Witaj!

Blog został zamknięty, a kolejne posty nie będą na nim umieszczane. Dziękujemy za komentarze!

niedziela, 29 września 2013

Nienawidzę dzieci - 6

Dobra, coś się dzieje ludziska! :D Wreszcie dodajemy rozdział :D jestem taka dumna z tego xD Ayami -chan odpisuje mi właśnie do 7 rozdziału, bo już się wzięłyśmy za niego, wiec w przyszłym tygodniu na pewno się go doda, choć na 100% nie jestem pewna ^z^ Jak zwykle życzę miłego czytania i proszę o szczere komentarze ;D 


No hej~! Coś się dzieje, o Boże~! Można powiedzieć, że wracamy! Tak. Oto wielki powrót Shizayi i "Nienawidzę dzieci". Mamy już co nieco zaplanowane. Będzie się działo~! I postaramy się pokazać wam kolejne części ich przygód jak najszybciej! Pozdrawiam~



- Are, are.. - westchnął. Kolejne zdjęcia przedstawiały głównie Shizuo i Shinrę. Czasami wkradł się na nie Izaya robiąc głupie miny. Czuł takie ciepło w sercu oglądając te zdjęcia. W końcu to były dobre wspomnienia.Czasy liceum były dla niego dobre, bo mógł wkurzać swojego potworka i przy okazji dobrze się bawić wychodząc cało.

Pozwolił Izayi przeglądać zdjęcia. Sam stał tuż za nim i patrzył na każdy kolejny obraz przypominający mu liceum. Od tamtej pory życie Shizuo przypominało po prostu kłębek nerwów. Izaya już od wtedy lubił go denerwować. Wychodził wtedy z tego cało. Teraz zazwyczaj też mu się jakoś udawało. Przyjrzał się dzieciakowi. Zdawało się, że czuje już się lepiej... to chyba dobrze. Bo Izaya, jak był chory, stawał się jeszcze gorszy, niż normalnie...

Spojrzał na Shizuo, a potem wskazał na ekran i nie powstrzymał się od śmiechu. Na zdjęciu blondyn w samych bokserkach - czerwonych w kropki - biegł za Izayą w stronę jeziora, krzycząc coś. Widocznie był zdenerwowany. Izaya wybuchł niekontrolowanym śmiechem.

Żyłka na czole Shizuo zapulsowała niebezpiecznie. Gdyby nie fakt, że Izaya jest w ciele dziecka, blondyn zapewne już by go uderzył. Pamiętał dzień, w którym Izaya miał ochotę na głupie kawały. Dopiero co przyjechali nad jezioro, nawet nie weszli do domku, a Izaya już... grrrrrr, zresztą. Posłał małemu Izayi piorunujące spojrzenia, ciskając wyimaginowane błyskawice z oczu.

- To było takie zabawne kiedy się wkurzyłeś. - zaśmiał się jeszcze raz po czym przetarł oczy od łez. Odetchnął głęboko. - Jak tam Shizu - chan Twoja kontrola? - zapytał z drwiącym uśmiechem. Wiedział, że Shizuo w środku aż wybucha niczym wulkan. To było fascynujące i dosyć śmieszne.

Shizuo warknął coś pod nosem. Jak Izaya go denerwował! Tylko on jeden to wiedział. A jeszcze gorszy był fakt, że nie mógł zrobić mu krzywdy. Jego własny honor nie pozwalał mu na podniesienie ręki na trzylatka. Może to i Izaya, najgorsza szuja w całym Tokio, jednak jest w ciele trzylatka...
- Bardzo dobrze... - syknął wściekle, zaciskając ręce w pięści. Czuł się fatalnie. Musiał się kontrolować... czuł, że złość, jaka w nim wzbiera od dłuższego czasu, chce uciec... szuka ujścia...

- Serio? - zapytał, udając zdziwienie. - Bo tak jakby Ci pięści drgają. - oznajmił patrząc na niego. Fakt faktem wkurzył go i był z tego faktu zadowolony. Szczególnie, że teraz mógł to robić bezkarnie. Uśmiechnął się pod nosem.

- Tak jakby nie wiem, na jakiej podstawie to stwierdzasz - odpyskował, rozluźniając i zaciskając dłonie. Czuł, że jeszcze chwila i wyjdzie z siebie i stanie obok. Albo wyjdzie z domu. W sumie... ta druga opcja jest dość kusząca... Izaya go irytował. Był mały. Shizuo nienawidzi małych dzieci. A ten oto osobnik jest mały, podstępny, wykorzystuje swoją formę najbardziej, jak tylko się da... Widział ten usatysfakcjonowany błysk w szkarłatnych oczach Izayi. Warknął pod nosem i zapalił papierosa.

Zaśmiał się tylko po czym przewinął zdjęcia.
- Nudne.. Nudne.. - mruczał oglądając pojedyncze fotki. Było mu znowu nudno.. - Ej, Shizu - chan? Codziennie tak siedzisz w domu? - zapytał nie patrząc na niego. Wyłączył zdjęcia i wszedł w internet, szukając jakiś gier. Gdyby nie fakt, że Shizuo siedzi jeszcze tu, to by posiedział jeszcze na czacie...

Prychnął tylko w odpowiedzi. Rozluźnił dłonie i odetchnął. Uśmiechnął się krzywo. 
- Jakbyś nie zauważył, zwykle za tobą ganiam - warknął. Czuł, że jeszcze chwila, a wybuchnie. Izbya go irytował bardziej, niż ktokolwiek. Ciężko było mu z nim wytrzymać. Do tego nie mógł mu nic zrobić. Był sfrustrowany. Miał dość. Złamał papierosa, którego trzymał w dłoni. Wyszedł, trzaskając drzwiami. 

Spojrzał za nim po czym wyłączył laptopa i poszedł do sypialni po drodze tłukąc jakiś wazon. Położył się na łóżko, myśląc kiedy to się skończy. Jak dla niego to trochę za długo się ciągnie. Westchnął ciężko po czym wygramolił się z posłania i otworzył szafę. Wziął jakąś bluzę Shizuo i ubrał ją. Było mu zimno, a marznąć nie zamierza. Wrócił na łóżko i opatulił się kołdrą przymykając oczy. Ciekawe gdzie poszedł Shizuo?

Shizuo wyszedł przed swój blok, głośno trzaskając drzwiami. Rozwalił stojący nieopodal śmietnik. Władze miasta niedawno go tu postawiły. Jakoś nie było mu przykro. 
Szedł przed siebie, wyładowując złość na wszystkim po kolei. Wyrwał ze dwie lampy, kopnął kilkanaście śmietników. Nocni spacerowicze uciekali w popłochu. Shizuo nie czuł chłodu nocy. Szedł przed siebie. Dobijała go jego własna niemoc. Izaya, jak na doskonałego manipulatora przystało, wykorzystywał to, że blondyn nic nie może mu zrobić. To irytowało Shizuo jeszcze bardziej. Zdenerwował się tak mocno, że co jakiś czas na samo wspomnienie informatora, stawiał mocniejszy krok. I zostawiał po sobie wgniecenie w ulicy...

Już po chwili zasnął z drwiącym uśmieszkiem na twarzy słysząc hałas na zewnątrz. Przez czas gdy spał, jego ciało zaczęło rosnąć. Wyglądał teraz jak siedmiolatek. Przewrócił się z boku na bok, szukając lepszej pozycji.

Shizuo długo chodził po ulicach i uliczkach. Uratował przy tym jakąś kobietę przed dwoma złodziejami. Ta jednak szybko uciekła, widząc wściekłość Shizuo. Blondyn wrócił do domu dopiero wtedy, gdy poczuł względny spokój. Chciał pobić Izayę do nieprzytomności,​ jednak nie mógł... 
Z ciężkim westchnieniem wszedł do domu, w którym było podejrzanie cicho. Nie mając ochoty na oglądanie Izayi, blondyn zdjął jedynie wierzchnie ubrania i w samych bokserkach położył się na kanapie. Po chwili zasnął.

Rano gdy się obudził, czuł się nieco inaczej niż zwykle. Podniósł się i podrapał po głowie. Albo mu się zdaje albo trochę urósł. Powędrował do łazienki i spojrzał w lustro. Był wyższy i doroślejszy. Czyli będzie tak rósł aż dk swojego wieku? Wtedy wyglądał jak trzylatek, a teraz jak siedmiolatek.. Czyli 4 lata różnicy. Opuścił łazienkę i wszczął poszukiwania Shizuo, którego znalazł w salonie na kanapie. Podszedł do niego z wrednym uśmiechem, jakby planował zemstę po czym ukucnął przy kanapie głaszcząc go po poliku.
- Shizu - chan, potworki nie mogą spać tak długo~ - szepnął melodyjnym tonem.

Spał twardym snem, odpoczywając przed następnym dniem pełnym nerwów, wrzasków i małego Izayi. Wciąż nie mógł pojąć, jak to się stało? Dlaczego do tego wszystkiego doszło? 
Obudziło go smyranie po policzku. Usłyszał melodyjny głos Orihary. Nie wiedział, co mówi. Nie rozróżniał słów. 
- Izaya, ty szujo, odsuń się dla swojego własnego dobra... - warknął, przewracając się na drugi bok. Zaczęło się...

Zaśmiał się rozbawiony.
- Nie interesuję Cię nawet to, że jestem w swojej normalnej, dwudziestojednoletniej formy? - zapytał, chcąc sprawdzić jak zareaguje. Ucieszy się? Chociaż, kiedy on w ogóle się cieszył z czegoś? Izaya nie zakodował takiego szczególiku w życiu Shizuo.

Powieka Shizuo drgnęła. Blondyn przeczesał włosy i usiadł, ziewając przeciągle. Czyli Izaya jest w normalnej formie...? 
- W takim razie nie powinno cię tu już być... - syknął. Spojrzał na Oriharę. Patrzył i... żyłka na czole zaczęła mu pulsować. Ten mały... okłamał go! Owszem, był większy, jednak wciąż był dzieckiem! Na oko siedmioletnim gówniarzem! 
Złapał Izayę za poły bluzy, którą ten miał na sobie i przyciągnął go do siebie. Zajrzał mu w oczy. 
- Jeszcze raz zrobisz taki numer, a nie wrócisz nigdy do normalnej postaci... - warknął.

Zaśmiał się głośno, nic sobie nie robiąc z gróźb. Na jego twarzy nie malowała się radość.. Czyli Shizo nigdy się nie cieszy. Nuda.
- Shizu - chan, wiesz że groźby są karalne? - zapytał klepiąc go po polikach. - Poza tym nadal jestem dzieckiem. - zaśmiał się przymykając powieki. To naprawdę było zabawne. Do tego ta nienawiść w oczach blondyna, napawała go jeszcze większą satysfakcją z tego, że go zdenerwował.

- Pierdol się - syknął Shizuo, uderzając lekko małego Izayę po dłoniach. Ten szybko zabrał swoje dłonie. Blondyn zmarszczył brwi. Izaya był już większy, co znaczy, że nie musi się nim aż tak zajmować. Jednak mimo wszystko nie może zostawić go samemu sobie. Jeszcze nie. Niestety...
- I tak jesteś tak samo obrzydliwy, jak w formie trzylatka - stwierdził, zapalając papierosa. Zamknął oczy, żeby nie musieć widzieć paskudnego Izayi.

- Shizu - chan, jakie Ty masz brzydkie słownictwo. - westchnął siadając koło niego. Machał nogami opierając dłonie po bokach. - Shizu - chan, palenie szkodzi, potworku. - zaśmiał się głośno, po czym stanął na kanapie i uwiesił mu się na plecach. - Co będziemy dziś robić? - zapytał próbując na niego wejść. Tak wczuł się w rolę dziecka, że już nie kontrolował niektórych zachowań. Ale Izaya to Izaya. Spojrzał na Shizuo po czym westchnął. - Jestem głodny...

- Od czegoś trzeba umrzeć - stwierdził tylko, zaciągając się dymem. Wypuścił powietrze z płuc, próbując się odstresować. Mały Izaya próbujący wejść na jego plecy nie pomagał, a wręcz utrudniał. Znowu ledwo powstrzymał chęć uderzenia dzieciaka. Policzył w myślach do dziesięciu i wstał, zginając niewypalonego jeszcze papierosa w połowie. Cisnął go do popielniczki i poszedł do kuchni. Jeszcze chwila i Izaya będzie mu zrzędził, że jest głodny. Woli więc od razu nakarmić dzieciaka. 

Poszedł za Shizuo by następnie usiąść na krześle. Patrzył na to co wyprawia Shizuo po czym położył głowę na stole, machając nogami.
- Zrobisz omlety? Albo ootoro? Albo sushi? Albo tuna maki? - wypytywał go. Miał ochotę na wszystko, ale szczególnie na ootoro, które uwielbiał. Oblizał usta po czym westchnął.

Shizuo otworzył lodówkę i pociągnął łyk mleka z kartonu. Podrapał się po głowie i zaczął myśleć, co zrobić dzieciakowi na śniadanie. Przecież sam sobie nie zrobi... 
- Uspokój się! - warknął, słysząc lawinę słów. Westchnął ciężko. - To co chcesz? JEDNA rzecz - zapytał w końcu. Nie, żeby miał ochotę ustępować Izayi, ile chciał go po prostu czymś zająć. Żeby ten się nie czepiał. 

Westchnął ciężko uderzając czołem o stół.
- Tylko jedną? - jęknął patrząc na niego. - To.. Omlet nadziewany ootoro. - zaśmiał się lekko. Ooo tak. To jest jedna potrawa! Więc Shizuo nie ma się czego czepiać. Zachichotał pod nosem po czym wyszczerzył się do niego. - Współczuje Twoim dzieciom. Chociaż. Szansa na nie jest zerowa, gdyż dziewczyny i tak mieć nie będziesz miał. - zaśmiał się.

Shizuo warknął pod nosem. Mógł dodać, że bez żadnych dziwnych połączeń. Zabrał się więc za robienie śniadania. Poczuł się dziwnie. Jakby za nim siedział jego mały, rozwrzeszczany dzieciak i czekał na żer... 
O Boże... Blondyn plasnął się otwartą ręką w czoło. 
- Twierdzisz, że źle gotuję? - syknął, obracając się i grożąc Oriharze nożem. Po chwili wrócił do krojenia. - A może będę miał? I co wtedy? - zapytał półżartem, półserio. Oczami wyobraźni widział już minę Izayi... cudowny widok... 

- Twierdzę, że byłbyś okropnym ojcem. - parsknął. - Ciągle krzyczysz, przeklinasz, wkurzasz się i grozisz dziecku. - wyliczył na palcach po czym spojrzał na niego, prostując się. - Wtedy poszukam, która kobieta wkręciła Cię na dziecko. - zaśmiał się. To by było zabawne. Odetchnął zerkając na jedzenie.

- Z takim dzieckiem, jak ty, to nic dziwnego - odparował, smażąc omleta. Trochę naciągnął prawdę, bo szczerze nienawidził dzieci... no ale cóż. Nie patrzył na Izayę, obserwował przygotowujące się śniadanie, żeby przypadkiem nie przypalić. I żeby Izaya znowu się nie czepiał. Naprawdę miał ochotę wywalić go za drzwi! Albo przez okno! Niestety nie mógł. A pokłady złości i niewyładowywanej​ na niczym agresji rosły coraz bardziej... 
- No tak, czego ja innego mogłem się po tobie spodziewać... żadnej wiary w ludzi - parsknął gorzkim śmiechem, stawiając przed nim talerz ze śniadaniem. 

- Wiary? Shizu - chan, kto by chciał takiego potwora jak Ty skoro nawet wojsko by się Ciebie bało? - zapytał jedząc swoje śniadanie. Na pewno gdyby przyjechałoby tu wojsko to gdyby zobaczyli Shizuo, zwialiby gdzie pieprz rośnie. A gdyby strzał z czołgu przeszył jego ciało? Umarłby czy by się zregenerował?

- Jesteś okrutny, wiesz? - spytał, przeżuwając kolejny kęs śniadania. - W wojsku liczy się przetrwanie - dodał, obserwując swój własny widelec. - Gdybyś dowodził takowym oddziałem, pewnie byś przyjął kogoś takiego, jak ja. W końcu masz już doświadczenie...​ - Zerknął na Oriharę, który zamyślił się nad czymś intensywnie. Ciekawe, nad czym...?

- Doświadczenie? - wyłapał. Spojrzał na Shizuo po czym odetchnął. - Dowodzeniem zajmuję się na co dzień, Shizu - chan. Jestem Bogiem tego świata. - zaśmiał się lekko. Gdyby dowodził na wojnie to byłby najsilniejszy. Obserwowałby cierpienie ludzi i emocje. Doprowadzałby do różnych sytuacji i czułby satysfakcję. Uśmiechnął się pod nosem.

- Dziwnie to wygląda, gdy takie słowa wychodzą z ust siedmiolatka - skomentował Shizuo, kończąc swoje śniadanie. Wstawił swój talerz do zlewu. Zastanowił się: co teraz? Ile to jeszcze potrwa? Czy to się w ogóle kiedyś skończy? I co najważniejsze: dlaczego tak się stało? Dlaczego Izaya tak zmalał i dlaczego to Shizuo się nim zajął? Ech... męczyło go to...

- Może i tak. - zaśmiał się lekko. Zjadł śniadanko po czym wstał i położył talerzyk na blacie. - Sprzątnąłeś ten wazon w salonie? - zapytał przypominając sobie, że wczoraj zbił wazon. Jakby się zastanowić to zbił bardzo dużo rzeczy w jego małym mieszkanku. Cóż.. Nudo mu było.

Shizuo uniósł brwi, słysząc pytanie Orihary. Jaki wazon...? Wczoraj nic nie widział, jak wszedł do domu. Może to dlatego, że nie zapalił światła...
Przeszedł do salonu. Faktycznie, pobite szkło leżało na ziemi. Żyłka na czole blondyna zapulsowała. 
- Czy ty naprawdę nie masz co robić?! - ryknął. Zauważył usatysfakcjonowa​ny uśmieszek na twarzy siedmioletniego Izayi. - Do jakiegoś przedszkola cię chyba trzeba posłać! 

Uśmiechnął się szerzej słysząc jego złość. Nigdy mu się to nie znudzi.
- Nie mam, Shizu - chan. - westchnął ciężko. Podreptał za nim po czym parsknął śmiechem. - Mnie? Do przedszkola? - spytał niedowierzając że Shizuo na serio chcę go tam zapisać. - Byłem już w przedszkolu. - mruknął. Nawet gdy był w przedszkolu lubił obserwować te wszystkie dzieci i ich zachowania.

Żyłka na czole blondyna zapulsowała niebezpiecznie. Zagryzł wargę i pozbierał odłamki z podłogi. Rzucił ten tekst dla żartów, ale... może to faktycznie jest dobry pomysł? Z tym, że Izaya wygląda jak siedmiolatek, czyli... powinien iść do szkoły podstawowej, do pierwszej klasy. 
- Co byś powiedział, gdybym faktycznie zapisał cię do szkoły podstawowej, do pierwszej klasy? Akurat niedługo kończą się wakacje... - rzucił złośliwie Shizuo, uśmiechając się wrednie. 

Spojrzał na niego dziwnie po czym prychnął.
- Chyba bym Ci poderżnął gardło podczas snu. - uśmiechnął się słodko do niego. - Poza tym nie jesteś moim opiekunem prawnym. - mruknął wytykając mu język. Usiadł na kanapie po czym włączył telewizor. - Wyjdziemy gdzieś? Gdziekolwiek. Zginę jak będę tak siedział. - powiedział odchylając głowę do tyłu. Już się trochę przyzwyczaił, że jest nieco uzależniony od Shizuo.

- Oh, jakbyś dał radę. Wyczuwam zagrożenie nawet podczas snu - odparł sztucznie słodkim głosem, o jaki sam siebie nie podejrzewał. Posprzątał resztki po wazonie. Pomyślał sobie, jakby spokojnie było, gdyby faktycznie mógł posłać Izayę do takiej szkoły... miałby spokój na pół dnia przynajmniej... 
- No już wyjdziemy, wyjdziemy... tylko daj mi się ubrać. - Wskazał na siebie. Wciąż paradował po domu tylko w bokserkach, w których zasnął. 

- Uważasz że nie potrafiłbym Cię zabić? - zapytał z kpiną. Podniósł się i spojrzał na niego. On sobie chyba kpi. Zabiłby go, ale póki co świetnie się bawi. Nie spodziewał się po Shizuo takiej reakcji. Bardziej sądził, że odpowie coś w stylu "Zabić? Więc zostaniemy w domu" czy coś w tym stylu, a tymczasem on się tak po prostu zgodził. Przyjrzał mu się dokładnie i stwierdził, że Shizuo jest osobą o dobrze zbudowanym ciele. Nawet bardzo dobrze.

- Dokładnie, tak właśnie uważam - prychnął, patrząc w dół, na Izayę. Zabawnie wyglądał, jak w tym wątłym i drobnym ciele siedmiolatka, zadzierał głowę, żeby spojrzeć na blondyna. Wytrzymał spojrzenie  ciekawskich oczu informatora, po czym poszedł po swoje ubrania do sypialni. Na chwilę zamknął się w łazience, żeby się umyć i ogarnąć. Wczoraj był zbyt wściekły, żeby to zrobić. Po kilku minutach wyszedł, już gotowy i ogarnięty. Spojrzał na Izayę. 

Prychnął po czym spojrzał na siebie. Musi się przebrać, bo przecież nie pójdzie w czymś w czym spał.
- Naiwny jesteś, dlatego tak uważasz. - oznajmił patrząc mu prosto w oczy. Zaraz po tym westchnął. - W co ja mam się ubrać? Przecież w tym spałem! - jęknął patrząc na niego. - Shizu - chan, noo.. - mruknął zakładając rece na piersi. Ciekawe ile Shizuo ma cierpliwości nim na niego nakrzyczy?

- Przesadzasz. - Shizuo warknął jedynie, zakładając swoje okulary na nos. Izaya strasznie go irytował. I miał takie głupie dylematy... jak dla niego, Orihara wcale nie musiał się przebierać. W ogóle nie interesowało go, jak wygląda dzieciak. Chciał się pozbyć tego kłopotu jak najszybciej, jednak... nie wiedział, jak. Poczekać, aż znowu Izaya urośnie? Nie może go zostawić samego w ciele siedmiolatka... ale jakby tak urósł do rozmiarów takiego piętnastolatka bądź szesnastolatka....

- Jak urosnę 4 lata, a potem kolejne to będziesz miał problem. - stwierdził po czym poszedł do pokoju, ubierając jakąś inną bluzę. - Idziemy? - zapytał idąc w kierunku drzwi. Mogliby odwiedzić Celty. Izaya by coś jej naopowiadał. Na przykład dlaczego ma siniaka na ramieniu. Sam nie wiedział skąd go ma, ale winę mógł na kogoś zwalić. 

- Ech... idziemy, idziemy... - mruknął tylko, wyciągając papierosa. Zamknął drzwi na klucz i już po chwili obaj szli trochę nierównym chodnikiem w kierunku miasta. Shizuo obojętnie patrzył na świat zza szkieł swoich ciemnych okularów. Jak zawsze, nie chodził do końca wyprostowany, a w dłoni trzymał papierosa. Nie zwracał uwagi na Izayę, który dreptał obok niego. 

Obserwował ludzi z zupełnie innej perspektywy. Rozglądał się gdy nagle przystanął. Jakiś gang stał koło fontanny i kłócił się o coś.
- Shizu - chan, chodź. - zawołał wyciągając do niego dłoń. Jeśli stworzy widok "ojca z dzieckiem" to będzie mógł podejść bliżej bez niczego i przysłuchać się ich kłótni.

Shizuo przewrócił oczami, czego Izaya oczywiście zauważyć nie mógł. Wolał jednak uniknąć wszelkiego typu wrzasków Izayi. Jeszcze zaczęliby go ludzie o coś posądzać... Zaciągnął się papierosem i zmarszczył brwi, obserwując otoczenie. Czuł, że coś unosi się w powietrzu... choć może mu się zdawało?

- Shizu - chan. - burknął trzymając nadal wyciągniętą rączkę. Westchnął ciężko po czym złapał go za materiał spodni, prowadząc w kierunku fontanny. Już po chwili dobiegły go pojedyncze słowa, między innymi jego nazwisko.
- Ponoć zniknął. - mruknął jeden z nich. - Chyba Heiwajima go zatłukł i gdzieś zdycha. - oznajmił. Reszta spojrzała po sobie, nie wiedząc czy się śmiać z tego bowiem zauważyli blondyna przechodzącego obok. Izaya wczuł się w rolę siedmiolatka i szczerzył się jedynie.

Blondyn zacisnął mocniej rękę w pięść, jednak nie odsunął Izayi od siebie. Po chwili zrozumiał, że to część przedstawienia. Wyłapał pojedyncze zdania z rozmowy członków gangu. Ściągnął brwi. Uśmiechnął się asymetrycznie. Spokojnym krokiem szedł w ich kierunku. Obserwował ich twarze. Wyrażały przerażenie, jak zawsze. 
- A jeśli do zatłukłem, to co? - zapytał retorycznie, zaciągając się papierosem. 

Przyglądał się blondynowi z udawanym zdziwieniem co chwilę patrząc na przerażonych mężczyzn. Wciąż trzymał Shizuo za kawałek spodni, tak dla zasady.
- To nic. To dobrze, nie? - zaśmiał się nerwowo jeden z nich. Izaya zmierzył każdego z nich po czym zaśmiał się w duchu.
- Ale zawsze Ci umykał, więc jak to zrobiłeś? - zapytał inny zakładając ręce na piersi. Wyglądał tak jakby wcale nie bał się blondyna. W środku pewnie i tak trząsł portkami.

Shizuo uśmiechnął się jedynie szerzej. Wciąż pamiętał o Izayi, który uczepił się jego nogawki. Miał nadzieję, że informator choć raz pokaże, iż naprawdę zna się na rzeczy i się nie zdradzi. 
- Oh, ma się swoje sposoby... goniłem go długo, długo...w końcu dopadłem w ciemnej uliczce... nie miał jak uciec przed kimś tak wielkim, jak ja... w dodatku w KAŻDYM aspekcie... chyba był zaskoczony, ale ostatecznie mu się podobało. A kiedy już myślał, że przestaliśmy być wrogami... bum! I po Izayi. - Uśmiechnął się wrednie. Izaya był teraz mały i bezbronny, więc nie mógł zareagować na zmyśloną historię, którą blondyn opowiadał z udawanymi, psychopatycznymi błyskami w oczach. Widział przerażenie tamtych kolesi. 

Uniósł brwi patrząc na Shizuo. Że co? Ciemną uliczka? Wielkim w każdym aspekcie? Izaya omal nie prychnął na tę aluzję, ale powstrzymał się. Spojrzał na tamtych kolesi, którzy wyglądali jakby już byli trupami po czym westchnął zaciskając łapkę na materiale spodni. Kogo on z niego robi? Podobało mu się? Ale był chyba zaskoczony? Miał ochotę powiedzieć "że co kurde?" i zrobić facepalma. Shizuo, który wręcz perfekcyjnie skłamał, wymyślił swoją historyjkę, w której to Izaya zostaje przedstawiony w dziwnym świetle.. Nie, to za dużo.
- To.. To my już pójdziemy. - odezwał się jeden po czym całym gangiem opuścili to miejsce. Gdy tylko zniknęli z pola widzenia Izayi, ten puścił Shizuo i stanął przed nim. - Serio? - zapytał z wyrzutem po czym westchnął ciężko.

Gdy kolesie sobie poszli, Shizuo uśmiechnął się perfidnie. Zaśmiał się psychopatycznie w odpowiedzi na pytanie Izayi. Przysiadł sobie na ławce, rzucając papierosa na ziemię. Musiał to zrobić. Każda okazja, żeby pogrążyć choć trochę informatora jest dobra. Wykorzystywał wszystko, co się tylko dało. 
- W końcu obracałem się w dość nieszczerym towarzystwie - prychnął, przeciągając się.

- Celty jest szczerą osobą. Shinra też, więc nie wiem o kim mówisz. - oznajmił siadając obok niego. On miałby kłamać? Izaya jest szczerym człowiekiem czasem nie mówiącym CAŁEJ prawdy lub naginając ją. To nie jest kłamanie. Przynajmniej w jego domniemaniu. - Zjadłbym coś. - oznajmił rozglądając się.

Shizuo westchnął ciężko, kręcąc głową z politowaniem. 
- Dopiero co jadłeś śniadanie - zauważył, odchylając się na ławce i patrząc w niebo. Było odrobinę zachmurzone, jednak przeważał błękit. Na szczęście nie raził go w oczy. Blondyn przymknął powieki i tylko czekał, aż Izaya zacznie się skarżyć. Powoli przyzwyczajał się do jego obecności, co wcale nie oznaczało, że nie miał go dość. Miał i to bardzo. Tylko czekał, aż ten powróci do swojego pierwotnego stanu. 

- No to co? - fuknął podnosząc się. Teraz jak stał na ławce to nie wyglądał na takiego małego. Złapał Shizuo za polik i zaczął go ciągnąc. - Jestem głodny. Bardzo. - oznajmił. Pociągnął go bardziej po czym zdjął mu okulary. - Shizu - chan? Po co je nosisz? Przecież nie ma słońca. - powiedział zakładając je na nos. Było o wiele ciemniej, ale nadal widział dużo szczegółów.

- Auć, ale nie ciągnij! - zawołał Shizuo, powstrzymując się od uderzenia dzieciaka. W normalnych warunkach stojący na lewo śmietnik już leciałby w Izayę. Jednak... to nie były normalne warunki. To nie była zwyczajna sytuacja. I ciągnęła się już tak długo... 
- Bo lubię? Nic ci do tego - fuknął, sięgając ręką po swoją własność. 

- No właśnie mi do tego to, że się z Tobą pokazuje. - zaśmiał się lekko. Już po chwili uchylił się przed dłonią Shizuo. - Chcesz je? - zaśmiał się lekko. Pewnie będzie o to zły, ale cóż.. - Łap je! - krzyknął rzucając okularami w stronę fontanny. Ciekawe czy Shizuo zdąży czy będzie musiał je wyławiać.

- Ty pojebany bachorze! - wydarł się Shizuo i rzucił wyjętym właśnie z paczki papierosem o ziemię. Ruszył w niemal dziki pośpiech za swoimi okularami, jednak i tak nie zdążył. Ciemne szkła zderzyły się z powierzchnią wody, aż w końcu uderzyły o dno fontanny. Blondyn podwinął rękawy i klnąc szpetnie pod nosem, sięgnął dłonią, aby wyłowić swoją własność. 

Nie zdążył odpyskować bowiem jakieś duże dłonie zasłoniły mi widok i usta. Zaczął się szarpać, ale tej osobie najwidoczniej to nie przeszkadzało. Już po chwili opuścili centrum Ikebukuro kierując się gdzieś. Izaya po samych dźwiękach nie mógł odkryć gdzie idą, ale wiedział że weszli do budynku i idą po schodach na górę. Stukot butów rozniósł się po klatce schodowej.

Shizuo wytarł okulary rękawem swojej białej koszuli, warcząc wściekle pod nosem. Co ten dzieciak sobie wyobrażał? Żeby tak po prostu rzucić jego okularami! Coś bardzo lubi się nimi zabawiać. Uwielbiał wyprowadzać Heiwajimę z równowagi... 
Obrócił się, żeby nakrzyczeć na małego Izayę. Jakież było jego zdziwienie, kiedy... na ławce go nie było. Nie było tam Orihary. Nie było małego, wkurwiającego dzieciaka.


6 komentarzy:

  1. Komentarz Małgo, podbijam Ci statystykę XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Literówki, pełno literówkek... To znowu ja, Małgo XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agata chuju ._. patrzę i widzę "2 komentarze" "O, jak zajebiście, ciekawe, co mówią o rozdziale" A to Ty... ._. XDDD

      Usuń
  3. Ej ja też mogę powiedziec coś o rozdziale! To tak. Przeczytałam dwa pierwsze akapity i nie wiem co było w poprzednich rozdziałach, ale na podstawie tych dwóch akapitów stwierdzam że jest dobrze XD

    OdpowiedzUsuń
  4. urusł ;o nie mogłam się doczekać kolejnago rozdziału <3 Biedny Izaya ;cc a jeśli jakiś pedofil go zgwałci ;cc jeszcze Shizuś się wkurzy że ktoś zamiast niego wyruchał Ize. Cieakajestem co bd dalej :DD

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurde to tak wkurzajace dziecko ze zabić to mało ;-;
    Urósł lol nie spodziewalam sie tego. I wgl 7latki to takie rozgadane bachory ;-; ogólnie lubię dzieci i wgl ale jakbym miała takiego Izaye to by długo nie pożył.
    Ei żal miałam nadzieje ze w wieku 3lat go wyśle do przedszkola albo chociaż teraz do szkoły. Byłoby śmiesznie.
    Omg omg porywają dziecko :0 oby to nie był jakiś pojebany pedofil bo nie wytrzymam. SHIZUO PEDŹ NA RATUNEK SWOJEMU DZIECKU XDD
    Wgl ja tam sądzę ze Shizuo byłby dobrym ojcem. Tutaj odpieprza takie rzeczy bo to Izaya i to z umysłem dorosłego faceta, ale mysle ze jakby miał własne dziecko to bardziej przykladnego ojca nie byłoby w całej Japonii xD

    OdpowiedzUsuń