Szybko nam to poszło @.@ Kochani, wasze dwie najwspanialsze autorki *ironizuje* wzięły się poważnie do roboty! Mogę jedynie powiedzieć, że rozdział 8 jest już w fazie produkcyjnej :3
Wyrobiliśmy się z dwoma rozdziałami jednego dnia O-O Uwierzcie.. to jest cud. No, 8 też już mamy skończony i pozostaje pytanie co w następnym? Aya - chan uparła się, żeby jeszcze jeden napisać, heheszki. Ten rozdział szedł nam jak po maśle. Dobrze się pisało i ogólnie płynnie poszło, więc jako tako cieszę się z niego ;3 Miłego czytania~!
Shizuo położył się praktycznie od razu po tym, jak wyszedł z balkonu. Słońce oświetlało salon delikatnymi promieniami, dopiero budząc się ze snu. Izaya nie wchodził długo do domu. Najwyraźniej nie chciał już rozmawiać z blondynem. A i jemu to odpowiadało. Przykrył się kocem i ułożył wygodniej, po chwili zasypiając, zmęczony przez cały poprzedni dzień i wcześniejszą "bezsenność".
Obudziły go dwie rzeczy. Pierwszą był dzwoniący telefon, który Shizuo z ogromną wprawą zignorował. Zainteresowała go bardziej druga rzecz. Mianowicie ruch w okolicy drzwi wejściowych. Przecierając wciąż zaspane oczy chwiejnie skierował się w tamtą stronę. Po drodze próbował opanować też roztargane i sterczące na wszystkie strony włosy. Oparł się o ścianę i spojrzał na źródło hałasu. Był to Izaya, który właśnie zakładał buty i chciał wychodzić. Shiuzo prychnął tylko.
- A ty dokąd, kleszczu? - warknął nieprzyjemnym, choć wciąż zaspanym tonem, przez co nie uzyskał takiego efektu, jaki chciał.
- Shizuś, jeśli jeszcze do ciebie to nie dotarło to mamy już ranek. - wyjaśnił wolno, nakładając ostrożnie czarny płaszcz z futerkiem. - Trzeba iść do pracy, bo jak wiesz zamierzam wygrać. - prychnął i już miał wyjść gdy zatrzymał się. - Ne, Shizu - chan? Poddajesz się? - spytał z szyderczym uśmieszkiem. O tak, chciał go sprowokować.
Shizuo prychnął kolejny raz i swobodnym krokiem podszedł do Izayi. Oparł się o drzwi, odcinając mu drogę do wyjścia.
- Jak masz zamiar być ochroniarzem Toma z tym? - wskazał na jego ramię. Jeśli dobrze zrozumiał Shinrę, Izaya może ruszać ramieniem i tak dalej, jednak nie powinien nic dźwigać, ani wdrapywać się na cudze balkony, bić się z kimś i tym podobne. A Shizuo nie chciał, żeby jego przyjacielowi coś się stało. Zanim zasnął, nad ranem napisał wiadomość do Toma z krótką informacją, co się działo w nocy. Nie patrzył na telefon, więc nie wiedział, czy wiadomość została odczytana. Wbił spojrzenie brązowych oczu w Izayę, krzyżując wojowniczo ręce na piersi. Sam nie wiedział, dlaczego nie chciał wypuścić Orihary. Zapewne robił to dla świętego spokoju, żeby uniknąć wrzasków Shinry i zdenerwowanej na niego Celty. Chociaż...?
Izaya zdziwił się skąd nagle ten opór ze strony blondyna i nagła troska.
- Na pewno nie zamierzam siedzieć tak jak ty w domu. - odparł spokojnie. Wpatrywał się w jego oczy z zaciętością i wyższością. Opuścił ramiona wzdłuż ciała niespostrzeżenie wyjmując scyzoryk z kieszeni. Obrócił go w dłoni i uśmiechnął się wrednie. - Shizu - chan, czyżbyś się o mnie martwił? - spytał drwiąco. - To takie ludzkie uczucie.. - westchnął patrząc w bok, ale zaraz potem ponownie patrząc w jego oczy. - Chociaż nie rozumiem dlaczego. - skrzywił się, biorąc płytki oddech. - Teraz już nie wiem czy chcesz mnie zabić czy się mną opiekować. - westchnął, teatralnie przykładając dłoń do czoła.
Shizuo znowu poczuł się, jakby Izaya go prowokował. Zdenerwował się. Starał się jednak zachować względny spokój, a przynajmniej nie okazywać po sobie złości. Westchnął ciężko.
- Widać, że wczoraj u Shinry nic nie ogarniałeś.Kazali mi się tobą zająć. - blondyn wykrzywił twarz w okropnym grymasie. - Jeśli coś ci się stanie, mi się oberwie, a nie mam zamiaru słuchać wrzasków Shinry. Więc teraz grzecznie wrócisz do mieszkania i wybijesz sobie z głowy pomysł na jakąkolwiek pracę. - warknął niebezpiecznie, denerwując się coraz bardziej. - Naprawdę nie sądziłem, że będę musiał ci to tłumaczyć... przecież to oczywiste... - westchnął, przedrzeźniając nieco Izayę, do tego przewracając oczami w teatralny sposób. Starał się na każdy możliwy sposób wyrzucić z siebie wściekłość. Żeby nie dać Izayi kolejnej, pieprzonej satysfakcji. Co to, to nie.
- Oh, no tak. - westchnął smutno. - Ktoś taki jak ty nie ma w sobie tylu uczuć by móc kogoś obdarzyć troską. Oya, oya.. - uśmiechnął się pod nosem. - yare, yare Shizuś. - zacmokał po czym odetchnął głęboko. Nagle naszła go pewna myśl. Uśmiechnął się szeroko po czym zdjął buty chowając scyzoryk. Zostawił skołowanego Shizuo przy drzwiach, a sam rozłożył się na kanapie gdzie wcześniej spał blondyn. - Shizu - chan, co będziemy robić cały ten czas? - zapytał radośnie. - No, bo w sumie mamy caaaaały dzień~! - krzyknął z entuzjazmem. O tak, jeśli nie może wyjść ani odpowiednio wkurzyć Heiwajime to można podejść do tego inaczej. Z całkiem innej strony.
Nie wiedząc czemu, słowa Izayi nieco uderzyły Shizuo. To wcale nie było tak, że nie był zdolny do niektórych uczuć...
"A jak?" zakpił jakiś głos w jego głowie. W sumie... taka była prawda... chociaż może Shizuo grał? Grał takiego zimnego i oziębłego, nie chcąc dopuścić do siebie i do nikogo świadomości, że potrafi się martwić? Sam nie wiedział...
Dalej zamyślony nad tą sprawą wkroczył do salonu. Spojrzał na Izayę, który cieszył się jak dziecko. Zapewne aby wywołać u blondyna kolejną falę zdenerwowania. Shizuo był jednak zbyt zajęty swoimi rozmyśleniami i nie przejął się tym. Wzruszył ramionami, jakby mówił Izayi, że nie wie.
- A rób sobie co chcesz. - rzucił na odchodne i przeszedł do kuchni, żeby zrobić sobie jakieś śniadanie. Był głodny i śpiący... właściwie to poszedłby spać...
Jego wesoła mina momentalnie zrzedła. Usiadł na miejscu i spojrzał za okno. Co się dzieje? Brunet poczuł jakieś dziwne ukłucie. To nie powinno tak być. Shizuo powinien się zdenerwować i zacząć rzucać wszystkim co ma pod ręką, a tymczasem był wręcz obojętny. Obojętny wobec swojego NAJWIĘKSZEGO wroga jak i sprawcę wszystkich jego problemów. To było wręcz.. nie zgadzało się ze wszystkim. Wykraczało poza wykres, poza wszystko. Orihara wstał z miejsca po czym powędrował do kuchni. Shizuo przygotowywał sobie śniadanie. Izaya przyglądał się mu, ale nic się nie wyróżniało. Był normalny. Przerażająco normalny. A może to ze zmęczenia? Pewnie jest śpiący i to dlatego tak reaguje. A może już się przyzwyczaił? Albo ma już dosyć? Ale zawsze tak było, więc dlaczego akurat teraz się zmieniło?
Shizuo zamyślił się tak mocno, jak dawno się nie zamyślił. W ciszy szykował sobie śniadanie. Zastanawiały go słowa Izayi.
Potrafił się martwić. Przecież nie pozwolił iść Oriharze do "pracy" ze względu na bezpieczeństwo Toma. Chociaż... czy aby na pewno? Shizuo już sam nie wiedział. Kin był? Do jakich uczuć był zdolny? Nie wiedział... nic już nie wiedział.
Wyładowywał złość na wszystkim, co trzymał w rękach. Był zły, gdyż czuł się bezsilnie. Nie oglądał się za siebie, mimo że czuł wzrok chłopaka na swoich plecach. Jedząc kanapki opierał się biodrami o blat, patrząc gdzieś w bok, za okno. Kątem oka widział, jak po jego drugiej stronie dalej stoi Izaya. Irytowała go jego obecność. Nie znał odpowiedzi na swoje pytania, a te wątpliwości wywołał w nim właśnie Izaya. Pokręcił głową do samego siebie. Nie był w stanie dłużej o tym myśleć...
Denerwowała go ta cisza. I ta jego obojętność. I to, że Shizuo w ogóle go ignorował. To było frustrujące. Nie po jego myśli. Wziął głęboki oddech po czym wsadził ręce do kieszeni i spojrzał w okno.
- Ne, Shizu - chan. Jak to jest być potworem? - spytał spokojnie. Inna taktyka. Bez min, bez złośliwego tonu. Po prostu jak normalna rozmowa. - Jak to jest gdy inni się ciebie boją? Jesteś bezsilny, ale jednak.. Wszyscy cię unikają nie chcąc zostać zranieni. - mówił wolno i beznamiętnie, cały czas patrząc w jeden punkt. - To nie boli? Zostać samemu wśród tłumu. Nie czujesz się zagubiony? - spytał przenosząc na niego wzrok. - Co czujesz kiedy ludzie uważają cię za potwora? - wbił w niego intensywne spojrzenie szkarłatnych oczu. Oczekiwał odpowiedzi. Chciał wiedzieć. Nurtowało go to, choć po części znał odpowiedź.
Shizuo drgnął, słysząc wyjątkowo spokojny głos Orihary. Szukał w nim jakiejś złośliwości czy coś... ale nic takiego tam nie odnalazł. Jakby wcale nie byli największymi wrogami.
Ciałem Shizuo wstrząsnął dreszcz, kiedy dotarł do niego sens słów Izayi. Wiedział, że wszyscy mają go za potwora, za bestię, jednak... trochę zabolało. Tylko blondyn nie chciał tego przed nikim przyznać. Nawet przed samym sobą.
- Ja... - zaczął niemrawo, drapiąc się po karku. - Przyzwyczaiłem się. To całkiem wygodne, nikt mnie nie zagaduje, bo coś chce. Jednak... sam nie wiem, co czuję, kiedy jestem uważany za potwora. Tak nie jest... ale jak ktokolwiek ma mi uwierzyć? Przestałem na to liczyć. - prychnął pod nosem. Nie wiedział, dlaczego w ogóle odpowiadał Izayi na to pytanie. I dlaczego był szczery... - Czasem ludzie chcą odsunąć się od innych, ale nie mogą znieść samotności. Dlatego nieświadomie szukają wsparcia u innych osób. Jak myślisz, ma to pokrycie i w tej sprawie, Izaya? - zapytał, wytrzymując spojrzenie ciekawskich, czerwonych oczu. Nie zrywał kontaktu wzrokowego, czekając na jakikolwiek komentarz. Choć nie wiedział, czy Orihara pokwapi się jakiś wygłosić. Zazwyczaj to do tego drobnego bruneta należało ostatnie słowo...
Starał się nie pokazywać, jak bardzo zabolały go wcześniejsze pytania Izayi. On też miał go za potwora... ale Shizuo nie mógł już chyba liczyć na cokolwiek innego, prawda? Nalepka "Bestia z Ikebukuro" przylgnęła do niego na dobre.
- Samotność.. - szepnął w zastanowieniu. - Ale gdybyś się powstrzymywał miałbyś normalne życie, rodzinę, przyjaciół i tych wszystkich zbędnych ludzi. - powiedział cicho. - Chociaż kto wie? - zapytał. - Sądzę, że przyzwyczaiłeś się tylko dlatego, że jest łatwiej. Nie musisz się starać, wysilać. Idziesz na łatwiznę. - stwierdził przechylając lekko głowę. - Nie chcesz się starać, bo to by oznaczało, że nie podoba ci się swój sposób bycia. Możliwe, że zacząłbym w to ingerować, a wtedy ty jak zwykle straciłbyś panowanie. - oznajmił. Zaśmiał się lekko. - I błędne koło się zamyka. - klasnął w dłonie, zadowolony ze swojej wypowiedzi.
Shizuo zacisnął zęby. Ręka go świerzbiła, jednak nie uderzył Izayi. Odetchnął głęboko, przymykając oczy. Nie lubił, jak ktokolwiek wytykał mu jego błędy, wady... był ich świadom. I nie miał ochoty o nich niczego słuchać. Nie czuł potrzeby...
Spojrzał gniewnie na Izayę.
- Do czego to doszło? Moje wady wytyka mi największa szuja, najbardziej okrutny człowiek, niezważający na innych. Jakbyś tak zajął się najpierw sobą, a jak ty będziesz czysty to dopiero wtedy wytykał wszystko mi... - warknął. Zdenerwowała go ta cecha charakteru Izayi. Ale informator już taki był...
W tym momencie Shizuo zaczął żałować, że jednak nie puścił go wtedy, w przedpokoju. Może teraz nie prowadziłby tam pogmatwanej rozmowy.
- Prowokujesz mnie, żebym udowodnił ci, że potrafię być... "normalny"? - rzucił nagle, patrząc prosto w szkarłatne oczy. Chciał już wyjść z tej kuchni, jednak... ten jeden raz, chciał poznać intencje Izayi.
- Huh? Nie, Shizu - chan, Ty nie potrafisz być normalny. - zaśmiał się. - Nigdy nie byłeś i nie będziesz. Jesteś bestią. - wzruszył ramionami. Na jego twarzy gościła jedynie maska obojętności. Patrzyli sobie w oczy przez chwilkę aż w końcu Izaya je zamknął, głośno wydychając powietrze. - Co do mnie to znam się bardzo dobrze. - oznajmił. - Wiem jaki jestem, a jaki nie i w pełni to akceptuje. - dodał otwierając oczy i patrząc na niego. Nie wiedział do czego Shizuo pije, ale czuł, że mimo wszystko to ciekawość. Chęć poznania planu działania jakim dana osoba się kieruje.
Słowa Izayi spowodowały, że Shizuo poczuł się dziwnie. Izaya... ranił go? Ale... ech, zresztą. Izaya nie potrafił niczego innego. A Shizuo nie powinno to obchodzić.
Nie skomentował już więcej słów Izayi. Wzruszył jedynie ramionami i skierował się do wyjścia z kuchni. Miał dość tej pokręconej rozmowy, która prowadziła donikąd. Zdziwił się, że i tak długo wytrzymał bez rzucenia w Izayę czymkolwiek. Że z nim normalnie rozmawiał... Nieprzewidywalne jest to życie...
Blondyn zatrzymał się w progu, patrząc z góry na Oriharę.
- Idę spać. "Czuj się jak u siebie"? - drugą część rzucił nieco ironicznie i uszczypliwie. Skierował się do sypialni, wzdychając ciężko. Był zmęczony...
Izaya był zdenerwowany. Zacisnął pięści i odetchnął głębiej. To jest chore. Shizuo zwyczajnie w świecie jest obojętny na niego. Chociaż ta żyłka na czole trochę się ruszyła.. Był kompletnie skołowany, bo nie dosyć, że sytuacja wymknęła mu się spod kontroli to jeszcze Bestia Ikebukuro zaczęła miewać "uczucia". I to w dodatku typowo ludzkie. Orihara zaczekał aż Shizuo zniknie w sypialni. Odczekał kilkanaście minut, a następnie podszedł do komody, na której stała lampa. Jednym machnięciem dłoni strącił ją. To Shizuo musiał usłyszeć. Musi być sposób by go sprowokować. By wymusić jakieś emocje, adrenalinę.
Shizuo nawet się nie przebrał. Padł na łóżko jak długi. Wtulił zaraz policzek w poduszkę i próbował zasnąć, jednak... coś było nie tak. Cała pościel, z poduszką na czele pachniała Izayą. To było dość... dziwne jak dla Shizuo. Położył się jednak i próbował zasnąć. Bezskutecznie. Mimo ogromnego zmęczenia, nie mógł zmusić się do odpłynięcia w inną krainę. Po prostu... nie mógł.
Ciszę panującą w całym mieszkaniu przerwał odgłos tłuczonego szkła. Shizuo podświadomie wiedział, że zostawianie Izayi samego, w mieszkaniu blondyna nie jest najlepszym pomysłem, jednak... zostawił go tak. Teraz chyba zaczynał żałować.
Wyrzucił z siebie pokaźną wiązankę przekleństw, odrzucając kołdrę i wstając. Przeszedł do salonu, gdzie na podłodze zobaczył resztki swojej lampy. Rzucił Izayi gniewne spojrzenie.
- Jak dziecko... prowokujesz mnie? Do czego? - warknął niemiło. Izaya zachowywał się... po prostu jak dziecko.
- Oh, obudziłem cię? - spytał z szyderczym uśmieszkiem. - W sumie.. To nudno mi. - przyznał w zamyśleniu. O tak, o to chodziło. Shizuo się wkurzył. - Cały dzień w takim małym, pustym mieszkanku jest nudny. - dodał. Obserwował uważnie jego twarz i oczy. Oczy w tamtej chwili mówiły najwięcej - był zły.
Shizuo zacisnął dłonie w pięści. Był zły. Albo nawet wściekły. Ręce mu wręcz drżały przez te emocje. Zmielił w ustach kolejne przekleństwo.
W sumie... to czemu się przejmuje? Nie powinien... w końcu to Izaya. Największa szuja w mieście. Jak nie w całej Japonii. Shizuo wyprostował się więc i spojrzał wojowniczo w oczy informatora.
- Skoro tak bardzo ci się nudzi to proszę, droga wolna. Posprzątaj ten bajzel i możesz iść, nikt cię nie zatrzymuje. Nie licz tylko na pomoc, jak będziesz zdychał gdzieś w ciemnym zaułku... - wywarczał, naprawdę ledwo powstrzymując się przed obiciem tej Izayowatej, szyderczej twarzyczki. Dopiero dotarło do niego, jak głupi był. Mógł się tak nie martwić wcześniej...
Z jakiegoś powodu zabolały go słowa Heiwajimy. Zmrużył oczy po czym uśmiechnął się wrednie.
- Zaskakujesz mnie, potworku. - powiedział sunąc palcem po komodzie w kierunku fotografii jego brata. - Wolę tu zostać i się zabawić. - pchnął lekko zdjęcie, które z trzaskiem upadło na podłogę, lecz nie rozbiło się. Żyłka na czole zaczęła mu pulsować. - Ne, Shizu - chan dlaczego miałbym zdychać w zaułku? - spytał patrząc mu prosto w oczy. Uśmiechnął się prowokacyjnie w jego stronę.
Shizuo warknął ostrzegawczo, ale było za późno. Zdjęcie upadło, choć się nie rozbiło. Ale dla Shizuo przestało być to istotne. Denerwował go teraz Izaya. Jego postawa, prowokujący uśmieszek, słowa... i pomyślał sobie, że im szybciej zareaguje "po staremu" na jego zaczepki, tym szybciej Izaya się odczepi. Dlatego puścił wolno jego pytanie. Dlatego już po chwili Shizuo trzymał Izayę za poły ubrania i unosił lekko nad ziemię.
- Osiągnąłeś swój cel, jestem maksymalnie wkurwiony. Zadowolony z siebie? - syknął i, może nie tyle rzucił, ile mocno odstawił Izayę na ziemię. Bardzo mocno. Tak, że ten poleciał trochę do tyłu.
Izaya upadł na tyłek, a gdy chciał podeprzeć się ramionami o podłogę, jęknął. Zranione ramię dawało się we znaki, ale mimo to znowu uśmiechał się po swojemu.
- Tak, Shizuś. - odparł śmiejąc się lekko. O to mu chodziło. O agresję o jego prawdziwe emocje, które pokazuje. O Bestie, którą jest. Wydawało się to dla niego ekscytujące, ale jakby mniej niż poprzednio. - Nareszcie pokazałeś, że nawet gdybyś chciał to nie umiałbyś się kontrolować~! - powiedział radośnie. - To dla ciebie niewykonalne, potworku. - zakpił śmiejąc się gardłowo.
Shizuo wzruszył ramionami. Zdanie Izayi było ostatnim zdaniem, które go w ogóle mogłoby obchodzić. Gdyby chciał, owszem, umiałby się kontrolować, jednak... nie warto marnować swoich sił na takiego kleszcza jak Izaya.
- Mów sobie co chcesz. Nie wiesz, co siedzi mi w głowie. Nie jesteś w stanie przewidzieć moich myśli i postępowania. A przynajmniej nie zawsze. - parsknął. Shizuo doskonale wiedział, że Izaya nie może go często rozgryźć, co wywoływało na jego twarzy uśmiech. Wykorzystywał to jako zaletę i utrudniał Izayi jak tylko mógł. Owszem, Izaya wiedział, jak go zdenerwować, ale... ciężko mu było przewidzieć zachowanie Heiwajimy, kiedy ten był spokojny.
- Intrygujące, a zarazem irytujące. - skomentował podnosząc się. Usiadł na kanapie i przeanalizował jego słowa. Faktycznie nie mógł przewidzieć jego zachowania - niczego co strasznie go wkurzało. Było denerwujące, bo nie wiedział jaki ruch wykona. To tak jakby grał na własnych zasadach. Nie wiedział co zrobi, o czym myśli, czego użyje. Był nieprzewidywalny, niezwykły. Był prawdziwą Bestią całej Japonii. Nie miał pojęcia co dalej. Nie musi tu siedzieć. Może iść do domu i... ? I co? I tam się ponudzić? Popracować? Zakład trwał aż do piątku. Jeszcze trzy dni. Tylko trzy dni..
Izaya wyszedł od Shizuo dopiero wieczorem. Heiwajima chciał się zdrzemnąć i przez cały dzień musiał odsunąć to pragnienie od siebie. Nikt nie wiedział, co też Izaya mógłby zrobić. Nie ma skrupułów, więc może nawet zabić Shizuo. Jednego jedynego "człowieka ", którego Izaya nie kochał...
Dni, które nadeszły później, były takie same. Zarówno Shizuo, jak i Izaya spokojnie pracowali w nie swoim fachu. Jeden niespecjalnie chciał wpaść na drugiego, jednak i tak jakoś... jakoś się spotykali. O dziwo rozmawiali, mimo że irytowali się niewyobrażalnie bardzo.
Ale w końcu nadszedł piątek. Dzień rozstrzygnięcia zakładu. Kto wygrał...? To się niedługo okaże. Skąd wiadomo było, że niedługo? Ponieważ Shizuo, ubrany już w swój tradycyjny strój barmana, poprawiał właśnie okulary i zamykał mieszkanie. Zbliżał się wieczór. Shizuo zmierzał w wyznaczone wcześniej miejsce, gdzie miał się dowiedzieć, który z nich wygrał. Zapalił papierosa i spojrzał w niebo. "Po co to wszystko?" pytał sam siebie, przemierzając ulice miasta. Czuł się dziwnie. Jeszcze dziś dowie się, czy ten trud się opłacił, czy nie... dlatego, mimo wszystko, był dość spięty.
ZAJMUJĘ PIERWSZE MIEJSCE!
OdpowiedzUsuńOhoho, co ja widzę.
UsuńTak może na początek się przywitam, coby wypaść na kulturalną.
Dżem dobry, moje gejaszki. XD
Aww, jak widzę, coś zaczyna między nimi iskrzyć. Chociaż załamana jestem, że jeszcze tak chłodno się traktują.
Poczekam, może już niedługo będą prawdziwe tru loffki *-*
Akurat w takim momencie musiałyście skończyć. No wiecie co, okrutne T__T
Ja chcę wiedzieć, kto wygrał zakład. I który będzie wykorzystywał drugiego do swoich erotycznych zachcianek XDD
* Zboczona wyobraźnia mode on*
No dobra, duużo weny <3
I dawać następny rozdział. Wiem, że go gdzieś tam macie T-T
Rezerwuję ^U^
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń