Witaj!

Blog został zamknięty, a kolejne posty nie będą na nim umieszczane. Dziękujemy za komentarze!

niedziela, 27 kwietnia 2014

Pierścionek - 2

No, początek był smutny, więc teraz... Nie będzie lepiej C: Przepraszam, musiałam to powiedzieć. Kolejny rozdział. Miłego czytania i ten tego... Jak wam się nie podoba lub podoba to zostawcie komentarz. To tak motywuje do pisania :)

 A ja nie pamiętam jak ta historia leciała, więc się nie odzywam XD A jestem tak zjechana po tych głupich egzaminach gimnazjalnych... No. Nie wiem co napisać ;-; To ten tego. Idźcie sobie czytać dzieci, smutajcie czy tam się cieszcie. Przepraszam, ale jestem mega zjechana ToT




Obudził się niedługo potem. Ziewnął przeciągle szukając dłonią drugiego ciała, lecz gdy natrafił jedynie na chłodne prześcieradło, usiadł i przeciągnął się. Pomyślał, że pewnie Shizuo siedzi w kuchni i robi śniadanie albo ogląda telewizję, ale.. było zbyt cicho. Podrapał się po głowie. Może wyszedł na zakupy? Izaya spojrzał w stronę niezasłoniętego okna, gdy natrafił wzrokiem na jakąś kartkę leżącą na stoliku nocnym. Podniósł się i siadając na skraju łóżka, wziął kartkę w rękę. Mina mu zrzedła. Poczuł jakby ktoś wbił mu w serce nóż. W jego głowie zapanował chaos.
Dlaczego odszedł?
Dlaczego go zostawił?
Przecież.. przecież się kochali, tak?
Przecież to była miłość i.. i nie było niczego co mogło by im przeszkodzić, ale..
Dlaczego?
Izaya zacisnął zęby czując napływające do oczu łzy. Przecież wszystko było dobrze! Wszystko było jak nal- Izaya spojrzał na kartkę, na której zacisnął dłonie i pociągnął nosem. Przecież wczoraj.. Przecież wczoraj Shizuo się tak dziwnie zachowywał.. To o to chodziło? O to, że już nie chce z nim być? I dlatego miał taki humor? Bo chodziło o ich związek? Dlatego bawił się w takie karteczki!? Brunet spojrzał na stolik nocny gdzie leżał pierścień. I co? Po co to wszystko w takim razie? Skoro to koniec..? Zmierzył wzrokiem kawałek papieru. "To koniec. Muszę odejść. Przepraszam. Shizuo" Dlaczego musi? Nie mógł tego wytrzymać? A może już nie chciał? Może Izaya mu się znudził? Komu by się nie znudziło? Każdy dzień niemal taki sam.. Brunet strał łzy z polików, pociągając nosem. Orihara mu zaufał, oddał mu swoje serce, dzielił z nim uczucia, a teraz..? Teraz to się nie liczy. Bo to koniec.

Shizuo wcisnął ręce w kieszenie spodni i spuścił głowę. Opuścił mieszkanie Izayi, a wkrótce i Shinjuku pod osłoną dopiero rozpoczynającego​ się dnia. Po policzkach spłynęło mu kilka łez. Otarł je rękawem i prychnął cicho. Nie płacz, nie płacz...
Telefon Shizuo się odezwał.
- Jeszcze tam jesteś? - znajomy głos rozbrzmiał w słuchawce. Shizuo odchrząknął.
- Tsa... w co ty do cholery pogrywasz? - warknął, ocierając oczy jeszcze raz.
- Ja? W nic... - rzekł tamten ironicznie. - Bawię się tylko w rujnowanie życia. Zarówno tobie, jak i Oriharze - dodał, śmiejąc się szaleńczo. Shizuo kopnął jakiś śmietnik ze złości. - Ale to nieistotne. Zaraz wyślę ci pewien adres. Możesz wrócić na chwilę do domu i wziąć sobie kilka rzeczy, nie dbam o to. Jeszcze dziś masz być w tamtym budynku. Od teraz będziesz tam mieszkać. Przecież nie możesz wrócić do siebie! Orihara na pewno wkrótce sprawdzi, czy ciebie tam nie ma - wytłumaczył mu nieznajomy. Shizuo prychnął tylko cicho i się rozłączył. Już miał dość... dlaczego...? Dlaczego oni?
Shizuo założył okulary. Nie był nawet w stanie zapalić papierosa. Nie wiedział w sumie, czy ma je przy sobie. Bolało go serce. Strasznie... Nie chciał odchodzić. Przy Izayi było mu tak dobrze... spokojnie, stabilnie... tak, jak chciał. A tu co? Musiał odejść, dla dobra najważniejszej osoby w jego życiu. Dla dobra tej osoby, która prawdopodobnie już się obudziła i zdążyła go znienawidzić... ponownie...
Przecież tyle przeżyli razem. Tyle radosnych chwil. A teraz wszystko wraca do porządku sprzed wielu miesięcy. Chociaż... nie, role są odwrotne. Teraz to Izaya nienawidzi Shizuo. Tylko że blondyn nie wskoczył na miejsce Orihary. Nie bawiła go złość czy nienawiść bruneta. Bolało. Bolało i to bardzo...

Brunet wpatrywał się pustym wzrokiem w kartkę. Było mu zimno i.. samotnie. A jeszcze wczoraj oglądali razem film, byli w sklepie, zjedli obiad.. Izaya opadł na łóżko. Nikogo w mieszkaniu nie było, dlatego wszystko wydawało się być puste i pozbawione jakiegokolwiek sensu. Patrzył przed siebie, lecz obraz miał zamazany z powodu łez. Zgniótł kartkę w dłoni i rzucił ją, kładąc się na boku.
Przecież to się nie dzieje.. Zaraz się obudzi i obok niego będzie Shizuo. Zjedzą razem śniadanie i będzie kolejny normalny dzień. Izaya zamknął oczy i odczekał chwilę, lecz nic się nie wydarzyło. Żadnego dźwięku trzaskanych drzwi, porannych wiadomości czy nawet czajnika. Tylko niespokojny oddech bruneta. Nie rozumiał całej tej zaistniałej sytuacji. Dlaczego blondyn niczego nie wyjaśnił? Tak po prostu odszedł? O co mu chodziło? O to by Orihara go znienawidził? By powrócili do poprzedniego stanu rzeczy? Do walk? To chore. Izaya skulił się drżąc. Tak cholernie zimno.. Przymknął powieki spod których nieprzerwanie płynęły łzy. Bo przecież blondyn wiedział, że Izaya go kocha.. To nie było kłamstwo czy jakieś ubzdurane uczucie, lecz prawda. Sięgnął po pierścień i obrócił go w dłoni. Pociągnął nosem. Bolało go serce.. Nigdy nie czuł się tak jak teraz, a w dodatku.. Nie miał pojęcia dlaczego to wszystko się tak skończyło. Myślał, że jeśli już to rozstaną się przez kłótnię, ale.. bez powodu? Bo tak naprawdę go nie było. Przynajmniej Izaya nie wiedział o jakimkolwiek powodzie. A zapowiadało się tak dobrze.. Mieli przeciez jechać nad morze.. Shizuo nawet mówił o tym cholernym mieszkaniu! Teraz wszystko prysło jak bańka mydlana.

Shizuo zabrał z mieszkania kilka rzeczy. Niedużo, tylko trochę ubrań na zmianę. Odetchnął cicho i ponownie przetarł oczy. Były całe załzawione. Wcisnął okulary na nos i wyszedł z pokoju. Potem z domu. Potem z Ikebukuro... Adres prowadził w jedną z mroczniejszych dzielnic. Dziwne... 
Shizuo przekroczył granicę Ikebukuro. Zostawił to wszystko za sobą. Nie chciał tego robić. Naprawdę nie chciał, ale... aż bał pomyśleć sobie, co by się działo, gdyby został. 
Okolica była mroczna. Ponura. Ciemna. Zimna. Zupełnie inna niż ta, do jakiej przywykł. Z Izayą wszystko było jasne i ciepłe... chciał do niego wrócić... 
Czuł na sobie spojrzenie. Jakby Izaya patrzył na niego, tym zranionym wzrokiem...
- Ha, patrz, spodziewałbyś się, że wielki Shizuo Heiwajima rzeczywiście ulegnie? Ten cały informator musi dla niego naprawdę wiele znaczyć... - Blondyn usłyszał głos z ciemności. Spojrzał w tamtą stronę, ale nie dostrzegł zupełnie nic. Tylko ciemność. Jak wszędzie. Było okropnie ciemno... Aż zdjął okulary, jednak niewiele to dało. Dwie postacie złapały go za ramiona i zaprowadziły gdzieś po schodach. Dwa razy w dół, korytarzem w bok. Shizuo starał się zapamiętać każdy szczegół. Wszystko może być ważne... 
Wrzucili go do jakiegoś pokoju. Shizuo uderzył w podłogę. Usiadł i spojrzał za siebie. 
- A tylko spróbuj stąd uciec... - usłyszał ten sam, lodowaty głos co przed budynkiem. Drzwi się zamknęły. Zamek szczęknął. 
Blondyn podsunął kolana pod brodę i oparł ją na nich. Zamknął oczy. Co to ma być...? Dlaczego...? Co tu się w ogóle dzieje...? Tak bolało go serce, że nawet nie miał sił się wściekać. Nie chciał tego... 

Po jakiejś godzinie dopiero był w stanie jakoś myśleć i wstać. Usiadł na łóżku spoglądając zaczerwienionymi​ oczami na prawą dłoń. Na palcu wskazującym miał pierścień zostawiony przez Shizuo. Długo się nad tym zastanawiał, ale.. prawdę mówiąc już od początku nie powinien się do tego wszystkiego przyzwyczajać. To przyniosło tylko problemy. Oczywiście nie myślał sensownie. próbował znaleźć jakieś wytłumaczenia, opcje, sposoby czy nawet wymówki dla obecnej sytuacji, ale zaczął się gubić w swych teoriach, bo wszystkie nie były sensowne. Nie miały logicznego powodu. Pociągnął nosem i wstał. Czuł, że nogi miał jak z waty, dlatego ostrożnie poszedł do kuchni. Nie miał ochoty oglądać się w lustrze.. Wstawił wodę na kawę i usiadł przy stole opierając się bokiem o ścianę. To było dobijające. Uczucia kumulujące się w nim jak i chaotyczne myśli, które na razie ucichły, - to wszystko sprawiało, że czuł nie dosyć, że frustrację to pustkę w sercu. Bo zostało mu odebrane coś, dzięki czemu miał tę energię, entuzjazm. Wydawało mu się jakby cały świat odpłacił mu się za te wszystkie wyrządzone krzywdy. To było na swój sposób niesprawiedliwe.​ Nawet bardzo. Ale Izaya już nie miał ochoty analizować wszystkiego.

Shizuo dopiero po jakimś czasie się uspokoił. Bolało go serce, ale stwierdził, że musi wziąć się w garść. Trzeba jak najszybciej ogarnąć, co tu się dzieje i jak to ma wyglądać. Żeby stąd zwiać. Zrobić coś z tym gościem i jego wspólnikami, a następnie wrócić do Izayi. O ile ten w ogóle będzie jeszcze chciał go widzieć... 
Nie. Na razie nie ma co o tym myśleć. Na razie to trzeba stąd wyjść. 
Shizuo zapalił światła. Naga żarówka oświetlała pomieszczenie, w którym w sumie nie było wiele. Stało łóżko, kilka szafek, jakieś biurko. Okien nie było. Były też drzwi do innego pomieszczenia - jak się potem okazało łazienki. Jedyną opcją, żeby uciec... to drzwi... W dodatku te drzwi były chyba jakieś metalowe, bo Shizuo nie mógł się przebić. Bolało go dodatkowo ciało po ostatniej bójce w pracy... 
Blondyn położył się na łóżku. Zwykle w filmach bohater bierze zdjęcie swojej drugiej połówki i płacze, długo i obficie... Shizuo nie miał nawet żadnego zdjęcia Orihary. W pokoju było zimno. Nie dość, że umieszczony pod ziemią, jak mu się przynajmniej zdawało, to jeszcze ściany stanowiły zwykłe mury... takie zimne... było tak zimno... Brakowało Izayi. Bardzo... 
Shizuo zasnął. Nie wiedział, co się dzieje. Jest noc? Czy dzień? Minęła już doba? Nic nie wiedział... tylko tyle, że bolało... chyba tęsknił... i się bał... Pierwszy raz w życiu się bał. Co go czeka?

Izaya nie miał siły wstać i wyłączyć czajnika, ale wiedział że jak tego nie zrobi to woda wyparuje i czajnik się spali. Zalał kubek i poszedł do salonu szurając nogami. Usiadł na kanapie z podkulonymi nogami. Pustka w jego sercu sprawiała, że miał ochotę płakać, ale nie mógł. Wpatrywał się w przestrzeń przed sobą, próbując skupić na czymś wzrok. Wszystko przypominało mu Shizuo.. Nawet jego zapach było czuć w mieszkaniu. Specyficzny zapach papierosów, wody kolońskiej.. Cały Shizuo. Izaya zacisnął wargi po czym chwycił kubek w dłoń i napił się. I jak to teraz będzie wyglądać? Dobrze wiedział, że to.. To wszystko nie było łatwe. Przecież tyle widział, słyszał.. A teraz doświadczał. Okropność. Zagryzł wargę.

Shizuo obudził się jakiś czas później. Nie miał zielonego pojęcia, ile spał. Ile czasu minęło od jego odejścia. Był dwa piętra pod ziemią. Nie było tu okien, niczego. Blondyn usiadł i warknął cicho pod nosem. Potarł zmarznięte ramiona i przeszedł do łazienki, gdzie spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Blond potargane po nocy włosy, cera o niezdrowym wyglądzie, przygaszone brązowe oczy i spierzchnięte wargi zaciśnięte w wąską linię. Shizuo skrzywił się i uderzył pięścią w ścianę. 
Usłyszał szczęk otwieranych drzwi. Ściągnął brwi, założył okulary dla ukrycia złego samopoczucia i zapalił papierosa. Do pokoju wszedł tamten gościu, który napadł go w starym budynku na dzień przed jego odejściem. Shizuo jakby automatycznie poczuł chłód noża na szyi. Przełknął ślinę. 
- I jak się dziś czujemy, Heiwajima? - zapytał pogodnym tonem, z uśmieszkiem na ustach. Był raczej niskim mężczyzną, trochę przy kości i z zarostem na twarzy. 
- Gdzie jestem? - odpowiedział pytaniem na pytanie, stając na przeciwko faceta i patrząc na jego twarz zza szkieł okularów. 
- Jesteś na obrzeżach miasta, z dala od Shinjuku. Spokojnie, twój Orihara jest bezpieczny, nikt mu nic nie robi. 
Shizuo złapał mężczyznę za fraki i pociągnął do góry. Spojrzał na niego, tym razem sponad okularów. 
- A niech tylko włos mu z głowy spadnie, a zabiję... i nie będę szczędził w środkach - zagroził, zniżając głowę i opierając czoło o czoło mężczyzny, który sprawił, że jego życie wywróciło się do góry nogami. Shizuo stwierdził, że w sumie... mógłby go teraz zabić i uciec... 
- Nawet nie myśl o tym, żeby cokolwiek mi zrobić. Moi ludzie są też i tutaj. No i kamery. - Jak na zawołanie, dwóch barczystych typów w czarnych garniturach wyszło z najciemniejszych miejsc w pokoju. Shizuo warknął pod nosem i puścił mężczyznę. 
- Jak dobrze, że się rozumiemy. Ktoś zawsze będzie stał pod twoimi drzwiami. W ciągu dnia będziesz mógł wyjść na świeże powietrze, ale będziesz musiał ładnie poprosić~! 

Kilka dni później...
Orihara ubrał się i zabierając jedynie klucze do domu, wyszedł. Zbierał się i zbierał i chciał powód. Chciał wiedzieć dlaczego Shizuo zdecydował się odejść, bo nie mógł tego tak zostawić. Tu chodziło o jego uczucia. Jeśli blondyn poda mu powód to Izaya odejdzie i wróci do normalnego życia. Jakoś da radę. To przecież nie będzie aż taki problem.
- Sam siebie oszukuje - oznajmił cicho. Czy to coś złego w pragnieniu wiedzy? Włożył dłonie do kieszeni. Bał się odpowiedzi Shizuo. Nie wiedział czy w ogóle da radę przełknąć jego decyzję.. Ale.. Jakoś to będzie. Przecież nie może się tak uzależniać od jednego człowieka. Izaya patrzył w chodnik. Czuł się dziwnie. Tak jakoś.. Nieswojo? Niedługo potem dotarł do mieszkania Shizuo i z mocno bijącym sercem wszedł na odpowiednie piętro. Odetchnął po czym zadzwonił dzwonkiem. Może nie powinien? Ale.. Chciał prawdy, tak? A jeśli ją usłyszy? Zacisnął dłonie w pięści po czym odetchnął. Coś długo.. Zadzwonił jeszcze raz, a gdy to nie poskutkowało, wyciągnął klucze z kieszeni i znalazł odpowiedni.
- To szaleństwo - mruknął kręcąc głową. Wszedł do mieszkania i rozejrzał się. Wszystko było tak jak ostatnio zostawili mieszkanie.. Sprawdził wszystkie pomieszczenia, ale nie zastał go.. Nic nie ruszył, więc...? Nie było go tu? Sprawdził jeszcze tylko szafki z ciuchami. Kilka zniknęło.. Wyprowadził się? Ale.. Ale dlaczego? Izaya rozejrzał się. Też pusto.. Nie mógł nic powiedzieć że względu na gulę tworzącą się w gardle. Zacisnął dłonie w pięści i wyszedł.

Shizuo kilka dni spędził w swoim... pokoju. Tak to chyba powinien nazywać. Nic tylko leżał, myślał. Trochę jadł, gdyż przynosili mu posiłki. Czuł się jak jakiś pieprzony więzień. Zamknięty w celi, odcięty od zewnętrznego świata. Może zależało im wszystkim na tym, żeby Shizuo nie skontaktował się z kimkolwiek w jakikolwiek sposób? Chcieli mieć pełną kontrolę... 
Blondyn przez te kilka dni w sumie dochodził do siebie. Niby przygotowywał się psychicznie na fakt, że odejdzie od Izayi, jednak... nie spodziewał się, że to będzie aż tak bolało. Przez te kilka dni wspominał, przeglądał zdjęcia w telefonie, nawet płakał - choć to najrzadziej. Ale zdarzało się. Wielki Shizuo Heiwajima płakał. Wyrażał jakieś emocje inne niż złość i gniew. Dla tych wszystkich ludzi może było to i dziwne... Tylko Izaya go rozumiał... tylko Izaya sporo o nim wiedział... tylko on... 
Ustawił sobie zdjęcie roześmianego Orihary na tapetę. Tym razem czuł się jak żołnierz opuszczający swoją rodzinę. 
Ten poranek w teorii był jak wszystkie inne. Skąd Shizuo wiedział, że jest rano? Żeby nie wypaść z jako-takiego rytmu życia, zachowywał się, jakby normalnie szedł do pracy. Co za tym szło - nastawiał budziki na określoną godzinę. Dzisiaj też. Wyłączył irytującą melodyjkę i przetarł twarz. 
Znowu przyszedł jeden z goryli - jak Shizuo zaczął przezywać ochroniarzy w myślach - wraz ze śniadaniem. Gdy mężczyzna w garniturze już chciał wychodzić, blondyn złapał go za rękaw. 
- Czego chcesz? - warknął ten pierwszy. Był większy i bardziej napakowany niż Shizuo, jednak... blondyn mógłby go pokonać. 
- Chcę wyjść na dwór. Mówiliście, że będzie taka możliwość. Chcę wyjść - stwierdził pewnie Shizuo. 
Blondyn nie próżnował. Zdobywał coraz to nowsze informacje. Czuł się, jakby był Oriharą i pracował. Shizuo dowiadywał się o imionach "wartowników", kto dziś go pilnował, o której się zmieniają, kim jest ich "szef"... Dowiadywał się coraz to nowszych rzeczy. Niby to tylko głupie szczegóły, ale... mogą się przydać. A Shizuo chciał jak najszybciej stąd uciec, wyeliminować tych wszystkich debili z gry i wrócić. Miał nadzieję, że będzie miał do kogo wracać... Obiecali, że włos z głowy Izayi nie spadnie. Shizuo w to wierzył. W tę jedną rzecz. A jeśli okaże się, że było inaczej... już on się tym zajmie.

Izaya siedział lekko zgarbiony na huśtawce na jakimś placu zabaw. Na głowę miał założony kaptur, dzięki któremu nie było aż tak widać jego twarzy i zaczerwienionych​ oczu. Zastanawiał się nad tym wszystkim, ale.. Nie wiedział już co ma myśleć. Shizuo odszedł bez niczego, nie ma go w mieszkaniu, a na dodatek Izaya nic nie wie. Jego bezsilność w tym momencie była tak dużą, że to go przytłaczało. Zagryzł wargę. Czuł wszechogarniającą pustkę. Podniósł się i zaczął iść do domu. Nie chciał się stąd ruszać, ale wiedział, że ta noc nie będzie ciepła. Wsadził dłonie do kieszeni płaszcza. Cały czas czuł metal na palcu wskazującym. Nie wiedział jaki w tym był cel. No, bo gdy siw odchodzi czy nie oznacza  to po prostu końca? Koniec rozdziału czy jak to się mówi? Nie przypomina sobie, żeby zostawiano swojemu byłemu jakiegoś.. Prezentu. No, bo jaki to ma cel? Żeby cierpiał pamiętając o tym co było? O tym jaki był szczęśliwy? Że to stracił? W takim razie mu się udało. 
Wrócił do mieszkania późnym wieczorem. Zdjął powoli buty, odłożył klucze na komodę i usiadł przy swoim biurku. Obrócił się w stronę okna i obserwował. Bo nic innego mu nie zostało, jak tylko wrócić do dawniejszego życia.

Shizuo odetchnął cicho. Kazali mu zostawić telefon w pokoju. Cholera... pilnowali go bardziej, niż się tego spodziewał. Cholera... będzie musiał jakoś sobie poradzić. Coś wymyśli... 
Wciąż nie mógł zrozumieć, dlaczego jest zmuszany do takiego życia. Dlaczego gdzieś go przetrzymują? Kazali mu odejść, ale mogliby po prostu kazać znaleźć mu jakieś mieszkanie z dala od Shinjuku i pilnować. Już chyba wolałby czuć się wiecznie obserwowany, aniżeli tak przetrzymywany... 
Shizuo warknął pod nosem i uderzył pięścią w ścianę. Wyprowadzili go na dwór. Czuł się jak więzień chodzący po deptaku w zakładzie karnym. Tak to wyglądało. Duży, prostokątny plac i on w ciuchach sprzed kilku dni. Oraz kilku strażników tu i ówdzie. Najgorsze była dla Shizuo świadomość, że... dałby sobie z nimi radę, i to spokojnie. Ale... jeśli on użyje swojej siły, to... skrzywdzą Izayę... to właśnie to było dla niego najgorsze. Że mógłby stąd uciec. Właściwie, to widział już wiele szans, ale... strach o Izayę pozostał. Bo brunet jest dla niego najważniejszą osobą w życiu. To się już nigdy nie zmieni. I dla niego było gotowy dla wyrzeczeń... Choć zdawał sobie sprawę, jak skołowany i zdezorientowany musi być teraz Orihara. Chciał go przytulić, uspokoić... Miał świadomość, że gdy wróci, Izaya zwyzywa go od najgorszych, pewnie nawet pobije... Shizuo nie będzie się bronił. 
Może to o to im chodziło? Ten mężczyzna, jego przeciwnik... chciał, żeby Shizuo odczuwał ten tępy ból w sercu. Specjalnie doprowadzał do sytuacji, w których Shizuo mógł uciec, ale chciał, żeby ten strach przytrzymywał go na miejscu. Jakby sprawdzał, ile Heiwajima wytrzyma. 
Blondyn uśmiechnął się szyderczo pod nosem. Nie wytrzyma wiele. Spojrzał w niebo, na szare chmury. Może Izaya też teraz patrzy w niebo? Shizu nie wiedział. Ale znowu usłyszał kawałek rozmowy i... zaczął snuć plany. Plany na ucieczkę. Plany na zakończenie tego cyrku. 


Izaya tak długo trwał w jednej pozycji, obserwując zmieniający się krajobraz, że nie zauważył kiedy zegar wskazał godzinę pierwszą dwadzieścia. Podniósł się i wolnym krokiem niczym maszyna powędrował do sypialni. Nie miał ochoty nawet wziąć prysznica. Położył się na łóżku zdejmując jedynie koszulkę po czym przez resztę nocy wpatrywał się w sufit nie myśląc o niczym. Po prostu nie miał już o czym. Osoba, którą kochał - odeszła bez słowa z wszystkim co miał. Teraz został sam, ze swoją przeszłością.
Poruszył się gwałtownie na łóżku, wybudzając się z koszmaru. Usiadł na łóżku po czym przetarł twarz, oddychając szybko, niespokojnie. Dlaczego śnił mu się koszmar? Dlaczego był w nim Shizuo? Nie chciał tego, nie chciał go teraz widzieć.. Nie chciał, bo prawda była zbyt okrutna. Czuł jak łzy zbierają mu się w oczach. Zacisnął dłonie na kosmykach włosów. Nie chciał widzieć tych szczęśliwych obrazów, które przeradzają się w smutek, przygnębienie.. Nie chciał widzieć uśmiechniętych twarzy, a następnie tych patrzących z drwiną. Nie chciał tego widzieć. Nie chciał tak się czuć.
- Shizu - chan.. - szepnął zanosząc się szlochem. Chciał, żeby to wszystko wróciło. Żeby było jak jeszcze kilkanaście godzin temu. Chciał, żeby blondyn wrócił.

Dni miały, a Shizuo czuł się coraz gorzej. Z drugiej strony wiedział coraz więcej. Coraz więcej szczegółów, które pozwoliłyby mu stąd zwiać... do świata żywych... Bo czuł się jak umarlak zamknięty gdzieś pomiędzy niebem, a piekłem.
Okazja pojawiła się szybciej, niż Shizuo mógł się spodziewać.
- Znudziło cię pewnie to bezczynne siedzenie, prawda? - zapytał od niechcenia facet, przez którego wszystko się zaczęło. Shizuo dalej nie poznał jego imienia. Podniósł tylko poduszkę z twarzy i zerknął na niego kątem oka.
- Ciekawe, komu by się nie znudziło - prychnął, znowu chowając oczy za poduszką.
- Będzie dla ciebie robota.
Te słowa zawisły w powietrzu. Shizuo powoli usiadł na łóżku i spojrzał na faceta zdziwiony. Ale że jak...?
- Potrzebujemy kogoś silnego. W sumie to twoja robota nie będzie się różniła niemal niczym od tego, co robiłeś do tej pory. Pobawisz się w ochroniarza. Wchodzisz w to? Ten jeden raz masz wolną wolę.
Blondyn zmarszczył brwi i zamyślił się. Z każdą chwilą jego uśmiech się poszerzał. Miał plan, coraz bardziej klarowny...
- Wchodzę w to. Ale chcę papierosy, kończą mi się.

Izaya obudził się dopiero po dziewiątej. Miał strasznie podkrążone oczy i był zmęczony. Podniósł się by zaraz upaść na łóżko. Nie miał ochoty wstawać i przeżywać kolejny nudny dzień. Ciekawe czy ma dziś spotkanie jakieś.. Poza tym Namie powinna niedługo wrócić.. Izaya okrył się koldrą wpatrując się w szafę. Jego ciuchy nadal zostały w szafie Izayi.. Brunet zastanawiał się co z nimi zrobić. Skoro jego już nie ma.. Izaya przymknął oczy. W ogóle jak to brzmiało? "Jego już nie ma." Okropnie.. Ciuchy pewnie zostawi, a Shizuo sam kiedyś po nie przyjedzie. Jeśli będzie miał odwagę, bo Izaya wątpił, że po takim czymś Shizuo w ogóle się tu pojawi. Znał go i wiedział, że jak blondyn zrobił coś nie tak, to się nie przyznawał do tego i siedział cicho. Izaya uśmiechnął się mimowolnie. Znał go.. Sporo czasu. Zdążył się przyzwyczaić do niektórych zachowań blondyna. Na przykład do jego ciągłego palenia.. Shizuo zawsze, ale to zawsze palił. A najwięcej gdy był zdenerwowany. Wtedy potrafił wypalić z parę paczek w dzień. Orihara odetchnął i spojrzał na swoje nadgarstki. Wciąż pamiętał jak Shizuo zaczął na niego krzyczeć za to, że się tnie. To go cieszyło. To, że zobaczył w Shizuo coś więcej niż złość. Widział zmartwienie. Ale to chyba ostatni raz.. Ostatnią emocją jaką widział u niego była miłość. Teraz nie wiedział czy prawdziwa, czy fałszywa. Izaya podniósł się i z niechęcią powędrował do kuchni zrobić sobie kawę. Parę kubków leżało w zlewie.. Ale Orihara nie miał na to ochoty. Namie przyjdzie i pozmywa. 
Dwie godziny później gdy Izaya zalegał na kanapie oglądając wiadomości doszedł do wniosku, że może powinien po prostu dać sobie spokój? W końcu.. Może kiedyś się zakocha? Marne były szanse, ale w końcu trzeba próbować. Przecież on jest informatorem! Znajdzie kogoś kto mu odpowiada. Może.. Kiedyś..

Jechali samochodem. Gdzieś. Shizuo miał na sobie swój standardowy strój i okulary. Dopiero spostrzegł, że minęło bardzo dużo czasu odkąd go tam zamknęli... Każdy dzień bez Izayi wyglądał tak samo, więc Shizuo przestał się przejmować czymś tak prozaicznym jak data. A teraz zauważył, że minął niemal miesiąc. 
Przejechali przez znajomą dzielnice. Shizuo spojrzał na wysoki wieżowiec. Gdzieś tam, bliżej nieba było mieszkanie Izayi... Ciekawe, co u niego? Jak się czuje? Czy dba o siebie? Nie robi głupot? Odżywia się prawidłowo? Nie marznie w chłodniejsze noce? Uważa na to, co robi i w co się pakuje? Czy nikt nie zrobił mu krzywdy? Tyle pytań cisnęło się do głowy Shizuo, że on sam nie mógł tego ogarnąć. 
Nie chciał tu być. Chciał wyskoczyć z tego samochodu. Pobiec tam, na górę i po prostu przytulić Izayę do siebie. Przeprosić... A jeśli Izaya go wyrzuci, to po prostu odejść. Miał jednak nadzieję, że brunet pozwoli mu się wytłumaczyć... 
Nie mógł wyskoczyć. Był obserwowany. A każdy niewłaściwy ruch to zagrożenie. Narażenie życia Izayi. Shizuo nie był na to gotowy. Przecież mógłby nie zdążyć go uratować... 
Kierowca skinął głową komuś, kto stał niedaleko wieżowca, w którym mieszkał Izaya. W Shizuo coś zawrzało. Ugryzł się w język. 
Łza spłynęła po policzku blondyna. Zagryzł mocno wargę. Zaśmiał się smutno i sięgnął po papierosa. 
Dotarli na miejsce. Shizuo ponownie się wściekł. Doskonale wiedział, że można było tu dotrzeć bez przemierzania niemal całego Shinjuku... Oni po prostu zrobili mu na złość... 
Przez ten miesiąc ruch drogowy w mieście był zadziwiająco dobry. Shizuo doszedł do wniosku, że jeszcze jedna taka akcja, a sprawnie to wszystko przeorganizuje. Tak po swojemu.

Chłopak nie zdawał sobie sprawy z tego, że minął miesiąc. Myślał, że to tylko kilkanaście dni, a tymczasem złożyły się one na miesiąc. Nie mógł uwierzyć, że to wszystko tak.. Tak zostało. Shinra wrócił, ale Izaya nie chciał z nim rozmawiać. Nie miał ochoty słuchać jakże to on odpoczął i spędził czas z ukochaną Celty. On tez miał wyjechać.. Nad morze z Shizuo.. Mieli odpoczywać tylko we dwóch. Żadnych nie pożądanych osób, sytuacji.. Izaya spojrzał na swój nadgarstek, na którym powstały nowe cięcia. Dlaczego on nie mógł być szczęśliwy? Dlaczego zostało mu to odebrane? To jest niesprawiedliwe!​ Izaya odetchnął powstrzymując się od płaczu. Już sam fakt, że jego oddech był niespokojny, zmuszał go do wstrzymania oddechu. Przymknął oczy opierając się o chłodne kafelki. Łazienka była najbardziej neutralnym pomieszczeniem w jego mieszkaniu. Nikt mu tu nie wejdzie ani nie przeszkodzi. Izaya rzucił żyletką o ścianę i przetarł dłonią twarz. Wiedział, że to głupota i tym sposobem i tak nie cofnie czasu, ale jednak w jakiś sposób mu to pomagało. Pomagało zapomnieć na chwilę. Podniósł się i gdy tylko opłukał nadgarstek, poszedł założyć bandaż. Namie układała książki, co chwilę zerkając na niego. Izaya usiadł przy biurku, spoglądając na ekran monitora. Rany go bolały.. Czuł, że jeszcze trochę i przekroczy granicę wytrzymałości, a to.. Będzie oznaczało tylko jedno.

Shizuo pierwszy raz od miesiąca mógł się wyładować. 
Okazało się, że miał chronić osobę, która zrujnowała mu życia. Przed kim? Przed jego przeciwnikami i ewentualną bijatyką podczas przechwytów lub nielegalnych interesów. Shizuo brzydził się tym. To było dla niego straszne i upokarzające. W końcu pomagał komuś, kto dopuścił do rozpadu jego związku. Jak miał czuć się dobrze w takiej sytuacji? No jak?! 
Miał szansę się wykazać. Znacznie przeorganizował ruch drogowy w innej dzielnicy Tokio. Zabrakło też kilku śmietników. Shizuo był wściekły, strasznie. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że miał w sobie aż tyle złości. Przez ten miesiąc odczuwał tylko smutek. Tylko to do niego docierało. Teraz poczuł wściekłość. Czystą złość. Jak jeszcze nigdy. 
Ostatni raz uderzył jednego faceta. Otarł krew z twarzy. Skończył z poszarpaną na rękawach koszulą. Izaya zawsze kręcił z politowaniem głową i wyrzucał zniszczony ciuch do kosza. 
Shizuo bez słowa poszedł do samochodu. Usiadł z tyłu i zapatrzył w widok za oknem. Mijali sklep, w którym blondyn kupił pierścień dla Izayi. Ciekawe, czy go nosi... Pewnie nie. Pewnie znienawidził Shizuo. Zapomniał o nim i żyje sobie spokojnie. Najważniejsze, że jest bezpieczny... 
Każdy dzień mijał nudno. Boleśnie. Shizuo coraz bardziej tęsknił. Chciał wrócić. Zastanawiał się, czy Izaya nic sobie nie zrobił. Miał nadzieję, że nie. Chciał chociaż raz go zobaczyć... jeszcze raz...

Izaya usłyszał od jednego z klientów o tym, że podobno Heiwajima powrócił i wywrócił część Tokio do góry nogami. Izaye aż kuło serce, gdy słyszał że ten wrócił. Czyli wraca smutna przeszłość, tak? Skoro Shizuo wracał do starych nawyków to może Izaya też powinien? 
- Słuchasz mnie w ogóle? - zapytał Shinra, któremu udało się połączyć z Izayą.
- Staram się nie słuchać - mruknął obojętnie, odwracając wzrok od okna. 
- No wiesz.. W ogóle, nie mogę się dodzwonić do Shizuo, wiesz coś o tym? - zapytał. Izaya przełknął ślinę stukając palcami o udo.
- Nie - mruknął. Nie odbiera tak? Pewnie też nie ma zamiaru z nim rozmawiać. Westchnął.
- Oh, myślałem, że jest z Tobą, bo ostatnio nawet Celty mi mówiła, że
- Shinra, zamknij się, okej? - mruknął przymykając oczy. - Nie wiem, nie obchodzi mnie to - oznajmił zaciskając dłoń w pięść. Trudne było dla niego wypowiedzenie tych słów, ale inaczej Shinra by się nie zamknął. Izaya odetchnął. Niech Shinra już nic nie mówi..
- Ale czemu miałbym..
Połączenie zakończone.

Shizuo zaciągnął się papierosem. To już kolejny dzień... kolejny tydzień... kolejny niemal miesiąc...
Blondyn stał na deptaku. Tym razem był sprytniejszy. Kontrole wobec niego zmalały, przez co zabrał telefon ze sobą. Patrzył w niebo, siedząc na ziemi. Dym papierosowy rozpraszał się w powietrzu. 
Korzystając, że nikt na niego nie patrzy, wystukał wiadomość do Celty. Krótką, acz treściwą. 
"Będę dzisiaj o 17 na północnej granicy Ikebukuro. Przyjedź." 
Shizuo wiedział, co go dziś czeka. Przekazanie nielegalnej broni, być może jakaś awantura i strzelanina. Będzie mu łatwiej. Postanowił sobie, że dziś się wyrwie. Ucieknie. Oczywiście, że postara się powybijać wszystkich tych skurwysynów, ale jeśli będzie musiał uciekać to... będzie potrzebował pomocy. Celty się do tego nada. Ciekawe, czy ona wie... 
Ciekawe czy Izaya powiedział komukolwiek. Pewnie nie. Zapewne dusi w sobie to wszystko, co go boli. Choć może nie boli? Może po prostu zapomniał o Shizuo i żyje sobie w szczęściu z kimś innym? Kto by chciał takiego potwora... 
Blondyn odetchnął i dokończył papierosa. Zbliżała się siedemnasta. 
- Ej, Heiwajima! Jedziemy! 
- Oczywiście. 
Blondyn wstał, nasunął okulary na nos i wcisnął ręce w kieszenie. Misję czas zacząć... 

Izaya włożył dłonie do kieszeni zupełnie nie mając ochoty pozostawać w mieszkaniu. Zbyt duża przestrzeń zaczynała go przygnębiać. No i w sumie długo już nie wychodził na zewnątrz.. Powinien trochę odetchnąć, pooglądać reakcje ludzi.. Albo coś. Zbierało się chyba na deszcz, ale Izaya nie sądził, żeby dzisiaj padało. Wychodząc nawet nie zauważył mężczyzny ubranego na czarno. W głowie miał pustkę. Gdy dotarł do najbardziej zatłoczonego miejsca w Ikebukuro jakim było centrum, przysiadł gdzieś na murku obserwując ludzi. Żaden z wszystkich, których widział nie był dla niego interesujący. Żaden nie wywołał u niego zachwytu, drwiny, radości. Wszyscy byli tacy sami.. Izaya spojrzał w szare niebo z nadzieją, że może tam znajdzie coś ciekawego. Zacisnął dłonie, gdy nagle spojrzał na pierścień założony na palec wskazujący. Przyjrzał mu się uważnie po czym westchnął wstając. Czuł się jakby naznaczony. Pierścień oznaczał jakby był z kimś związany, kogoś miał, ale..? To przecież nie miało sensu. Było to jedynie kłamstwem. Choć serce zawsze miało własne zdanie. Izaya zmierzał ku Rosyjskiemu Sushi.

Shizuo nasunął okulary na nos i spojrzał na krajobraz za oknem. Był wieczór. Niebo było ciemnopomarańczowe na zachodzie, czarne na wschodzie. Jeszcze chwila i ciemna noc zawładnie tym miastem. Shizuo zdążył zapomnieć, jak jasne i świecące są bilbordy. Ile ludzi przemieszcza się po ulicach. 
Westchnął cicho i zapalił kolejnego papierosa. Kierowca przestał zwracać na to uwagę. Blondyn więc spokojnie mógł sobie palić. Ciuchy zostawił, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Zabrał tylko telefon, klucze i dwie paczki papierosów. Resztę ma w domu... 
Dotarli na miejsce. Shizuo wysiadł i niczym prawdziwy ochroniarz otworzył drzwi swojemu... "przełożonemu"? Chyba tak. Stał przy nim przez cały okres rozmów i ustaleń, a gdy zaczęło się coś dziać... postanowił to wykorzystać.
Jedno uderzenie, drugie, czwarte, siódme. Chwile później większość osób z przeciwnego gangu leżała na ziemi, utraciwszy przytomność. Koszula Shizuo miała rozprute rękawy. Dodatkowo nosiła plamy jego własnej krwi. Oberwał kilka razy, jednak zdawał się tego nie poczuć. Nawet rany zadanej nożem nie poczuł. 
Podczas gdy inny ludzie od jego "przełożonego" rozprawiali się z gangiem, Shizuo sam złapał owego "przełożonego" za fraki i przycisnął do ściany. 
- Role się odwróciły, co nie? 

Izaye bolała głowa. Powinien się ubierać jakoś.. Inaczej.. Pewnie niedługo będzie chory. Chociaż może to tylko tak..? Przecież to nie znaczy, że od razu musi być chory, ot co! Przeleciał znudzonym wzrokiem po tekście po czym westchnął. Dlaczego nie bawi go fakt, że wszystko jest jak przewidział? Huh, to było nie do pomyślenia. Izaya czuł, że coś się dzieje. Coś dziwnego. Nie miał ochoty wychodzić na zewnątrz by się przekonać. Wiedział jednak, że wcześniej czy później się dowie o co chodzi..
Odpisał na maila po czym odetchnął. Jeszcze trochę i humor mu wróci. Wystarczy poczekać trochę i będzie dobrze. Przynajmniej powinno być.. Pomimo tego, że Izaya wyglądał i czuł się jak wrak.. To chyba powoli zaczynało być dobrze. Chciał tak myśleć. Spojrzał na prawy nadgarstek na którym miał założony bandaż. Shizuo by na niego nawrzeszczał.. Gdyby tu był.. Przeniósł wzrok nieco wyżej na palec wskazujący gdzie miał pierścionek. Przekrzywił lekko głowę. Cóż, będzie dobrze.

Shizuo docisnął mężczyznę do ściany. Uśmiechnął się szaleńczo i przysunął do faceta, którego w sumie nie znał nawet z imienia. 
- Z-zostaw mnie... - zagroził, szperając w kieszeni. Blondyn wyszczerzył się bardziej i pociągnął faceta na swoją wysokość. 
- Bo co? - zapytał z kpiną w głosie. Już się nie bał. 
- J-jedno moje słowo, a Orihara zrobi bum! i zniknie z tej ziemi... - powiedział nerwowo, szukając w kieszeni telefonu. 
- Jakbyś nie zauważył, wszyscy twoi ludzie są tutaj, a telefon... cóż... - Shizuo wskazał głową na rozwalone urządzenie leżące na betonie. Telefon szanownego jegomościa. 
Dalej wszystko potoczyło się tak szybko, że Shizuo nawet tego nie zapamiętał. Pamiętał tylko, że uderzał. Uderzał raz po raz, w dowolne miejsca. Nie kontrolował siebie. Czuł coraz większy ból dłoni, choć nigdy mu się to nie zdarzało. Rany cięte też bolały. Całą koszulę, kamizelkę i spodnie miał we krwi. 
Zaryczał silnik Celty. [ Shizuo, w coś Ty się wpakował? ] wystukała, zanim blondyn zdążył zapakować się na siedzenie za nią. 
- Nie pytaj, sam chciałbym wiedzieć... - mruknął, wsadzając kask na głowę. - Zawieź mnie do Izayi... - szepnął cicho, czując coraz większy ból i zmęczenie. Nie wiedział, co on mu powie. Wciąż nie docierało nawet do niego, że... że uciekł. Że się udało. Bo myślał już, co powie Izayi. Jak brunet zareaguje, zobaczywszy Shizuo na progu mieszkania.

Zaparzył sobie mocnej herbaty i usiadł przy biurku. W końcu musi skończyć to co zaczął. Włączył wiadomości, zalogował sie na maila i czat. Musiał dowiedzieć się o tym gangu, który porywa ludzi. Przeciągnął się i po chwili sięgnął po kubek. Ciekawe co robi teraz Shizuś? Jest szczęśliwy? Pewnie gnije w jakiejś knajpie, a panienki się do niego lepią.. Izaya zagryzł wargę. A może siedzi w swoim nowym mieszkanku i pije wódkę? W swoim miał jedną schowaną.. Pewnie ją wziął. Westchnął klikając na jakiś wolny pokój. Poprawił swój sweterek po czym zaczął stukać palcami o klawiaturę. Zmrużył oczy i po chwili wyciągnął z szuflady okulary, które nałożył. Zmarszczył brwi, zaczynając ponownie stukać o klawiaturę. Jeśli tego dziś nie skończy to będzie musiał siedzieć całą noc.. W dodatku w przyszłym tygodniu miał ktoś przyjść po informacje, których Orihara jeszcze nie zdobył.. Cóż, da radę.

Shizuo nie pamiętał za bardzo drogi do mieszkania Izayi. Pamiętał, że złapał się tylko motoru, żeby nie spaść i patrzył obojętnie na miasto. Całe ręce go bolały. Dostrzegł, że ma kilka dość głębokich ran. Twarz pewnie też nie wyglądała zbyt miło, nawet jak na niego... Ech.
Bał się. Shizuo pierwszy raz w życiu tak bardzo się bał. Nie wiedział, czego się może po Izayi spodziewać. Jak ten zareaguje? Zamknie mu drzwi przed nosem bez słowa? A może zacznie na niego krzyczeć? Czy może otworzy drzwi i po prostu będzie wlepiał to swoje spojrzenie szkarłatnych oczu w Shizuo? Co on zrobi? Blondyn nie miał zielonego pojęcia, czego może się spodziewać. Izaya mógłby zrobić wszystko. A co zrobi? Shizuo nie wiedział... 
- Dzięki, Celty - mruknął cicho, ściągając kask. 
[ Nie powinieneś jechać do Shinry? ] napisała i pokazała ekran blondynowi. Ten machnął tylko ręką. 
- Nie umrę. Mam co innego do załatwienia...
[ Co się stało między wami? ] 
- Nie pytaj... - mruknął, wchodząc już do klatki. Ciekawe, czy Izaya nosi pierścionek od niego? Pewnie nie... Shizuo spodziewał się, że Izaya na niego nakrzyczy, rzuci pierścionkiem i zamknie drzwi. Pewnie tak zrobi... 
Shizuo wspinał się po schodach coraz wyżej. Coraz bliżej Izayi. Coraz bliżej tego wszystkiego, do czego dążył od tych... niemal dwóch miesięcy. Coraz ciężej było mu się wspinać po tych schodach, ale nie poddawał się. 
W końcu stanął przed drzwiami Izayi. Przypomniało mu się, jak gonili się po klatce schodowej, aż w końcu docisnął go do drzwi i pocałował. Tyle wspomnień... 
Blondyn przetarł oczy, zdjąłszy okulary. Schował je do kieszeni i westchnął. Spojrzał na metalowe drzwi. To co...? 
Zadzwonił dzwonkiem. I czekał.

7 komentarzy:

  1. Już myślałam, że albo Izaya albo Shizuo zginie, ale udało się ^^ Obu Izaya mu wybaczył. Chce go zobaczyć w sukience ślubnej ;D mało prawdopodobne, ale nadzieja jest.

    OdpowiedzUsuń
  2. *q* Jak można przerywać w takim momęcie! Myślałam, że ktoś zginie ale na szczęście nie. :D Teraz już jest po testach to mam nadzieję że wena was nie opuści. Walić szkole piszcie shizaye >.< xd

    OdpowiedzUsuń
  3. "Walić szkołę piszcie Shizayę" XDDD popieram! Chociaż... nie jak się ma słąbe oceny to zabierają komputer a jak wtedy miałybyście pisać tak genialne opowiadanka Q.Q to już lepiej podzielcie czas Q.Q
    *w* *q* Shizuo ty idioto po prostu go przeprośc to takie trudne XD no tak dla ciebie pewnie tak ^^
    Cieszę się ze nikt ważny nie zginął... tylko tamten gościu... należało mu się!!!! Choć ja tam wiedziałam ze nie zabijecie postaci... to by było zbyt okrutne Q.Q
    Przerywać w TAKIM momencie.... no wiecie...
    Czekam na więcej~!!! Weny~!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten blog jest za dobry. Uzależniłam się od niego! codziennie sprawdzam czy są wpisy >.< Chciałabym tak pisać i mieć takie pomysły. A ten rozdział jeju... mam nadzieje, że pojadą nad to morze i będzie happy end. Niepoprawna umysłowo romantyczko-yaoistka krzyczy z głębi mojego umysłu "na pewno będą sexsy na parzy" a zdrowy rozsądek na to " jesteś nie normalna, co ty czytasz masz dopiero 16 lat -_-" xd. Jednak nie obchodzi mnie rozsądek XD to był jeden z moich pierwszych blogów shizayi i nie mam zamiaru go opuszczać <3 XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja nie lubię, jak się przerywa w takim momencie i jeszcze BEZCZELNIE każe się czekać na następną część. Ludzie, no, zlitujcie się ;_; Opowiadanie cudowne, pomysł i w ogóle.Miałam łzy w oczach, jak czytałam o ich smutku .-.
    Zlitujcie się i - PROOOOOSZĘ - podczas długiego weekendu ogarnijcie ostatni rozdzialik :3
    PROOOOOOSZĘĘĘĘĘĘ

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, dopiero teraz przeczytałam obydwa rozdziały. Jestem po prostu zbyt leniwa ;-;
    Powiem tylko jedno.
    Jebnę wam.
    Serio wam jebnę za to, jak skończyłyście ten rozdział i nie wiem jak Izaya zareaguje! Coś czuję, że nie zasnę dzisiejszej nocy ;-;

    Kocham to ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Niestety, ale ja nie z tych co się zachwycają. Płaczący izaya? Płaczący shizuś? Wtf? Zachowują się jak nastolatki, a nie mężczyźni. Wkurzające to. Co do końcówki, to pewnie izaya rzuci się w objęcia shizusia i będzie happy end. Jak mam być szczera, żadne szczególne emocje nie towarzyszyły mi kiedy to czytałam.
    Było parę błędów(jak można napisać "żuć gumę" przez rz???) i kilka powtórzeń, ale ogólnie nie było z tym tragicznie. No, tak więc ten. Czytałam już lepsze opka. A, i mogłybyście zrobić opis tego pierścionka, bo jestem ciekawa jak on właściwie wygląda.

    OdpowiedzUsuń