Witaj!

Blog został zamknięty, a kolejne posty nie będą na nim umieszczane. Dziękujemy za komentarze!

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 10

No, tak więc tego... mamy 10 rozdział, ne?  Co żem w nim było.... Aaaaa! Shizuś się wkurwia, przez Izayę oczywiście~! Nie wiem, co tutaj napisać, totalnie Q.Q Aiko coś napiszę~! A ja zapraszam do czytania :3

Hahaha, lubię ten rozdział~! Mówi o tym, że choćby nie wiem co to wciąć Iza to Iza ,a Shizu - chan to Shizu - chan~! Taaak, nigdy się nie zmienią :3 No w sumie to dużo już mamy rozdziałów~! Przy ostatnim powiemy wam o niespodziance dla was~! ♥


Do pomieszczenia wpadało światło słoneczne, nieprzyjemnie kując w oczy Izayi. Brunet przekręcił się na plecy i odetchnął głęboko przesuwając ręką po łóżku. Uchylił oczy i usiadł rozglądając się po pokoju. Nikogo w nim nie było. Przetarł oczy po czym odetchnął głęboko. Bolał go tyłek. I to dosyć mocno. Tak samo jak serce. Poczuł się jakby Shizuo zabawił się jego uczuciami i po prostu go wykorzystał. Zwlókł się z łóżka i spojrzał pochmurnie na szafę. Chyba nie zdoła niczego na siebie ubrać. Spróbował wykonywać jak najmniejsze kroki. W końcu śniadanie samo się nie zje. Stanął w drzwiach kuchennych i momentalnie zamarł.

Shizuo obudził się wcześnie. Słońce dopiero wstawało, sypialnia pomału została rozjaśniana. Usiadł na łóżku i spojrzał na Izayę. Spokojnie spał obok. Wyglądał wtedy tak niepozornie... jak nie on. Leżał taki drobny, bezbronny i niegroźny...
Shizuo podniósł się z łóżka i skierował do salonu. Założył swoje ubrania i zastanawiał się, co ma robić. Nie chciał iść do domu... to źle by wyglądało. Jakby wykorzystał bruneta. Zabawa na jedną noc. I to tyle. Tak nie było... zresztą samego Shizuo coś kuło w środku na myśl o powrocie tak bez słowa. Zdecydowanie nie chciał wracać. Przeszedł więc do kuchni. Postanowił zrobić jakieś śniadanie... kończył właśnie smażyć kolejnego omleta, gdy usłyszał ciche skrzypnięcie paneli. Obrócił się. Zobaczył Izayę, w samych bokserkach, który patrzył na niego skrajnie zdziwiony. Shizuo uśmiechnął się tylko kącikiem ust i powrócił do przygotowywania śniadania.

Nie wiedział co powiedzieć. Blondyn uśmiechnął się lekko. Brunet już otwierał buzię, ale szybko ją zamknął. Cieszył się. Bardzo. Uśmiechnął się tylko pod nosem po czym usiadł ostrożnie na krześle.
- Shizu - chan.. - mruknął przechylając głowę. - Co tam smażysz? - spytał wpatrując się w jego plecy. Niecodzienny był to dla niego widok, dlatego starał się zapamiętać tę chwilę. Oparł łokieć o stół, a brodę o nadgarstek gdy nagle przypomniał sobie cały wczorajszy wieczór. Zrobiło mu się gorąco i czuł, że poliki go lekko szczypią. Oni naprawdę to zrobili. Izayę nurtowały jednak pytania: kim teraz dla siebie są? Jak będą wyglądały dni? Jak to wszystko będzie wyglądać? Przecież tyle się zmieniło, więc teraz na pewno będzie inaczej.

-  Hmmmm? A, omlety. - odparł, wpatrując się w patelnie. Myślał o tym  wszystkim. A przede wszystkim o twarzy Izayi, gdy ten wkraczał do  kuchni. Widział na niej wtedy jakby ból. Jakby... spełniły się jego  obawy i Izaya uważał, że Shizuo go wykorzystał. Dlatego teraz chciał mu  to wynagrodzić. Podsunął więc talerz pod nos zarumienionego bruneta. Nie wiedział, dlaczego Izaya jest tak zaróżowiony, ale w gruncie rzeczy... niewiele mu do tego. Chyba. Uśmiechnął się  delikatnie i wrócił do smażenia.
Nie wiedział do końca, co teraz.  Coś czuł, że będą musieli o tym porozmawiać... albo samo się jakoś ułoży. Na razie... Shizuo nie wiedział. Bał się trochę tej niewiedzy,  jednak nie był w stanie przyznać tego, choćby przed samym sobą.
Po chwili usiadł naprzeciw Izayi i zaczął jeść, wbijając wzrok w jakiś punkt za nim.

Jedli w ciszy swoje omlety. Obaj wydawali się być zamyśleniu, pochłonięci przez umysł lub wirujące myśli. Shizuo wpatrywał się gdzieś w przestrzeń, a Izaya w niego. Wiedział, że blondyn sam nie zacznie rozmowy. Brunet odetchnął głębiej.
- Co teraz będzie, Shizu - chan? - zapytał wpatrując się w niego intensywnie. Wiedział, że tak czy siak do takiej rozmowy dojdzie, więc po co na nią czekać?

Shizuo potrząsnął głową. Spojrzał na niego pytająco. Po chwili pojął przekaz. Westchnął głęboko, poprawiając swoją pozycję na krześle. Intensywne spojrzenie czerwonych oczu nieco go przerażało, jednak nie ugiął się. Odetchnął raz jeszcze.
- Prawdę mówiąc, coś się zmieniło już wcześniej i... no nie wiem. Coś będzie na pewno, nie? - rzucił nieporadnie, drapiąc się po karku i patrząc gdzieś w bok, na podłogę. Nie wiedział, czego Orihara od niego oczekuję. Jakich słów? Nie miał pojęcia. A... nie był w stanie przyznać, że nie chcę opuszczać Izayi. To było dla niego... zawstydzające... i bał się, że Izaya go wyśmieje... więc dopóki brunet nie spyta go prosto, otwarcie, nic nie powie.

- Yare, yare Shizu - chan.. - westchnął po czym odłożył widelec. - Racja, zmieniło się. - przyznał nie przerywając kontaktu wzrokowego. - Chodzi o to, że.. - zawiesił na chwilę głos. - Że jak zauważyłeś nie jest tak jak było, a ja nie wiem jak będzie. - wyjaśnił. - Ale chcę wiedzieć. - dodał. Zjadała go ta niepewność, rozdzierała go od środka, ale nie dał po sobie poznać. 
  
Czyli jednak... Shizuo westchnął ciężko. Również odłożył sztućce. Nie patrzył teraz na Izayę. Zrozumiał, czego on od niego oczekuję i... musiał to powiedzieć. Czuł, że jeśli tego nie zrobi to... coś się zepsuje. Coś zniknie. Coś pęknie... ciężko było zdefiniować co. Albo właśnie przeciwnie: całkiem łatwo, tylko Shizuo nie dopuszczał tej myśli od siebie. Nie dopuszczał faktu, że...
- Nigdzie się nie wybieram... tak, jak teraz chyba jest dobrze, no nie? - zebrał się w sobie i spojrzał Izayi w oczy. Nie był w stanie powiedzieć wielu rzeczy, ale... może Izaya sam je odczyta? Ukryte między wierszami... 

Patrzyli sobie w oczy kilka minut po czym Izaya uśmiechnął się pod nosem.
- Ty mi powiedz, Shizu - chan. - westchnął teatralnie, przenosząc wzrok na leżący widelec. - Jest dobrze? - spytał znowu patrząc na niego. Chciał się z nim trochę podroczyć choć sam już znał odpowiedź. Przechylił lekko głowę, ponownie patrząc na niego wyczekująco.

Shizuo warknął pod nosem. Izaya się z nim droczył... a to menda. Doskonale znał już odpowiedź. A jednak... dalej go męczył. Wredna pchła. Pod tym względem, nic się nie zmieniło.
Nie odpowiedział. A przynajmniej nie normalnie. Bez słów. Po prostu wstał, oparł dłonie o stół i nachylił się nad Oriharą. Wpił się namiętnie w jego rozchylone usta. Smakowały omletem. Zaraz odsunął się na minimalną odległość i spojrzał mu w oczy. 
- Moim zdaniem jest. - stwierdził z asymetrycznym uśmieszkiem.

Nie spodziewał się tego po Heiwajimie. Czuł jak jego poliki znowu go pieką. Mruknął coś niewyraźnie po czym odetchnął głęboko.
- Rozumiem. - odparł patrząc mu prosto w oczy. Podniósł się z miejsca i chwycił go za kołnierz, przyciągając do siebie i łącząc ich usta w pocałunku. - Dobry omlet. - szepnął po czym zabrał talerz i wstawił go do zlewu. - Ne, Shizu - chan, co robisz dzisiaj na obiad? - spytał rozciągając się nieco gdy nagle jęknął cicho. Ah, ta wczorajsza noc. Daje się we znaki.

Pozwolił się pociągnąć. Pocałunek był przeciągły i delikatny. Czuły. Taki... jak nie ich wręcz. Jednak... to też było miłe. 
Nie uszło jego uwadze ciche jęknięcie Izayi. Sam nie wiedział, co powinien odczuwać w tej sytuacji. To było po prostu... dziwne. Dziwne dla niego. Wiedział, że to przez ten wczorajszy seks, no ale... jakoś nie czuł się do końca winny. 
- Phie, czyli to ja mam być w tym związku od gotowania? - prychnął. Nie wiedział, czy to dobry pomysł... Izaya najwyraźniej dalej miał samobójcze zapędy. Tylko na inny rodzaj śmierci. Nie przygniecenie przez lecący automat, ale przez zatrucie. Poważne.

- Właśnie subtelnie ci to przekazałem. - zaśmiał się lekko po czym przeszedł do salonu. Pierwsze co przykuło jego uwagę to jego ciuchy rozwalone po pokoju. Nagle usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i jakiś szum. Po chwili w salonie pokazała się Namie z torebką na ramieniu.
- Oh, Namie, masz trochę spóźnienia. - powiedział patrząc na zegarek. - Nie za bardzo ci się spieszyło. - dodał niezbyt zadowolony.
- Miałam coś do załatwienia. - odparła mierząc go wzrokiem, jednak nic nie powiedziała i zaczęła sprzątać. - Nie masz czasami czegoś do zrobienia? - spytała unosząc jedną brew i kierując się w stronę łazienki.
- Raczej nie. - odparł.

Shizuo patrzył za Izayą, jak ten wychodził z kuchni. Pokręcił głową do siebie. Co to się porobiło... żeby wrócić Shizuo w gotowanie dla niego i Izayi. O nie! On w to wciągnie i Oriharę! Nie ma bata!
Usłyszał jakieś słowa, kobiecy ton. To pewnie ta jego sekretarka... oparł się o futrynę i obserwował, jak kobieta zbiera porozrzucane ciuchy Izayi. Prychnął.
- Izaya to taki mały chłopiec, że sam nie może po sobie posprzątać? - parsknął. Orihara zmrużył gniewnie oczy.

- Shizu - chan, po to mam ludzi, żeby wyręczali mnie w różnych rzeczach. - odparł. Namie zmierzyła wzrokiem blondyna po czym zajęła się swoją robotą.
- Dzwonili po informacje. - rzuciła tylko.
- Yare, yare.. - mruknął po czym odwrócił się do Shizuo. - Shizu - chan? Muszę się zająć pracą. - westchnął niezadowolony po czym obrócił się wokół własnej osi.

Shizuo pokręcił głową wręcz z politowaniem. Na dźwięk słowa "praca" drgnął wyraźnie i spojrzał na zegarek. Zasiedział się, też miał obowiązki. Pokiwał tylko głową w odpowiedzi.
- Sam mam swoją robotę... - mruknął, kierując się do wyjścia. Jego przemoczone buty zdążyły wyschnąć. Wyjął z kieszeni pudełko papierosów i zapalniczkę. Używki nie ucierpiały za bardzo, natomiast zapalniczka zdawała się zbuntować. Warknął coś pod nosem. Usłyszał ruch za sobą. Izaya stał niedaleko, w ręku podrzucał zapalniczkę. Minę miał dziwną. Jakby... wystraszoną? Czego się bał? Że jego obawy z rana jednak okażą się słuszne?

Bawił się zapalniczką przerzucając ją z ręki do ręki, żonglując nią. Nie bał się, tylko.. miał pewne przypuszczenia, które mogły okazać się słuszne. Przerzucił zapalniczkę nad głową chwytając ją w dwa palce i unosząc na poziom głowy.
- Musisz iść? - spytał. - W sumie sam mam tylko zadzwonić do kilku ludzi i tyle. - oznajmił wpatrując się w niego. Ponownie zaczął przerzucać zapalniczkę z dłoni na dłoń. Shizuo patrzył na niego tak jakby wiedział o co tak naprawdę Izayi chodzi. Ale nie wiedział. Nie mógł wiedzieć, bo Orihara zawsze starał się przybierać maski, więc jak?

Shizuo zmrużył oczy, obserwując fruwającą zapalniczkę. Wiedział, o co tak naprawdę chodzi Izayi. Podszedł więc do niego i jednym, zgrabnym ruchem przechwycił zapalniczkę. Zapalił papierosa, jednak nie wetknął go sobie do ust. Trzymając go w dłoni patrzył w oczy Izayi. Był wyższy, więc brunet musiał odchylić głowę w tył. Shizuo wpił się drapieżnie w jego usta. Całował go namiętnie przez dłuższą chwilę.
- Sugerujesz spotkanie po południu albo wieczorem? - szepnął demonicznie, owiewając usta Izayi swoim ciepłym oddechem. W jego oczach widział odpowiedź, mimo że Izaya starał się przywdziać maskę. Ale Shizuo chciał usłyszeć odpowiedź. Głośno.

- To ty to powiedziałeś, więc tak, zgadzam się. - odparł śmiejąc się gardłowo. Poczuł jego oddech na swojej twarzy. Aż go ciarki przeszły. Uwielbiał ten moment gdy są blisko siebie. Gdy czują swoją bliskość i wiedzą, że świat jest nieważny. - Mam ochotę na ootoro. - szepnął. Spojrzał na papierosa, którego blondyn trzymał w dłoni, a potem na niego. Pokręcił głową po czym uśmiechnął się. To nie był szyderczy, wredny, złośliwy ani żaden inny uśmiech tylko taki.. ciepły.

- Ale nie ja zasugerowałem. - stwierdził. Zanotował w głowie, co powiedział Izaya. I zdziwił się widząc... tak normalny uśmiech na twarzy bruneta. Nie był złośliwy, ironiczny, podstępny... tylko normalny. I, można by nawet zaryzykować spędzenie, że... ciepły.
Shizuo cicho zamknął drzwi za sobą i wsunął sobie papierosa do ust. Wychodząc od Izayi nie miał ochoty rzucić żadnym automatem. Czy wyrwać jakiegoś znaku. Nic. Po prostu... czuł się nawet całkiem lekko. Pokręcił z rozbawieniem głową i skierował się w swoją stronę.

Odetchnął głęboko po czym poczłapał się ubrać. Z trudem mu to wychodziło bowiem cały czas bolał go tyłek. Gdy już to zrobił, zasiadł przed komputerem, sprawdził wszystkie wiadomości i wykonał kilka numerów. Po trzynastej skończył wszystko i z zadowoleniem mógł stwierdzić, że jest zadowolony. Namie krzątała się po całym mieszkaniu od czasu do czasu zerkając na niego jak na wariata. Brunet siedział na obrotowym krześle obserwując ludzi zza ogromnego okna gdy nagle zadzwonił jego telefon.

Shizuo zaszedł na chwilę do domu, aby się przebrać. Mimo, że ubrania zdążyły wyschnąć przez noc... to blondyn czuł się w nich kiepsko. Przebrany skierował się do Toma. Wyjął z pudełka kolejnego papierosa. Obok niego była zapalniczka. Ta sama, jaką zabrał kilkanaście minut temu od Izayi...
Uśmiechnął się do siebie. Nie uszło to uwadze Toma. Patrzył na niego dziwnie, bowiem nie wiedział, dlaczego uśmiech Shizuo jest taki... normalny i całkiem... wesoły? Lekki?
Shizuo czuł się tak. Lekko...
Dzień mijał całkiem spokojnie. Co prawda, nie skończył jeszcze, ale...
Wyciągnął telefon. Obracał go chwilę w dłoniach. Zadzwonić, czy nie...?

Spojrzał na ekran telefonu i westchnął płytko. Co się z nim dzieje? Zachowuje się jak szesnastolatka czekająca na telefon od chłopaka. Odebrał telefon by za chwilę rozłączyć się. Odłożył telefon obracając się na krześle.
- Fiu fiu fiu. - zagwizdał cicho. - Namie zrób mi herbaty. - rzucił do niej po czym spojrzał na godzinę. 14:02

Pokręcił przecząco głową do samego siebie i schował telefon. Nie będzie się wydurniał. Nie jest przecież głupim dzieciakiem na pograniczu gimnazjum i liceum... Phie. 
Tom przyglądał mu się uważnie cały dzień. Szli właśnie do ostatniego dłużnika. 
- I jak tam wasz zakład? Zdaje się, że wczoraj się zakończył. - rzucił. Shizuo westchnął głęboko, zaciągając się przy tym papierosem. 
- Tsa... remis. - mruknął. Tom zdziwił się. 
- To dziwnie. Myślałem, że jakoś to... bardziej ostatecznie wyjdzie. 
- Ja też. Wiele dziwnych rzeczy się działo... - Shizuo nie był zbyt rozmowny, więc na tym się w sumie zakończył ich dialog. Na twarzy blondyna ponownie wykwitł uśmiech. Tym razem z lekką nutą złośliwości. 

Brunet się nudził. Leżał na kanapie, patrzył przez okno, czytał, odbył nieco nudną rozmowę z Shinrą, sprzedał kilka informacji, ale żadnego telefonu nie dostał.
- Shizu - chan. - mruknął wykładając się na biurku.
- Może zadzwoń do niego, a nie marudzisz. - oznajmiła dziewczyna. Izaya spojrzał na nią, a następnie na telefon. Wybrał numer i przyłożył słuchawkę do ucha.
- Shizu - chan~! - zaczął radośnie.

Nagle telefon Shizuo dał o sobie znać. Blondyn już po chwili słyszał radosny głos Izayi tuż przy uchu. 
- Nawet w pracy musisz mi przeszkadzać... - burknął, choć chwilę temu skończył swoją robotę. Kierował się teraz, aby zdobyć tamto ootoro dla Izayi. Ech, jak tego nie przyniesie, to brunet chyba go zabiję! 
Wydało mu się dziwne, że trzymał telefon przy uchu, rozmawiał z Izayą i jeszcze nie rzucił urządzeniem, automatem czy też nie wyrwał żadnego znaku. To się robiło naprawdę... wyjątkowe. 

- Coż Shizu - chan, bywa. - Westchnął. - Nudzi mi się w domu. -jęknął po czym usiadł prosto na krześle. Nie miał co robić, a Shizuo już skończył.

Shizuo pokręcił głową. 
- W sumie to miałem właśnie kupować to ootoro, o którym wspominałeś rano. To przyjdziesz tutaj, czy mam zapierdalać do ciebie? - mruknął. Izaya bywał nieprzewidywalny, a jego logika bardzo poplątana, dlatego Shizuo pytał. Wolał wiedzieć, żeby potem się nie irytować.

- Uh, chyba przyjdę. Nie mam ochoty siedzieć w domu. - odparł. O tak, popatrzy sobie na ludzi i jednocześnie zje swoje ulubione ootoro ze swoim potworkiem. To było to czego chciał. - Więc Rosyjskie Sushi za 10 minut? - spytał obracając się na krześle.

- Tsa. - potwierdził jedynie, rozłączając się. Troszkę był ciekaw reakcji ludzi na nich. Razem. We dwóch. W Rosyjskim Sushi. Spokojnych. Bez żadnych rzucanych w powietrze śmietników i prowokujących głosów. Jak... normalnych ludzi. 
Blondyn wypalił papierosa do końca i oparł się o ścianę baru. Spoglądał na świat zza szkieł swoich nieodłącznych okularów. 

- Namie! Wychodzę!  - rzucił Izaya biorąc potrzebne rzeczy i wychodząc z mieszkania. Szedł wolnym krokiem przez Shinjuku, a następnie Ikebukuro. Był zadowolony. Chciał zobaczyć reakcje ludzi. Pewnie będą zaskoczeni. Gdy dotarł zauważył Shizuo opierającego się o ścianę. Stanął przed nim i uśmiechnął się złośliwie.
- Shizu - chan, nie śpij bo cię okradną.

Drgnął lekko, słysząc głos Izayi. Nie zauważył go. Za bardzo zajęło go oglądanie nieba. Westchnął cicho i przewrócił oczami, jednak Izaya nie mógł tego zauważyć. 
- Nikt by się nie odważył. - prychnął wyniośle, po czym pchnął ciężkie drzwi i znaleźli się w środku baru. Jak zwykle, czuć było rybą na kilometr... Shizuo przysiadł na jednym z krzeseł. Poczuł na sobie kilka zdziwionych spojrzeń. 

Nie odpowiedział tylko poszedł za nim i zajął miejsce. Kątem oka obserwował reakcje ludzi. Zdziwienie i trochę strachu znalazło się w ich oczach. Izaya uśmiechnął się pod nosem. Fascynujące. Spojrzał na kartę gdy nagle podszedł do nich Simon.
- Izaya - kun, Shizuo - kun topór wojenny zakopany? - spytał zdziwiony. Brunet zerknął na blondyna.
- Można tak powiedzieć. - odparł. - Ja proszę ootoro.

Shizuo w gruncie rzeczy nie obchodziły reakcje innych, więc zwyczajnie ignorował ciekawskie spojrzenia. I zastanowił się nad słowami Simona i Izayi. No bo... tak. Topór wojenny zakopany. I... co teraz będzie? No cóż... miasto na pewno będzie miało dobrze zorganizowany ruch drogowy...
Shizuo parsknął śmiechem pod nosem.
- Dla mnie to, co zwykle. - rzucił więc i oparł łokcie o blat stolika.

 - To świetnie. Sushi dobre na zgody. - powiedział Simon uśmiechając się od ucha do ucha.
- Shizu - chan, wiesz co sobie pomyślałem?  - spytał radośnie. - Że to wszystko jest dosyć zabawną sytuacją. - wyjaśnił od razu. Spojrzał na niego, a potem przebiegł spojrzeniem przez całą salę.

Simon odszedł od ich stolika, a Izaya rzucił od razu jakiś tekstem. Tak bardzo w jego stylu... Shizuo westchnął ciężko. 
- Zabawną, mówisz...? Dla ludzi na pewno dziwną i nieco przerażającą. - dorzucił swoje trzy grosze. Dla niego ta sytuacja nie była ani zabawna, ani dziwna, ani przerażająca. Po prostu... jakby... zwyczajna? 

- Właśnie. - klasnął w dłonie. - Fascynujące. Tak bardzo przyzwyczaili się do naszych walk, że nie mogą w to uwierzyć. - oznajmił. Tak, to było dla niego ciekawe, ale wydawało mu się, że Shizuo jest trochę znudzony. - Ne, Shizu - chan dlaczego przerażającą?

- Dlaczego? Bo zazwyczaj, jak pojawialiśmy się gdzieś razem, oznaczało to walki i latające, ciężkie przedmioty. - uświadomił mu, patrząc na niego jak na jakiegoś niedorozwiniętego. Oczywiście Izaya nie mógł tego dostrzec przez ciemne okulary na nosie Shizuo. Wydało się to blondynowi tak oczywiste, że nie wierzył, iż Izaya tego nie zauważył. 

- Zdałem sobie z tego sprawę. - odparł. Gdy Simon przyniósł im sushi, Izaya zabrał się za jedzenie swojego ulubionego ootoro. - Myślałem, że jest jakiś inny powód. - wyjaśnił po krótkiej przerwie.

- To dobrze, myślałem już, że naprawdę jesteś tak ślepy. - rzucił tylko, po czym zaczął jeść swoje sushi. Nie myślał w sumie o niczym. Obserwował jedynie otoczenie zza ciemnych szkieł. Niezbyt często pokazywał ludziom swoje oczy... i sam nie wiedział czemu. Jakoś tak... wolał oglądać świat z innej perspektywy.  

- Nie jestem ślepy, Shizu - chan. - przyjrzał mu się uważnie. - Czemu nosisz okulary?  - spytał przechylając lekko głowę. Nie rozumiał tego. Są przecież w pomieszczeniu i są mu niepotrzebne.  Chyba że nie chciał pokazywać swoich oczu. Ale czemu?

Nie sądził, że Izaya o to zapyta. W sumie to... nie wiedział, czy chce, aby Izaya poznał odpowiedź na to pytanie. Sam Shizuo nie był jej pewny. Możliwe, że stawiał barierę przed innymi ludźmi. Aby nie mogli dostrzec, co tak naprawdę siedzi w jego głowie. 
Okulary jednak nie zawsze mu towarzyszyły. I, jak teraz o tym pomyślał... ściągał je na czas bójek z Izayą. Tudzież uprawiania seksu, ale to dopiero od wczoraj. Uśmiechnął się więc złośliwie. 
- Nie zawsze je mam. - odparł na to. 

- No tak. - westchnął. - Zapomniałem, że nosisz je by odciąć się od ludzi. - stwierdził smutno podpierając polik na nadgarstku. Obserwował Shizuo chcąc wywołać u niego więcej emocji. Był za spokojny. I nudny, dlatego musiał coś zrobić by to zmienić.

Żyłka na czole Shizuo zapulsowała lekko. Zirytował się trochę, choć Izaya miał rację. Prawda go irytowała...? Może. Wzruszył ramionami.
- Może... a co, przeszkadza ci to? - rzucił złośliwie. Zastanawiał się, czy Izayi może to z jakiegoś powodu przeszkadzać. Nie powinno. W końcu tak było zawsze...

Izaya zaprzestał jedzenia i zmrużył oczy. Nie pasowało mu to. Wiedział że zmieni się wiele rzeczy, ale że od razu wszystko?
- Od kiedy jesteś taki spokojny?  - spytał beznamiętnie. Przyjrzał mu się po czym odetchnął. -  I tak, przeszkadza. - dodał kończąc jeść

Shizuo parsknął śmiechem.
- Sam nie wiem. I... jak ci przeszkadza, to mnie zmuś, abym je zdjął. - rzucił dobitnie. Wiedział, że stąpa po cienkim lodzie. Ale... skoro Izayi się nie podoba jego spokojność... zawsze może spróbować to zmienić, racja? Zaśmiał się gardłowo, kończąc jedzenie.

Izaya uśmiechnął się pod nosem po czym zjadł ostatnie ootoro. Nagle wstał i przysunął się nad stołem do Shizuo. Był bardzo blisko niego. Tak, że widział jego tęczówki przez okulary. Już go miał pocałować, gdy nagle zabrał mu okulary i usiadł z powrotem.
- To nie było takie trudne. - powiedział uśmiechając się od ucha do ucha i zakładając okulary na głowę.

Shizuo przyglądał się szatynowi, gdy ten wstawał i pochylał się nad nim. Nie wiedział, co zrobi. Mógłby go nawet pocałować w miejscu publicznym, w końcu Izaya nie przejmuje się opinią innych. Ten jednak zdjął okulary z nosa Shizuo. Blondyn zareagował niezadowolonym syknięciem. Zmrużył od razu oczy. Cholera... 
- Oddawaj. - zażądał, próbując sięgnąć swoją własność. Izaya tylko się śmiał i zgrabnie unikał ręki Shizuo. Już po chwili obaj stali. Przeszkadzał im tylko stół. A ludzie patrzyli się na nich coraz dziwniej. 

- Nie-e. - wytknął mu język, trzymając okulary by mu nie spadły. Miał teraz ochotę pogonić się z Shizuo. Widział lekko pulsującą żyłkę na jego skroni. O tak, to mu się podobało. Nie wiedział dlaczego on się tak wkurza o zwykłe okulary, ale nie przejmował się tym. - Jeśli chcesz mi je zabrać to mnie zmuś. - wytknął mu znowu język, śmiejąc się radośnie.

Shizuo zirytował się jeszcze bardziej przez rozbawiony ton Izayi. Nie lubił, jak ktokolwiek zabierał mu okulary. Czuł się bez nich... dziwnie... bo się do nich bardzo przyzwyczaił. Dlatego już po chwili ganiali się po całym Rosyjskim Sushi. Simon wychynął za zaplecza, gdy potrącili krzesełko. Ludzie patrzyli na nich z przerażeniem. 
- I-za-ya-kuuuun... - warknął Shizuo i zacisnął dłoń na metalowej nóżce przewróconego mebla. Izaya wybiegał właśnie z baru. 
- Czyli nie do końca... - westchnął Simon, a Shizuo zostawił Bogu ducha winne krzesełko i wybiegł za brunetem.

4 komentarze:

  1. ZNOWU ZAJMUJĘ PIERWSZE MIEJSCE XDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niespodzianka? *__* To ja już chcę wiedzieć XD
      Aww, Shizuś i Izaya razem. Jaram się tym rozdziałem <3
      Ciekawa jestem, co będzie dalej. Ale zdaję się na was, nawet nie próbuję się domyślać XD
      Brakowało mi tych ich kłótni. Rzucania krzesłami, stołami, gdzieniegdzie nożami...
      Jak dobrze, że mimo wszystko nadal się ze sobą tak kłócą, to dodaje humoru XD
      Aż nie wiem, co powiedzieć.
      Ale kocham waszego bloga.
      Serio.
      Wystarczy czekać na następne rozdziały i grozić wam piłą motorową, jeśli szybko jakiegoś nie dodacie ♥

      Usuń
  2. Nominowałam Wasz blog do Liebster Blog Awards i The Versatile Blogger Award ^^ Szczegóły u mnie: http://mleko-bananowe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialna notka, proszę więcej. *3*

    Meggu~ albo terror.

    OdpowiedzUsuń