Witaj!

Blog został zamknięty, a kolejne posty nie będą na nim umieszczane. Dziękujemy za komentarze!

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 6

 PRZEPRASZAMY za to, że tak późno dodajemy rozdział ;---; Brak weny był bolesny, ale w.. ile to było? O-O od wczoraj do dzisiaj to pisałyśmy no i macie~! Specjalnie jest chyba dłuższy.. Nawet nie wiem ; // No w każdym razie następny rozdział postaramy się napisać trochę szybciej niż.. ja pier papier Ayami! Ostatni rozdział był 25 maja ! >__________< 

Ło kurwa, że co? Ja pierdole... Wybaczcie T_______________________T Ciocia Ayami jest bardzo smutna. Kazała wam tyle czekać... Wybaczcie T_________________T i tym razem to Aiko miała brak weny, nie ja! Gdyby nie fakt, że Aiko mnie pyta: "A jak z Twoim opowiadaniem?" A ja taka: "Z którym? XD" no i ten... zaczęłyśmy pisać XD proszę o wyrozumiałość, zwłaszcza na moich fragmentach, gdyż cały rozdział pisałam w telefonie ToT a żeby dopisać "przedmowę" musiałam wejść na laptopa bo telefon już się buntował... Ech... w każdym razie. Nie zanudzam już~!
*włączyła podgląd posta* kurde, długie O.O




Izaya nie marudził. Siedział na plecach Shizuo z ramionami oplecionymi wokół jego szyi, obserwując spod przymrużonych powiek okolicę. Ludzie pochowali się do mieszkań, tylko niektórzy jeszcze biegali po mieście. Z biegiem czasu odczuwał ogromną chęć snu, ale próbował nie zasypiać. Nigdy nie wiadomo co Heiwajimie przyjdzie do głowy.

O dziwo, Heiwajima nie miał złych zamiarów. Nie chciał - na przykład - nagle zrzucić Izayi ze swoich pleców. Może to dlatego, że honor by mu nie pozwalał. Więc niósł chłopaka spokojnie. Po ulicach niewiele ludzi się krzątało. I nikt nie zwracał specjalnie uwagi na to, że Bestia Ikebukuro, ubrana w codzienne, czarne ciuchy niesie na plecach rannego informatora - samego Izayę Oriharę. Przez głowę Shizuo przemknęła nawet myśl, że ciężar czarnowłosego jest całkiem przyjemny... ale szybko to odgonił. 
Westchnął z ulgą, widząc mieszkanie Shinry na horyzoncie. Przerażały go jego myśli. A to wszystko przez obecność Izayi. Coś się między nimi zmieniło. Mimo wszystko, nic nie będzie jak dawniej.

Brunet odetchnął głębiej po czym rozejrzał się leniwie po okolicy. Zbliżali się do mieszkania Shinry. Dziwiło go zachowanie blondyna bowiem cała sytuacja, w której się znalazł była niecodzienna, jednak napawała go radością. Widział w Heiwajimie inne emocje niż agresja, widział spokój, opanowanie i co gorsza były to bardzo "ludzkie" uczucia. Przeanalizował sobie wszystkie dni, które spędził na byciu ochroniarzem windykatora. Myśląc tak doszedł do wniosku, że było zabawnie i sprawiło mu to radość. A jeszcze większą sprawił fakt, że w efekcie poznał inną stronę Bestii Ikebukuro. Czyż to nie jest powód do szczęścia?

Gdy wchodzili na piętro do Shinry, blondyn poczuł, że policzek, który Izaya przykładał do jego ramienia, podniósł się znacznie ku górze. Orihara się uśmiechał. Dla Shizuo nie znaczyło to raczej nic dobrego. Izaya, jak się uśmiechał, to zazwyczaj coś knuł. Chociaż... może nie tylko Shizuo zmienił się przez te kilka dni? To pytanie pozostanie bez odpowiedzi. Przynajmniej teraz. 
Teoretycznie mógłby postawić Izayę, gdy wdrapali się na odpowiednie piętro. Z nieznanych powodów jednak, Shizuo zadzwonił dzwonkiem i cierpliwie czekał, aż Shinra doczłapie się do drzwi. Może zwyczajnie nie chciał puszczać chłopaka? Nie wiedział. Prawdopodobnie nigdy się nie dowie. 

Orihara słyszał jak przez mgłę dzwonienie dzwonka do drzwi, a potem ich skrzypienie. Następnie piskliwy i denerwujący głos Shinry, który mówił coś o bójkach. Zamknął oczy, ale dalej próbował zachować świadomość. Ramię krwawiło dosyć mocno i praktycznie go już nie czuł. Miał nadzieję, że Shinra da radę wyleczyć tę ranę. Nie uśmiechało mu się pracować z jedną ręką.

Shinra zdziwił się, widząc ich razem. W dodatku Izayę na plecach Shizuo. Po chwili zaczął ich jednak upominać, że nie powinni się bić. Shizuo posadził półprzytomnego Izayę na kanapie i machnął ręką, aby Shinra w końcu się zamknął. Nie miał siły słuchać jeszcze i jego narzekań. 
- Zajmij się lepiej nim zamiast mnie pouczać. - warknął Shizuo, siadając na krześle. Nie rozumiał, dlaczego sobie nie poszedł do domu? Co go interesowało, skoro Izaya trafił w dobre ręce?
Po chwili już wiedział. Shinra zajął się z miejsca ramieniem Orihary, jednak mówił wiele rzeczy. Między innymi takie, że ktoś się musi zająć chłopakiem. I że prawdopodobnie będzie nieprzytomny jak mu wstrzyknie znieczulenie... i wiele innych rzeczy. Denerwujących. Shizuo palił papierosa, ignorując okularnika.

Brunet słyszał ten irytujący głos jeszcze kilkanaście minut. Potem coś mu wstrzyknął i całkowicie odpłynął. Nie wiedział co się z nim dzieje, gdzie jest. Tak jakby nagle stracił pamięć. Sniło mu się, że był na jakimś placu zabaw. Stał przed huśtawkami, na których nikogo nie było. Jedynie wiatr bawił się nimi. Stał tam kilka minut gdy nagle coś go uderzyło i upadł na ziemię. Czuł smutek i frustrację. Nie mógł się ruszyć. W pewnym momencie ktoś do niego podszedł i wziął na ręce. Twarz tej osoby była zamazana i nie mógł jej dostrzec co wywołało u niego irytację. Chciał zobaczyć twarz tej osoby, był ciekaw. Ramię go piekło, a on coraz bardziej chciał spać. Zanim jednak ponownie odpłynął ujrzał blond czuprynę, a jego zdziwienie wzrosło tysiąckrotnie. Potem wszystko wróciło do normy, a on obudził się w jakimś dziwnym miejscu. Wiedział, że to nie jest ani jego mieszkanie ani Shinry. Więc gdzie był?

Gdy Shinra skończył opatrywać czarnowłosego, nie chciał nawet słyszeć o innej opcji, niż taka, że Shizuo zabiera Izayę do siebie. Chcąc nie chcąc - Heiwajima został podstawiony pod ścianą. 
Izaya faktyczni był nieprzytomny. Z jakiejś niewyjaśnionej przyczyny, Shizuo nie chciał go obudzić. Dlatego wziął ostrożnie to lekkie ciało na ręce. Dopiero poczuł, jak drobne jest to ciało. A ile wytrzymuje... 
Gdy wrócił, położył Izayę na łóżku w sypialni, a sam pościelił sobie na kanapie w salonie. Otulił się kocem i próbował zasnąć, jednak wspomnienia grasowały po jego głowie. Pozwolił im na to, w nadziei, że odnajdzie tam jakąś wskazówkę. Co się zmieniło? Dlaczego? Kiedy? Nie miał pojęcia.

Izaya wstał z łóżka i spojrzał na swoje ramię, które teraz było obandażowane. Rozejrzał się po pokoju po czym po cichu otworzył drzwi i wszedł do niewielkiego salonu. Było ciemno, a jedynym oświetleniem był księżyc wpadający przez szparę między zasłonami. Izaya od razu spostrzegł osobę leżącą na kanapie. Podszedł do niej powoli i odetchnął płytko.
-Yare, Yare Shizu - chan.. - szepnął wpatrując się w jego twarz, powieki, rzęsy, usta.. Pokręcił głową wyrzucając z siebie te myśli, a w tym samym czasie Shizuo mlasnął kilka razy.

W końcu wspomnienia i refleksje dały za wygraną. Shizuo mógł spokojnie oddać się w objęcia Morfeusza. Przynajmniej teoretycznie.
W praktyce... nawet we śnie nawiedził go Izaya. Blondyn odebrał to jako zły znak. Był zaniepokojony...​ bo ostatnio cały czas o nim myślał. Od początku tego felernego zakładu...
Samego snu nie pamiętał. Wiedział jedynie, że mlasnął kilka razy. Spał lekkim snem, przez co usłyszał czyjeś kroki. Był jednak zbyt ospały, aby otworzyć oczy. To pewnie Izaya... kretyn, powinien leżeć. 

Brunet przekręcił lekko głowę i uśmiechnął się pod nosem. Shizuo spał. Izaya poszedł do kuchni i nalał trochę wody do szklanki po czym wrócił do pokoju. Postawił wodę na stoliku i usiadł na skraju łóżka.
- Ne, Shizu - chan? Jak to jest kiedy chcesz kogoś zabić, ale nie możesz? -spytał nagle. Shizuo przekręcił się tak, że Izaya widział jego plecy. - Huh, wiesz, że jesteś taki.. Bezbronny? Z łatwością mógłbym cię zabić. - przyznał patrząc w ścianę. Zaśmiał się cicho. - Ale nie zrobię tego. - szepnął. - Chcę widzieć jak przegrywasz. - dodał uśmiechając się szyderczo.

Shizuo spał dość niespokojnie. Nie śnił mu się koszmar, ale sen był... niemiły. Przekręcał się po kilka razy. Teraz też - przekręcił się na drugi bok, jednak poczuł, jak kanapa ugina się pod ciężarem jeszcze jednego ciała. To powoli, lecz skutecznie wyrwało go z płytkiego snu. 
Wiedział, że osoba, która usiadła niedaleko coś mówiła. Nie wiedział jednak, co. A kto to był? To mógł być tylko jeden człowiek. Izaya. 
Shizuo przekręcił się z powrotem i uniósł powieki. Wbił spojrzenie swoich brązowych oczu w chłopaka. Ten z początku wydawał się być zaskoczony, jednak... po chwili znów uśmiechnął się. Na swój cholerny, Izayowaty sposób. 
Chyba jednak nie zmieniło się aż tyle.

- Shizu - chan? Podsłuchiwałeś? - spytał melodyjnie, uśmiechając się wrednie. Spojrzał w oczy blondyna i zaśmiał się cicho by zaraz wbić spojrzenie w szklankę wody. - Nieładnie, Shizu - chan, nieładnie. - szepnął. Nie wiedział dlaczego, ale był spokojny. Czuł się jakoś.. Inaczej. Z jednej strony trochę go denerwowało, ale z drugiej cieszyło. Tylko dlaczego? Przeniósł wzrok na Shizuo, który chyba coś powiedział.

- Nawet jeśli, to twoja wina. Ty wyrażasz swoje myśli głośno. - burknął Shizuo, unosząc się do siadu. Opierał nogi o kanapę niedaleko Izayi. Podpierał łokcie o kolana i bawił się zapalniczką, nie patrząc na ciemnowłosego. Tak naprawdę nie słyszał nic z tego, co Orihara mówił do siebie, ale postanowił zrobić dobrą minę do złej gry. 
Izaya był spokojny, nawet go nie prowokował, co było dziwne. Shizuo westchnął głośno, przeczesując włosy. Nie podobało mu się zachowanie Orihary. Uważał, że ten coś knuje. Nie wiedział, czy jego domysły są poprawne, jednak... po prostu tak czuł.

- Huh? - westchnął. - Nieważne. - machnął ręką po czym wstał i spojrzał na zegarek. - Ne, Shizu - chan ~! Dzisiaj mamy środę, a to oznacza, że zakład trwa jeszcze całe trzy dni~! - zaśmiał się. - ah czuję już twoją porażkę~ - westchnął uśmiechając się wesoło.

Shizuo warknął coś bliżej niezidentyfikowanego pod nosem i opadł z powrotem na kanapę, zasłaniając twarz przedramieniem. Chwilowo stracił cały zapał na ten cholerny zakład. Miał go dość. A Izaya, przypominając mu o tym felernym wydarzeniu, wystawił jego cierpliwość na próbę. Zacisnął dłonie w pięści, jednak zaraz je rozluźnił, nie chcąc zniszczyć zapalniczki.
Miał ochotę po prostu wypieprzyć Oriharę z jego domu. Wiedział jednak, że nie jest to możliwe. Shinra w jakiś sposób by się dowiedział, a wtedy... Shizuo byłby praktycznie skończony. Albo nie miałby się gdzie leczyć.
- Zamknij się... zmiażdżony przez moją potęgę kleszczu. - Shizuo zdobył się na tę uszczypliwość z wrednym uśmiechem. Spojrzał na Izayę buntowniczo. Wręcz wyzywająco.

- Jaką potęgę Shizu - chan? - spytał nie wiedząc o co mu chodzi. Zastanowił się chwilę, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Spojrzał w oczy Shizuo, który patrzył na niego intensywnie. Aż przeszły go dreszcze. Miał ochotę wyjść na miasto, na świeże powietrze, ale stał tu i rozmawiał z blondynem. Ba! Rozmawiał z nim! Niewiarygodne, że taki potwór jak Heiwajima był w stanie się kontrolować.

Shizuo machnął tylko ręką w odpowiedzi. Nie wiedział, skąd u niego nagle takie pokłady samokontroli. Jeszcze kilka dni temu Shizuo nie dopuściłby nawet do sytuacji, w której ta pchła postawiłaby nogę w jego mieszkaniu! A teraz co? Blondyn patrzy na stojącego obok kanapy Izayę. Paranoja. Istna paranoja. I zamiast, nie dbając o kulturę i dobre wychowanie, najzwyczajniej w świecie wykopać Oriharę, to Shizuo z nim rozmawia! Rozmawia! Świat się kończy... 
- Lepiej idź się połóż, nie chcę zbierać trupów z podłogi mojego mieszkania. Co innego, gdybyś zdechł na ulicy... - Shizuo powoli wracał do siebie, o czym świadczyły jego nie do końca miłe słowa. Ale takie rozmowy między nimi były zupełnie normalne. W końcu coś wróciło do normalności. Heiwajima nie miał pojęcia, że może aż tak tęsknić za normalnością. 


- Oya, oya Shizu - chan! Pobiłbyś rannego i bezbronnego mnie? - zrobił niewinną minkę i przyłożył palec wskazujący do polika. - Ale wiesz.. - zaczął z perfidnym uśmieszkiem. - Jeśli mnie zabijesz to równoważy się to z tym, że oficjalnie wygram. - oznajmił patrząc na swoje paznokcie i lekko przechylając głowę. - Dowiodłoby to, że w wyniku twojej porażki nie wytrzymałeś i po prostu się mnie pozbyłeś, ne? - uśmiechnął się wrednie po czym wbił spojrzenie w blondyna. O tak, długo nie wytrzyma.

- Chodziło mi raczej o to, że nie powinieneś za bardzo ruszać się z tą raną... przynajmniej według słów Shinry. - warknął coraz to bardziej poirytowany. Izaya odczytał wszystko na opak. W dodatku zakpił sobie z jego honoru. Już za to miał ochotę go zabić. Nie za to, że w ogóle istnieje i go denerwuje. Ale za zrównanie jego honoru z ziemią. Żyłka na czole blondyna pulsowała naprawdę niebezpiecznie. Wstał z kanapy i skierował się do kuchni, gdzie trzasnął ostrzegawczo drzwiami do lodówki. Aż się zatrzęsła. Shizuo zdusił w sobie potok przekleństw. Żeby nie powiedzieć o kilka słów za dużo, napił się wody. Odstawił butelkę z cichym westchnieniem.

Przez chwilkę Izaya przeanalizował to co Shizuo powiedział. On się martwił? O nie, nie. To na pewno nie to. Wydawało mu się i tyle. Odprowadził blondyna wzrokiem po czym poszedł za nim do kuchni. 
- Yare, yare Shizu - chan. Widzę, że jesteś troszeeczkę podenerwowany. - mruknął zjadliwie po czym, oparł się o framugę drzwi, krzyżując ręce na piersi. Heiwajima napił się wody i westchnął. - Masz już dosyć zakładu? - spytał nagle. - Zawsze możemy ogłosić, że się poddałeś. - dodał od niechcenia.

Słysząc słowa Izayi, żyłka na czole zareagowała jeszcze większym pulsowaniem. Shizuo odstawił butelkę z impetem na blat. Ułamek sekundy później opierał przedramię o futrynę nad głową Izayi. Nachylił się nad nim, patrząc mu intensywnie w oczy. Żeby raz na zawsze zapamiętał sobie jego słowa.  
- Ja i poddanie się to dwa słowa, które wzajemnie się eliminują. - rzucił głębokim tonem, niemal opierając czoło o czoło Izayi. Patrzył mu jeszcze chwilę w oczy, po czym westchnął cicho i wyszedł z kuchni. Powietrze na balkonie było tym, czego teraz potrzebował. Nocne, chłodne, orzeźwiające...

Zdziwił się nieco gdy w ułamku sekundy Shizuo znalazł się przy nim, wręcz kilka milimetrów od niego. Sprowokował go do tego i teraz czuł się usatysfakcjonowany. Głębia jego brązowych oczu, w których lśniła determinacja była intrygująca. Powodowała u Izayi coś czego nie znał. Gdy blondyn wyszedł na balkon, brunet zaśmiał się gardłowo i przyłożył rękę do czoła.
- No tak.. - szepnął. - Może się eliminują, ale oba tworzą całość, ne Shizuś? - spytał głośniej by ten usłyszał. - Jeśli jednego z nich nie będzie to wszystko pryśnie, dlatego obie te rzeczy muszą istnieć razem. - wyjaśnił patrząc w okno. Wziął głęboki oddech po czym po cichu wszedł na balkon i stanął za Heiwjimą. - Ne, Shizu - chan? - spytał nagle po dłuższym milczeniu. - Dlaczego aż tak Ci zależy na wygranej?

Gdy stanął na balkonie, chłodne, nocne powietrze natychmiast go omiotło. Shizuo odetchnął nim. Tego było mu potrzeba... ale głos Izayi dochodzący z głębi mieszkania był najmniej potrzebną blondynowi rzeczą. Zmielił w ustach przekleństwo. Oparł się o barierkę balkonu, patrząc się w niebo. Księżyc w pełni przyćmiewał blask gwiazd. Pysznił się swoją wielkością. 
Orihara nie wchodził na balkon, więc Shizuo odetchnął cicho. Chciał już od niego odpocząć... a nie mógł go uderzyć. To oznaczałoby przegraną.
Drgnął, gdy usłyszał cichy głos Izayi za sobą. Ten cholerny kleszcz potrafił być cichy... 
- Dlaczego...? Po prostu chcę zrobić wszystko, co mogę, aby wygrać. Po co marnować szansę? - odpowiedział pytaniem na pytanie, nie odwracając się do chłopaka. Wciąż patrzył się w niebo.

- Zastanawiające. - mruknął. - Ale zawsze starałeś się mnie pozbyć i.. - urwał na chwilę. - Zrobić wszystko by wygrać. - powtórzył przykładając palec wskazujący i kciuk do podbródka. - Ale dlaczego chcesz wygrać? Przecież nic Ci to nie da. Prócz satysfakcji. - powiedział. - Chcesz mi pokazać, że jesteś lepszy ode mnie? Że nie jesteś bestią? Że masz swój jakiś tam honor i dlatego to wszystko? - pytań nie było końca, ale Izaya chciał wiedzieć. Nie miał pojęcia czym kierował się blondyn. Nie mógł niczego przewidzieć, jedynie snuć domysły.

Shizuo długo milczał. Wiedział, że Izaya chciał wiedzieć o nim wszystko, więc celowo trzymał go w niepewności. I musiał pomyśleć, jak tu ubrać swoje myśli w takie słowa, żeby Izaya nie odczytał jego słów opacznie. Bo sam nie wiedział, po co mu to. Dlaczego chciał wygrać? Dla tej nagrody, jaką był tydzień czy tam dwa usługiwania? Shizuo zapewne kazałby Izayi nie pokazywać się mu na oczy przez ten okres. Dla świętego spokoju to robił? Dla honoru? Dla tego drugiego na pewno. Ale... po co tak naprawdę mu to było? Większość opcji Izayi była możliwa.
- Może masz rację... - odparł więc wymijająco, patrząc w księżyc. Dopadła go myśl, że noc była naprawdę... wyjątkową porą.

- Może? Na pewno mam. - powiedział uśmiechając się pod nosem. - Ale  jednego nie wiem. - przyznał. Wyminął Shizuo i stanął przy barierce, opierając się o nią i patrząc na miasto. Było piękne o wschodzie słońca. - Dlaczego mnie wtedy uratowałeś? - spytał bez niczego. - Nie rozumiem tego. Mogłeś mnie wtedy zostawić albo dobić. Wtedy poniekąd byś wygrał, ale nie zrobiłeś tego. - oznajmił patrząc w jakiś punkt przed sobą. - Więc... ? - obrócił się przodem do blondyna patrząc mu prosto w oczy. Nie rozumiał tego, ani nie wiedział dlaczego to zrobił. Nie miał żadnych opcji ani domysłów. Niczego co mogłoby tłumaczyć jego zachowanie, a tylko Heiwjima wiedział.

Shizuo spiął się cały, gdy usłyszał odpowiedź, jednak nie pokazał tego po sobie. Znów nie wiedział, co odpowiedzieć. Jednak... tym razem znał przyczynę. 
Wytrzymał przez dłuższą chwilę spojrzenie czerwonych oczu. Westchnął ciężko. Spojrzał przed siebie, na horyzont. Słońce wschodziło, świecąc mu w twarz łagodnymi jeszcze promieniami. 
- Jedynym, który może cię załatwić jestem ja. Nikt inny. A dobijanie kogokolwiek, kiedy ma obrażenia zadane nie przeze mnie jest... sprzeczne z moimi zasadami. - odparł cicho, po chwili milczenia. Skierował wzrok na Izayę. Teraz to brązowe tęczówki wwiercały się chwilę w te drugie. Shizuo pokręcił głową i wszedł do mieszkania. Ledwie wczoraj był pełny tej prawdy. Ale teraz... czuł, że nie mówi prawdy. Jakby ranił tymi słowami sam siebie. Jakby przesadzał. Jakby to nie była prawda. Jakby wcale nie dlatego uratował Izayę.
Jeśli nie dlatego... to dlaczego?





6 komentarzy:

  1. To było boskie *U*

    Co do spóźnienia...nawet nie odczułam, że rozdział ten dodałyście z opóźnieniem O.O Ale wracając do rozdziału...

    Coś czuję, raczej przewiduję, że to, iż Shizuo uratował Izayę nie było wcale z chęci zabicia go własnymi rękoma. Raczej dlatego, ze w SHizuo budzi się, jak mniemam, nieznane mu dotąd uczucie ^U^ Heh, mimo, że znam już częściowo zachowanie Izayi, nadal się czasem dziwię, jak sprytnie potrafi 'manipulować' ludźmi, lub wprawić ich w stan zakłopotania. To było takie urocze, gdy Shizuś niósł kleszcza na barana *U* Chyba się powtarzam ale kit z tym hłe hłe.
    *upija łyk Inki*
    Rozdział był na prawde świetny i długi *U* A potrzebowałam przeczytać dziś coś długiego ^U^

    Pozdrawiam i weny życzę oby dwóm autorkom ^.^
    Kimi~

    OdpowiedzUsuń
  2. Kawaii. Rozdział bardzo, ale to bardzo ciekawy, jak całe te opowiadanie! ^^
    Przeczytałam dzisiaj wszystkie 6 rozdziałów i życzę Wam wielkiej weny! Pozdrawiam, Saiko-chan :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może zajrzycie do mnie? Byłoby miło.
      http://blizny-cierpienia-drarry.blogspot.com/

      Usuń
  3. Dżemdobrywieczór.

    Muszę się poskarżyć. Liczyłam na jakieś seksy na tej kanapie w salonie... XDDD

    Ale biorąc pod uwagę całokształt, jak zwykle sprostałyście mojemu gustowi i wymaganiom, nie mogłam oderwać wzroku od tekstu.
    Aww, to było takie zajebiste, gdy Izaya i Shiuzo stali tak blisko siebie w progu kuchni ♥
    Aż chciałoby się powiedzieć "NOW, KISS!"
    Z tego co widzę, zaczynają sobie uświadamiać, że niedługo ich życie będzie pełne gejaszkowych truu loffków XDD
    I tak trzymać.
    Niechaj wena będzie z wami, moi padawani *^*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem jakim cudem tutaj trafiłam o,O
    Ale mi się podoba , więc zostanę na dłużej x3
    I w ogóle trudno teraz znaleźć jakiegoś fajnego bloga o tej tematyce , a pairing bardzo lubię , więc to oczywiste , że zostaję ~ !
    Shizayaaaa ~ ! ♥♥♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Proszę o więcej. Kompletnie się wkręciłam. <3

    M.~

    OdpowiedzUsuń