Witaj!

Blog został zamknięty, a kolejne posty nie będą na nim umieszczane. Dziękujemy za komentarze!

piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 11

Powiem wam, że rozdział 10 i ten pisałyśmy jednym tchem. Wyszło po prostu długie więc podzieliłyśmy to na dwa. Tak dobrze nam się pisało! *przelatuje wzrokiem po tekście* huh.... dobra, to jeszcze nie jest ten rozdział, o którym myślałam :3 Miłego czytania~! 

Co my tu mamy... Ahn! Iza Iza ma humorki~! ♥ Moje kochanie :C Nie wiem co pisać, bo w sumie weny nie mam na takie dopiski, więc Miłego czytania ^^

Usłyszał jeszcze jak blondyn krzyczy jego imię, a sam wybiegł z baru i pognał przez Ikebukuro. Shizuo biegł zaraz za nim trochę za bardzo wkurzony, a Izaya śmiał się uciekając przed nim. W końcu Orihara zgubił Shizuo. Szedł już spokojnie z okularami nałożonymi na nos. Strasznie ciemno w nich było.
- Nie wiem jak możesz je nosić, Shizu - chan. - zaśmiał się lekko. Wszedł na plac zabaw i rozejrzał się wokół. Na serio go zgubił. Wyjął telefon i napisał do niego sms. " Dzieci lubią się bawić. " Wysłał go i usiadł na huśtawce. Ciekawe czy Heiwajima odgadnie o co Izayi chodzi.

Gonili się, Shizuo rzucił nawet jakimś śmietnikiem, ale ostatecznie Izaya go zgubił. Shizuo warknął niezadowolony. Zamierzał w takim razie wrócić się do domu, czym zapewne zirytowałby Izayę. Ludzie szybko przemykali obok niego, widząc, jak potężne gromy ciska z oczu. Wyimaginowane oczywiście. Okulary nie zasłaniały go przed światem, więc ludzie się bali. A nagle w kieszeni odezwał się telefon. Blondyn odczytał treść smsa i parsknął śmiechem.
- Ty i te twoje pieprzone zagadki... - mruknął pod nosem. "Odezwał się ich przedstawiciel" napisał zatem i zamyślił się. Czyżby Izaya dawał mu wskazówkę...?

Zaczął się lekko huśtać z szerokim uśmiechem gdy nagle dostał wiadomość. Odczytał ją i zaśmiał się.
- Yare, yare Shizu - chan. - westchnął. Pomyślał chwilę po czym zszedł z huśtawki i wszedł na drewniany domek, a potem na jego dach. Stąd było widać dużo więcej. Zastanowił się co by odpisać, żeby nawet ameba zrozumiała co chce powiedzieć. Nagle wpadł na oczywisty pomysł.
" Znajdź mnie ~(^.^)~ "

Shizuo zastanowił się nad wiadomością od Izayi. Co ten podstępnik mógł mieć na myśli...? Zaraz się domyślił. Odczytując kolejną wiadomość. Pokręcił głową z politowaniem. Jak dziecko...
"Phie. Dziecinnie, jak na dziecko przystało.". Wysłał wiadomość i zapalił papierosa. Wetknął go do ust, mrużąc niezadowolony oczy. Słońce zachodziło... ale i tak było jasno.
Shizuo kierował się powolnie na najbliższy plac zabaw. Izaya był czasem tak banalny...

Zaśmiał się gardłowo odczytując wiadomość. Możliwe, że zachowywał się jak dziecko, ale lubił to. Przecież świat był taki piękny! A trzeba się cieszyć na każdym kroku, bo nigdy nie wiadomo co los dla ciebie przygotował, ne? Poczekał kilka minut. Niech Shizuo wysili się i go znajdzie.

Ciemne budynki odcinały się wyraźnie na tle pomarańczowego nieba. Blond czupryna przemieszczała się niespiesznie między gigantami.
Shizuo odchylił głowę i spojrzał w niebo. Skręcał w coraz to kolejne uliczki. Coraz cichsze... jakby to nie było to miasto.
Zmrużył gniewnie oczy, gdy słońce zaświeciło mu w twarz. Jasno.... a do placu zabaw jeszcze kawałek.

Nudziło mu się, a słońce powoli zachodziło. Coraz mniej ludzi było w okolicy. Izaya stanął na dachu drewnianego domku i odetchnął głęboko. Wiedział, że Shizu - chan idzie tu. W końcu musiał odzyskać swoje okulary. Przypomniał sobie słowa Shizuo: "Phie, czyli to ja mam być w tym związku od gotowania? ". Są w związku. To brzmiało absurdalnie. Izaya i Shizuo, Shizuo i Izaya. Dwaj dawni wrogowie.. To wszystko wydawało się tylko snem, ale Orihara nie chciał się budzić. To było uczucie, którego nie znał wcześniej. Chciał by trwało.

Shizuo dostrzegł Izayę stojącego na dachu drewnianego domku. Parsknął pod nosem. No jak dziecko... bo ponoć dzieciaki, jak są małe, zawsze chcą wejść na górę takiego domku, jednak rodzice im nie pozwalają.
Shizuo postanowił być nieco złośliwy. Pomogło mu to, że szatyn miał jego okulary na nosie. Które, nawiasem mówiąc, wyglądały na nim śmiesznie. Blondyn szybko się wycofał i postanowił wejść na plac zabaw od innej strony. Zza pleców Izayi...
Po chwili bezszelestnie podszedł do drewnianego domku. Stał za plecami Izayi.

Uśmiechnął się do siebie po czym usiadł na dachu. Słońce już zachodziło, zatapiało się. Księżyc pojawił się już na niebie. Okolica powoli cichła. Zawiał lekki wiatr, mierzwiąc jego włosy. Okulary świetnie nadawały się do oglądania słońca. Odetchnął głęboko odchylając się lekko do tyłu i prostując nogi. Świat był taki ciekawy.

Shizuo uśmiechnął się do siebie szyderczo. W jednym momencie obserwował, jak Izaya siada na dachu i odchyla się do tyłu, a w drugim obejmował go pod ramionami i ciągnął w dół. Domek nie był aż tak wysoki, przez co blondyn miał tylko niewielkie trudności z sięgnięciem po chłopaka. Zgrabnym ruchem zdjął mu okulary z nosa i założył sobie na oczy. Od razu lepiej... 
- Znalazłem cię, Izaaayaaaa - kuuun. - warknął demonicznie.

Nie przestraszył się kiedy ktoś zdjął go z domu. Uśmiechnął się lekko.
- Brawo Shizu - chan. - zaśmiał się. - Trochę ci to zajęło. - powiedział kiedy stanął na nogach. Rozciągnął się po czym spojrzał na Shizuo, który założył swoje okulary. No tak, a jakżeby inaczej. 

- Bo się nigdzie nie spieszyłem. - odparował na to. Westchnął i spojrzał na zachodzące słońce. Dziwny dzień. Tylko tak mógłby skomentować dzisiaj. Zachowywali się całkiem normalnie... w sensie: jak normalni ludzie. Nie wrogowie. Tak ma być już zawsze...? 
Shizuo zapalił kolejnego papierosa i zaczął iść w stronę domu. 

Już miał zamiar usiąść na bujawce gdy zauważył, że Shizuo idzie w stronę domu.
- Shizu - chan, już uciekasz?  - spytał chowając dłonie do kieszeni. Przecież wieczór i noc to najlepsze pory dnia! Ale widocznie Shizuo tak nie myślał.

- A co, masz zamiar mnie podenerwować jeszcze trochę? - zapytał, spoglądając na chłopaka przez ramię. Stał przy huśtawkach i miał dziwny wyraz twarzy. A po Izayi można spodziewać się wszystkiego. Shizuo nie wiedział, czy jak zostanie to Izaya nie zacznie go na nowo denerwować i prowokować. 

Izaya zmrużył oczy czując frustrację. Nie mógł zobaczyć żadnej emocji z oczu, jedynie z głosu.
- Może tak, może nie. - odparł wzruszając ramionami. Usiadł na huśtawce i złapał się łańcuchów. - Przecież i tak nic nie będziesz robił w domu. - powiedział patrząc w niego intensywnie.

Shizuo westchnął ciężko, widząc, jak Izaya mruży oczy. Przecież on go zamęczy... i bierze go na litość, cholera! Blondyn usiadł na huśtawce obok i zdjął okulary. Sam nie wiedział, czemu mu ulega. Ale to tylko dzisiaj! Potem Izayi przejdzie to czepianie się...
- Podstępny... - stwierdził tylko, wbijając pięty w ziemię przed sobą. 

Izaya zaśmiał się lekko po czym zaczął się huśtać. Robiło się coraz chłodniej, ale jemu to nie przeszkadzało. Siedział i huśtał się.
- Ne, Shizu - chan od teraz jesteśmy razem, prawda? - spytał cicho wpatrując się prosto przed siebie. Znał odpowiedź, ale chciał ją od niego usłyszeć.

Huśtawka skrzypiała, gdy Izaya się na niej huśtał, co nieco irytowało Shizuo. Nie powiedział jednak nic. Siedział pochylony lekko do przodu i oglądał swoje buty. Z zamyślenia wyrwał go Izaya.
- Po co pytasz o takie oczywistości? - odpowiedział pytaniem na pytaniem. Sam do końca nie wiedział, co ich połączyło. Dlaczego są razem. Jak ludzie to nazywają...?

Zaśmiał się krótko.
- No tak.. - szepnął. Po chwili jednak zatrzymał się i wstał. Latarnie zapalały się jedna po drugiej, oświetlając okolicę. - Chodźmy już. - powiedział cicho wskazując brodą by poszli. Naciągnął kaptur na głowę.

Zdawało mu się, że Izaya przycichł. Jakby... uch, sam nie wiedział. Wstał jednak z huśtawki i szedł kilka kroków za chłopakiem. Oglądał jego plecy. Głowę zakrywał mu kaptur. Coś podkusiło Shizuo i jednym, pewnym ruchem zdjął mu nakrycie z głowy. Chłodny wiatr przeniknął przez ubranie Shizuo. Zadrżał.

- I to niby ja zachowuje się jak dziecko. - powiedział z przekąsem. Chwilkę szli w ciszy. W oddali było słychać odgłosy aut, szum wiatru. W głębi Ikebukuro nadal żyło, lecz tu.. tu było spokojne.  - Ne, Shizu - chan wierzysz w Boga? - spytał nagle patrząc na niego przez ramię.

Shizuo prychnął tylko w odpowiedzi i wcisnął ręce w kieszenie spodni. Szli w ciszy. Wokół też było cicho. Shizuo myślał nad zachowaniem Izayi. Nagle umilkł... z zamyśleniem wyrwał go jednak głos bruneta.
- W Boga? - prychnął. - Nie, raczej nie. - dopowiedział, jednak samo prychnięcie w zupełności by wystarczyło. Nie wiedział, co kieruje Izayą, a... jakoś jakby bał się zapytać.

- Według mnie to zależy od tego gdzie się urodzisz. Nie masz na to wpływu. - oznajmił wsadzając ręce do kieszeni płaszcza. - Ale i tak nie wierzę w Buddę, Boga czy co tam jeszcze wymyślili. - dodał. Odetchnął głęboko po czym rozejrzał się wokół. - Sam jestem Bogiem. - zaśmiał się.

Shizuo zaczął analizować słowa Izayi.
- Czyli wychodzi na to, że nie wierząc w Boga, nie wierzę też w swojego... faceta? - rzucił w przestrzeń. Izaya zrobił dziwną minę. W ogóle... zachowywał się dziwnie. Shizuo przyjrzał mu się dokładnie. To było... zaczęło się, gdy Shizuo nie chciał odpowiedzieć na tamto pytanie... to o to mu chodzi cały ten czas....?

- To chyba tak nie działa Shizu - chan. - westchnął. - Nie wierzysz w Boga, tego co jest u góry. - wskazał na niebo. - A ja jestem tu i wszystkim kieruję. - zrobił piruet i uśmiechnął się lekko. - Ludzie wierzą w Buddę, Jahwe, Allaha, - wyliczał na palcach. - Mahometa, bóstwa Kami i wiele wiele innych, ale tak naprawdę gdyby urodzili się gdzie indziej to automatycznie ich poglądy by się zmieniły. - wyjaśnił unosząc ręce. - Czyli to jest tak jakby narzucone przez los. - wzruszył ramionami. Westchnął płytko patrząc w niebo.

- No dobra, ale po co mi to wszystko mówisz? - zapytał bez większego zrozumienia. Czuł, że sobie grabi, ale... w ogóle nie mógł dzisiaj pojąć Izayi. Kiedy już myślał, że zrozumiał zachowanie bruneta, ten nagle mówił co innego i niszczył jego pogląd na sprawę.
Shizuo w sumie nie wiedział, czy chciał znać odpowiedź na pytanie. Po prostu... rzucił to dla zasady. Stał twarzą do Izayi i patrzył mu w oczy. Były trochę... smutne? Tak, to chyba to. Ale... czemu? Shizuo coś zakuło na ten widok. I nie miał okularów... bał się, że Izaya to zauważył.

Izaya wzruszył ramionami.
- Tak po prostu. - odparł. - Chciałem wiedzieć. - dodał patrząc mu prosto w oczy. Widział w nich ból i strach tylko nie wiedział dlaczego. Stali tak chwilę wpatrując się w swoje oczy. - Możemy iść? - spytał. - Zimno się robi. - wyminął go i zaczął iść dalej.

Shizuo widział lekkie zdziwienie w oczach Izayi. Czym? Emocjami blondyna, które zapewne sięgnęły i oczu? Ech... Poczuł się dziwnie, jak Izaya go wyminął. Ignorował go... olewał... dawał do zrozumienia, że jest obrażony. I już wystarczy. Shizuo złapał idącego już Izayę za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Objął go mocniej ramionami.
- O co się obrażasz...? - zapytał. Czuł, że brunet będzie uciekał od odpowiedzi, ale... jakoś ją z niego wyciągnie.

- Nie obrażam się. - odparł zaciskając dłonie na jego koszulce. - Po prostu nie mam na nic ochoty. - dodał wzdychając. Sam nie wiedział dlaczego miał taki humor. Może dlatego, że Shizuo nie odpowiedział na jego pytanie? Dlaczego nie mógł po prostu powiedzieć "tak" ? Z jednej strony było mu to obojętne, ale z drugiej..

- Yhym, jasne. A ja jestem najspokojniejszym człowiekiem na ziemi. - rzucił z przekąsem. Wiedział, że Izaya nie mówi całej prawdy. On nigdy nie mówił całej prawdy, ale... mimo wszystko. - Chodzi ci o tamto pytanie, prawda?
Shizuo nie poznawał sam siebie. Zamiast prychnąć i zignorować humorki Izayi, objął go i próbuje... pocieszyć? Tak, to chyba to. Cholera... zbyt dużo zmieniło się przez ten tydzień...

- Bywasz naprawdę spokojny. - zaśmiał się po czym zamilkł. - Mówiłem, że nie jestem obrażony. - oznajmił próbując się wyswobodzić. - Shizu - chan, jutro pracuję, więc chodźmy już. - mruknął, ale Shizuo nadal go nie puszczał. Westchnął opierając czoło na jego klatce piersiowej.

Shizuo nie pozwolił mu się wyplątać z jego ramion. Oparł się plecami o ścianę najbliższego budynku, nie wypuszczając Izayi. Syknął cicho. Zimna...
Wiedział, że Izaya ucieka od odpowiedzi. Wiedział, dlatego nie chciał pozwolić mu uciec.
- Mówiłeś, ale twoje zachowanie sugeruje co innego. - odparł na to, opierając czoło o ramię Izayi. Ech... to męczyło Shizuo, ale chciał wiedzieć. Tak naprawdę, mimo że znał Izayę długo, dopiero teraz go poznawał.

- Jestem wredny to Ci nie pasuje, jestem radosny - też, jestem taki jaki teraz - też. Zdecyduj się. - westchnął ciężko. - Może i chodziło o tamto pytanie, ale teraz to nie ma znaczenia. - burknął. - Jestem zmęczony. - odetchnął głęboko. Tak, powiedział to co było w jego głowie, a teraz czekał na reakcje Heiwajimy. Było strasznie ciemno, w trawie grały świerszcze, a księżyc przyglądał się wszystkiemu z góry razem z gwiazdami.

Shizuo odsunął Izayę od siebie. Na niewielką odległość. Spojrzał mu w oczy. Tak, mówił prawdę. Całą prawdę.
- Nie, po prostu... ech. Zacząłeś się zachowywać dosłownie jak obrażona nastolatka. Nawet ślepiec by zauważył, że o coś się dąsasz.
Światło księżyca odbijało się w czerwonych oczach Izayi. Patrzyły na Shizuo uważnie. A Shizuo nie wiedział już, co myśleć. Już nie wiedział nic... Wziął głęboki oddech. To, co za chwilę powie, kosztuje go naprawdę dużo. Zarumienił się nieznacznie.
- Ja... my... tak, jesteśmy razem... - potwierdził, spuszczając zakłopotany głowę. Nie wytrzymał tego kontaktu wzrokowego. Ale... powiedział. Może... będzie już lepiej...?

- Nastolatka, hę? - powiedział analizując jego słowa. Cieszył się, że Shizuo się o niego troszczy. To było nawet miłe. - To już wiem Shizu - chan. - zaśmiał się lekko, ale tak jakby poczuł się zadowolony, że Shizuo to powiedział. - Ne, Shizu - chan. Zobacz. - oznajmił. Gdy blondyn podniósł głowę, Izaya wspiął się na palce i pocałował go w usta. - Jest dobrze, ne? - uśmiechnął się do niego. Poczuł ciepło w sercu.

Shizuo był zaskoczony, że mimo wszystko, Izaya go pocałował. Mimowolnie objął go mocniej i oddał ów pieszczotę. Tak... już było w porządku. Izaya mógł mówić, co chciał, ale właśnie o to mu chodziło. O te słowa. Shizuo to wiedział. Mimo, że Izaya nie powiedział nic.
- Taaaa... jest dobrze. - odparł, wzdychając cicho. Z jakąś taką ulgą. Stali tak jeszcze chwilę. Lodowaty podmuch wdarł się pod ubranie Shizuo. Drgnął lekko. Zimno... 
- Miałeś rację, zimno się robi... 

- Zawsze mam rację, Shizu - chan. - puknął go palcem w czoło. - A teraz do Shinjuku! - zaśmiał się lekko. Nagle cały ten smutek wyparował i Izaya znowu zachowywał się normalnie. Jeśli można to tak nazwać.

Zaśmiał się razem z z Izayą i ruszył za nim. Jakoś tak... czuł się teraz lepiej. Znacznie lepiej. Radosny Izaya go denerwował, ale... wolał go takiego, niż takiego pochmurnego. Jakoś tak... przywykł do Izayi, który go denerwuje, który go prowokuje... wolał to niż takiego dołującego się informatora. Jakoś tak... dziwiło go to. Ale zaakceptował już ten fakt. 

Gdy wreszcie dotarli do mieszkania Izayi, brunet poczuł się senny.
- Ne, Shizu - chan muszę coś jeszcze sprawdzić, więc jak chcesz to weź prysznic. - oznajmił przechodząc do salonu w kierunku biurka. Włączył komputer i sprawdził najnowsze wiadomości. Wojny gangów. Wybrał szybko numer telefonu i zadzwonił do osoby, która wie więcej na ten temat.

Shizuo skinął tylko głową i skierował się do łazienki. Była jasna i przestronna. Zastanawiał się tylko, jak to ma teraz być. Co, zamieszka z Izayą? Spędza u niego już więcej niż dwadzieścia cztery godziny. Więc... co teraz? Westchnął ciężko i wszedł do kabiny. Ciepła woda przyjemnie ogrzewała jego zmarznięte ciało. Tak miło... 

Po dosyć burzliwej rozmowie usiadł na krześle obrotowym i obserwował widok z okna. Myślał teraz o tym czy zawsze tak będzie.. W końcu Shizuo może się znudzić taki tryb, a potem.. ? Pewnie znów nastaną zmiany. Tyle wątpliwości. Orihara westchnął płytko. Ale na razie nie można tak się zamartwiać. Póki co jest szczęśliwy i nie ma zamiaru psuć tej atmosfery. Uśmiechnął się do siebie.

Po długim i ciepłym prysznicu, Shizuo stanął na środku łazienki i zaczął się rozglądać. Orihara dalej miał w domu jeden z jego strojów barmana. Blondyn uśmiechnął się sam do siebie, jednak opuścił łazienkę w samych bokserkach. Nie lubił spać w koszulach, a przecież nie miał u Orihary żadnych rzeczy.... Wyszedł z pomieszczenia w towarzystwie obłoków pary i przy akompaniamencie wrzasków Izayi. Oparł się o ścianę niedaleko i obserwował, jak brunet patrzy za okno. W pewnym momencie najwyraźniej dostrzegł Shizuo w oknie, gdyż odwrócił się przodem do niego. Na ustach bruneta tańczył uśmiech, co nie uszło uwadze Shizuo.

Gdy dostrzegł odbicie Shizuo w oknie, obrócił się do niego. Miał na sobie tylko bokserki. Jego dobrze zbudowana klatka piersiową była odsłonięta... Patrzenie na niego przerwał dzwonek telefonu. Orihara zmierzył telefon wzrokiem po czym niechętnie go odebrał.
- Moshi Moshi Orihara desu. Yhym. Tak, tak przyślę kogoś. - zrobił przerwę. - Oczywiście. Mam zaufanie do swoich ludzi, więc nie ma się pan czego obawiać. - westchnął. - Tak. Jutro będzie. Do widzenia. - rozłączył się i odłożył telefon. - Żeby dzwonić o takiej porze.. - westchnął podnosząc się z miejsca. Zmierzył Shizuo wzrokiem i poszedł do łazienki. Musiał odetchnąć. Rozebrał się i wszedł pod prysznic puszczając ciepłą wodę. Po całym dniu to uwielbiał najbardziej. Nie miał ochoty rozważać kolejnych rzeczy czy analizować je.

Shizuo obserwował, jak Izaya mierzy go wzrokiem. Ciszę, jaka wytworzyła się między nimi przerwał telefon. Blondyn przysłuchiwał się rozmowie Izayi jednym uchem. Brunet zdawał się być niezadowolony, że jakaś głupia sprawa przerwała mu to, co zaczął. 
Gdy Izaya skierował się do łazienki, Shizuo postanowił rozejrzeć się trochę po mieszkaniu Orihary. Coś go tknęło i ruszył do sypialni. Tam pod jego trochę ciekawski wzrok trafiła szafa. Shizuo znalazł tam dużo za dużą na Izayę koszulkę. Pokręcił głową z politowaniem. Nie wiedział, po co brunetowi coś takiego, ale... na blondyna pasowała idealnie. Shizuo zaśmiał się pod nosem. Wsunął się pod kołdrę i patrzył na drzwi. Czekał na Izayę.


3 komentarze:

  1. Mi się nigdy na domek nie udało wejść ;-;
    Taki przygnębiony Iza Iza ;-; Shizuś mogłeś od razu tak odpowiedzieć,a tak przez Ciebie Izayasz był smutny ;-; Ale wreszcie powiedziałeś, więc jest spoczko ^U^
    W sumie cieszę się, że są razem. To jest takie sweet *U*
    Izayaszu, spoko ja też myślę jak to z Wami będzie dalej ^U^ Ale będzie dobrze. Może się coś popsuje w środku ale będzie Happy End...albo i nie xD Ale na pewno Happy End będzie ^UU^
    Narobiłyście mi smaka na 12 rozdział. Kończyć w takim momencie ;-;
    Piiiiszcie szybko ^U^
    Pozdrawiam i weny życzę~!
    Chora Kimi~

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww, kocham ten rozdział <3
    Z resztą jak wszystkie inne, więc to nie powinno być dla was nowością xD
    Ahaha, Izaya zachowuje się jak zakochana nastolatka, podoba mi się to :D
    Nie mam weny na dłuższe komentarze, ale wiedzcie, że was kocham i życzę wam jak najwięcej weny ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Taki kawaii rozdział. *3*
    Idę dalej.

    Meggu~|terror.

    Znowu anonim.. tak, znowu czytam po 3 nad ranem..

    OdpowiedzUsuń