dwoje z nich chwyciło go za ramiona i podniosło.
- No i co? - zaśmiał się. Był chyba ich szefem. - Złapaliśmy cię, a teraz pożałujesz. - zamachnął się kijem i uderzył go w brzuch. Brunet jęknął kuląc się z bólu. Cała czwórka zaśmiała się gardłowo. Już miał uderzyć po raz drugi gdy coś na końcu uliczki spadło z kontenera. Orihara wykorzystał ten fakt i wyszarpał się im. Jednak jeden z nich rzucił łańcuchem, który oplótł się wokół jego nogi przez co upadł na beton. - Chciałeś zwiać? - zacmokał facet. - Nieładnie. - uderzył dwa razy kijem w otwartą dłoń. Tym razem chyba nie uda mu się uciec...


4 komentarze:

  1. Mój skarbek. (Pierwsze miejsce w komentarzu XDD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eheh, Shizuś wygląda na zazdrosnego o tych wszystkich ludzi, których Izaya tak kocha. Ale to dobrze, dobrze, Kise lubić takiego Shizusia C:
      Ale szczerze mówiąc na początku zdziwiłam się, że on po prostu nie wziął tego telefonu i nie rozgniótł go na mak, żeby mieć Izę tylko dla siebie. I dzikie seksy, rzecz jasna.
      Dopiero potem kapłam się, że to było konieczne do rozwinięcia akcji. To zaiste genialnie wymyślone, zaskoczyłyście mnie po raz kolejny. *-*
      Aww, nie lubię tych małych chujów, którzy gonili Izayę. I go uderzyli. No chyba im życie niemiłe, nic tylko czekać aż Shizuś tam wpadnie i zostanie po nich mokra plama w gratisie z włosami.
      Następny rozdział poproszę ♥♥

      Usuń
  2. Zaklepuję sobie drugie miejsce ^~^

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawajcie kolejną notkę, nooo!

    meggu~| terror.

    OdpowiedzUsuń